Marek Bogdoł: W Czechach jest inaczej

Z Markiem Bogdołem, biegaczem prowadzącym bloga drogadotokio.pl rozmawiamy o czeskich biegach, w których brał udział. O atmosferze, organizacji i o tym, co takiego mają imprezy organizowane przez RunCzech, czego brakuje biegom w Polsce.

Jak to się zaczęło? Skąd pomysł, aby startować w Czechach?

Tworząc listę startów na 2015 rok przypomniałem sobie o półmaratonie w Ołomuńcu, w trakcie którego doszło do niecodziennej sytuacji. Wilson Kipsang, ówczesny rekordzista świata w maratonie (2:03:23 – Berlin 2013 r.), przegrał z Geoffrey’em Ronohem. Co w tym dziwnego? Ano to, że Geoffrey był jego… pacemakerem. To była ciekawa historia. Pomyślałem od razu: „Jak to? Kipsang biega w Czechach?”. Wydawało się, że na świecie jest wiele ciekawszych miejsc, w których ten znakomity biegacz mógłby zaprezentować swoje możliwości. Zaintrygowany zacząłem interesować się tym biegiem. W ten sposób trafiłem na półmaraton w Ołomuńcu. Po raz pierwszy pobiegłem tam dwa lata temu. Od tego czasu nie wyobrażam sobie sezonu bez przynajmniej jednego biegu organizowanego przez RunCzech.

W ilu biegach RunCzech dotychczas wystartowałeś?

W sumie to już 5 biegów. Do tej pory odwiedziłem 3 miasta. Trzykrotnie startowałem w Ołomuńcu, raz w Pradze i Ujściu nad Łabą. Liczę na to, że w przyszłym roku uda mi się pobiec w Karlowych Warach i Czeskich Budziejowicach. Tym samym odwiedzę wszystkie miasta, które wchodzą w skład ligi biegowej RunCzech.

Który z nich wspominasz najlepiej?

To był pierwszy bieg, w którym wziąłem udział – wspomniany wcześniej – półmaraton w Ołomuńcu w 2015 roku. Doskonale pamiętam, jak dobre zrobił na mnie wrażenie. Piękne miasto, urokliwa trasa no i ten sznur kibiców, który ciągnął się przez 21 km. Ich doping był po prostu spektakularny! W życiu czegoś takiego nie przeżyłem. Przez cały czas trwania biegu czułem się, jakbym właśnie finiszował na jakimś wielkim stadionie. Był to najlepszy półmaraton w moim życiu. Gdy dotarłem do mety, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, że to tak niesamowity bieg, że warto zachęcić jak największą ilość biegaczy, aby przeżyły to, co ja. Po drugie: co zabrzmi może dziwnie, ale wcale nie trzeba jechać np. na maraton do Berlina, aby doświadczyć podobnych emocji na trasie i zobaczyć tłumy, które wprost niosą biegaczy do mety. Chcesz to przeżyć? Wystarczy przekroczyć naszą południową granicę. Namówiłem już na to wiele osób. Żadna z nich nie złożyła reklamacji.

Co takiego oferują biegi w Czechach, z czym nie spotkałeś się w Polsce?

Na pierwszy plan wysuwają się tutaj perfekcyjna organizacja i niesamowita atmosfera. Czesi robią to piekielnie dobrze. Organizator dba o najmniejsze szczegóły. Nie ma szans na to, aby na trasie zabrakło wody, punkty były za krótkie czy źle oznaczone. Co kilka kilometrów znajduje się DJ, bądź na żywo gra jakaś kapela. Coraz więcej biegaczy w Polsce kojarzy odznaki IAAF – czołowej organizacji odpowiedzialnej za certyfikowanie biegów pod względem ich jakości. Złotą odznakę ma m.in. maraton w Nowym Jorku, Bostonie i Tokio. RunCzech organizuje 7 biegów wyróżnionych w taki sposób. Nie znajdziesz na świecie drugiego państwa z tak dużą liczbą biegów, które posiadają status IAAF Gold Label Road Race. Wspomniałem o atmosferze. Są miasta, w których biegnąc czujesz się, że niezbyt komfortowo. Widzisz zestresowanych kierowców, kibiców jak na lekarstwo, a w Internecie czytasz komentarze, że może lepiej, abyś nie blokował głównych ulic, poszedł po zmroku do pobliskiego lasu i tam się wyszalał. W Polsce to niestety częste komentarze praktycznie po każdym biegu, nie tylko maratonie czy półmaratonie. W Czechach jest inaczej. Tam każde miasto celebruje swój bieg. To wielkie święto sportu. Przed każdym biegiem głównym odbywają się biegi rodzinne. Przykładowo w tegorocznym biegu rodzinnym w Ujściu nad Łabą wzięło udział blisko 3 tys. osób. Biorąc pod uwagę frekwencję w niektórych polskich maratonach, ta liczba może zrobić wrażenie.

