Pokonać maraton w każdej europejskiej stolicy. Marzenia nie mają ceny

We wrześniu w Warszawie pobiegnie swój setny maraton w życiu. Będzie to zarazem ostatnia z 61. europejskich stolic, na ulicach której Marcin Soszka pokona dystans 42,195km. Takim wyczynem nie może pochwalić się żaden inny biegacz na świecie. Myślicie, że Marcin biega maratony tylko na zaliczenie? W żadnym razie! Każdy traktuje bardzo serio. Większość biegów pokonał w czasie poniżej 3 godzin, a jego rekord życiowy to 2:38:31. Na 40. Maratonie Warszawskim planuje złamać barierę 2:30. Jeśli tego dokona, będzie to jego ostatni maraton w życiu.

Marcina poznałem wkrótce po przekroczeniu mety ubiegłorocznego Zurich Marato Barcelona. Dołączył do nas na obiedzie, podczas którego przy patelni paeli świętowaliśmy 3:30 Damiana Bąbola z redakcji Sport.pl Chociaż spotkanie wypadło spontanicznie, przyszedł z butelką musującego wina, na etykiecie którego znajdowało się logo barcelońskiego maratonu. W takich okolicznościach przyrody po raz pierwszy usłyszałem historię człowieka, który postanowił przebiec maraton we wszystkich stolicach Europy! To historia, którą koniecznie musicie poznać. Panie i Panowie, przed Wami Marcin Soszka, niesamowity biegacz, którego pasja do dystansu maratońskiego zasługuje na szczególne uznanie. To wielkie źródło motywacji i potwierdzenie, że marzenia naprawdę nie mają ceny.

Trochę trudno mi uwierzyć, że swoją przygodę z bieganiem zacząłeś spontaniczną decyzją o starcie w Maratonie Warszawskim, dwa dni przed biegiem… kompletnie bez przygotowania.

Jestem z natury bardzo spontaniczny. Często szybciej coś zrobię niż pomyślę. I tak było również wtedy, gdy we wrześniu 2007 roku wracając do domu w piątkowe popołudnie przeczytałem w gazecie o organizowanym w niedzielę maratonie. To był impuls do działania. W sobotę wróciłem do Warszawy. Opłaciłem start, kupiłem buty…Myślałem, że będzie to jednorazowy wyskok, a okazało się, że w ten sposób rozpocząłem piękną przygodę z maratonem. Tego pierwszego startu nie zapomnę nigdy. Kosmiczny czas 3:57 i chyba najpiękniejszy moment w moim biegowym życiu. Doskonale pamiętam swoje łzy na mecie i dumę z tego osiągnięcia, które traktowałem jako niezwykły wyczyn! W tym momencie odhaczyłem na swojej liście jedno z zadań, które muszę zrealizować, lub chociaż spróbować przynajmniej raz w życiu… No właśnie, raz! Nie wiedziałem wtedy, że to wydarzenie tak bardzo zmieni moje życie.

Maraton w Brukseli

Teraz masz na swoim koncie maratony w ponad 60 krajach świata. Jak to się zaczęło? Jak wpadłeś na pomysł, aby objechać całą Europę w celu przebiegnięcia maratonu w każdej ze stolic na kontynencie?

W 2008 roku poznałem inspirującą osobę, która biegała na wszystkich kontynentach. Lubię podróże. Poza tym, odkąd pamiętam zawsze uprawiałem jakiś sport. Pomyślałem, że może warto połączyć jedno i drugie. Pomysł rodził się w mojej głowie okrągły rok. W tym czasie myślałem o przebiegnięciu maratonów na siedmiu kontynentach, oczywiście o maratonach z cyklu World Marathon Majors (cykl 6 największych maratonów na świecie – przyp. red) – ale to już wtedy było modne. Słyszałem o przynajmniej o kilku osobach, które zaczęły realizować takie projekty. Ja jednak chciałem się jakoś wyróżnić. Pójść swoją drogą… Stąd pomysł na przebiegnięcie maratonów we wszystkich stolicach Europy. Za jego realizację zabrałem się w 2009 roku.

Czemu akurat maraton? Co ten dystans ma takiego w sobie?

Poza sportem zawsze fascynowała mnie historia. Nie muszę chyba nikomu przypominać legendy Filippidesa. To ciągle działa na moją wyobraźnię! Pytany o słabość do maratonu uwielbiam przytaczać zasłyszane gdzieś słowa, którymi określa się to, co robią himalaiści. Sztuka cierpienia… Dla mnie idealnie pasują do maratonu! Mam do tego dystansu ogromny respekt. O tym, jak wielki szacunek okazuję maratonowi świadczy również fakt, że na swoim blogu marcinsoszka.com nigdy nie piszę tej nazwy inaczej niż dużą literą.

Jakie kryterium przyjmujesz przy wyborze kolejnych celów swoich wypraw?

Wybierając miejsce na kolejny maraton zawsze na pierwszym miejscu stawiam wartość poznawczą danego miasta. Potrzebuję nowych bodźców, nowych wrażeń. Mimo to, jeśli miałbym określić, czy jestem bardziej podróżnikiem czy maratończykiem to zdecydowanie opowiadam się za sportem. Celem każdego wyjazdu jest w końcu udział w maratonie.