Trasy czeskich biegów wróżą rekordy życiowego? Czy to jednak wymagające trasy dla wytrawnych biegaczy?

To są bardzo szybkie trasy i jest to poparte konkretnymi przykładami. W trakcie tegorocznego biegu na 10 km, rozgrywanego w ramach Birell Prague Grand Prix 2017, Joyciline Jepkosgei poprawiła swój dotychczasowy rekord świata. Metę przekroczyła w czasie 29:43 i jako pierwsza kobieta na świecie pokonała barierę 30 minut! Ta sama zawodniczka podczas tegorocznego Sportisimo Prague Half Marathon została pierwszą kobietą w historii, która pobiegła ten dystans poniżej 65 minut. Po drodze pobiła 4 inne rekordy świata! Często zdarza się, że metę półmaratonu, przed upływem godziny, pokonuje kilku zawodników. W biegach organizowanych przez RunCzech bierze udział światowa elita – tryumfatorzy najbardziej prestiżowych biegów na świecie.

A ile to kosztuje? Czy start w czeskich biegach to duży wydatek?

Wszystko zależy od biegu. Koszt zakupu pakietu to np. 90 Euro za maraton w Pradze czy 40 Euro za połówkę w Ołomuńcu. Pozostaje jeszcze kwestia noclegu i dojazdu. Ceny nie są wygórowane i da się znaleźć pokój w rozsądnej cenie. Jeżeli mowa o dojeździe, to na całe szczęście do Czech nie mamy daleko. Na miejscu odkryjemy, że w cenie przejazdu na trasie Katowice – Kraków – Katowice mamy 10-dniową winietę na wszystkie autostrady w kraju. Czy to wszystko się opłaca? Niezdecydowanych zapraszam na swoją stronę www.drogadotokio.pl, na której znajdują się szczegółowe relacje ze wszystkich biegów.

No właśnie, prowadzisz bloga drogadotokio.pl, chociaż w tokijskim maratonie wystartowałeś już w 2015 roku. Napiszesz kilka zdań o sobie? Dokąd teraz zmierzasz?

W 2014 roku zostałem wylosowany na maraton do Tokio. Niestety koszt wyjazdu przekroczył moje możliwości finansowe. Postanowiłem jednak się nie poddawać i spróbować zawalczyć o swoje marzenie. Stworzyłem stronę, dzięki której udało mi się zdobyć środki na wyjazd. Coś, co na początku miało mi pomóc w wylocie do japońskiej stolicy, z czasem przerodziło się w pełnowartościowy blog o bieganiu. Systematycznie rozwijam to miejsce i jestem z niego dumny. Dokąd zmierzam? Obecnie kończę przygotowania do maratonu w Nowym Jorku. Wow, jak to brzmi! W życiu bym się nie spodziewał, że będę w stanie pokonać maraton; że kiedyś odwiedzę Tokio, a za kilka dni lecę do USA. Decyzja o pójściu na pierwszy trening była jedną z ważniejszych w moim życiu. Fajnie byłoby kiedyś przebiec wszystkie maratony zaliczane do cyklu World Marathon Majors. Po Berlinie, Tokio i Nowym Jorku zostaną na mojej liście jeszcze: Londyn, Chicago i Boston. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda.

Dziękujemy za rozmowę