Co Cię skusiło, aby pobiec na Wyspach Owczych? Powiedzieć, że frekwencja w tamtejszym biegu jest mała, to jak nic nie powiedzieć. 50 osób na starcie to prawie bieg rodzinny.

W tym samym czasie organizowane są również inne biegi. Między innymi półmaraton, sztafety, więc tych uczestników jest trochę więcej. W ciągu tej samej doby jest jeszcze Noc Kultury. To prawdziwe święto dla całego kraju. Magiczny czas. Chciałem to zobaczyć na własne oczy. Czy Skandynawia to najpiękniejsze miejsce na Ziemi? W Europie na pewno tak. Niezwykli ludzie, natura, wolność… Czego chcieć więcej?

Wyspy Owcze…

Jak wcześnie planujesz podróż?

Podróż w dane miejsce i szczegóły logistyczne związane z maratonem staram się aranżować najszybciej jak się da, czyli zazwyczaj z około rocznym wyprzedzeniem. Wszystko jest na mojej głowie, nikt nie wspiera mnie w tych przygotowaniach. Ale wcale się na to nie uskarżam, bo uwielbiam fazę przygotowań. Ten stan wyczekiwania. W tym okresie czytam wiele książek na temat danego miejsca, staram się dowiedzieć jak najwięcej. To dla mnie podstawa. Czego nie znajdę w książkach mogę poszukać w Internecie.

Zliczasz wydatki na ten projekt? Potrafisz powiedzieć, ile kosztował Cię od początku?

No dobrze, ale jaka jest cena za marzenia? Uważam, że nie ma takiej! Ale obiecuję, że kiedyś to podliczę. Choćby z czystej ciekawości.

Biegacze przeważnie wybierają maratony np., w Berlinie, Paryżu, Barcelonie. Ty jedziesz do Baku, Astany, Erewania, Reykjaviku, na Gibraltar… Nie lubisz tłumu?

Samotność długodystansowca to chyba było o mnie. Dobrze czuję się biegnąc w małych, kameralnych biegach lub samotnie na trasie niezależnie zorganizowanego przeze mnie maratonu…

Ale jak to?

Chciałem pobiec maraton na Cyprze, w Nikozji. Niestety bieg nie doszedł do skutku. Miałem wszystko dopięte na ostatni guzik, ale organizator odwołał imprezę. Dlatego wróciłem tam w ubiegłym roku, aby już samotnie pobiec maraton, którego nie było. To oczywiście tylko jeden z przykładów. W niektórych miejscach nie ma oficjalnych maratonów, więc organizowałem je sam (np. w Monako) lub tak jak w Andorze z wspólnie z lokalnymi biegaczami.

Na mecie w Tallinnie

Czy orientujesz się, czy przed Tobą ktoś pobiegł we wszystkich europejskich stolicach? A może Ty będziesz pierwszy?

Z tego co wiem, to w „takim” wydaniu na pewno będę pierwszy. Ale poznałem przez ten czas kilkunastu podobnych wariatów jak ja i słyszałem o jeszcze innych, którzy dokonali podobnych wyczynów. Na przykład przebiegli maratony w kilkudziesięciu krajach. W moim przypadku unikalne jest to, że pobiegłem wszędzie, bez wyjątku. Europa to niezwykle różnorodny kontynent. Ciężko tak do końca stwierdzić, gdzie właściwie się kończy a gdzie zaczyna. Linia oddzielająca Europę od Azji nie jest do końca uściślona. Spierają się o to od lat najwięksi spece od geografii. Czy to już Azja czy jeszcze Europa? Czy w Europie leży np. Turcja, Cypr albo Gruzja. Albo inny problem. Ile jest samych państw i czy niektóre w ogóle istnieją? Jak np. Anglia, Szkocja, Gibraltar, itd. Nie chciałem mieć takich rozterek dlatego postanowiłem, że pobiegnę wszędzie! Nawet tam, gdzie istnieją jakieś wątpliwości.

Jak trenujesz? Twój rekord w maratonie to 2:38:31

Może zabrzmi to dziwnie, ale wszystkie przygotowania, zwłaszcza w okresie bezpośredniego okresu przed startem opieram o pracę na siłowni. Biegam na bieżni mechanicznej. Taki sposób trenowania w moim przypadku sprawdza się i daje efekty, co pokazują osiągane przeze mnie wyniki.

30 września podczas 40. Maratonu Warszawskiego pobiegniesz swój setny maraton w 61. europejskiej stolicy. Zadeklarowałeś, że jeśli uda Ci się złamać 2:30, to będzie Twój ostatni maraton w życiu. Nie zadrży Ci noga, gdy będzie blisko 2:30 i nie zwolnisz? Wtedy wszystko się skończy.

To jest cena, jaką chciałbym zapłacić za spełnienie największego biegowego marzenia. Bardzo wysoka, to fakt. Ale myślę, że za taki wynik byłoby warto.

Załóżmy, że udało Ci się we wrześniu złamać 2:30, co wtedy? Jakie dalsze plany?

Są biegi ultra. Są góry… Jest Spartathlon, Ironman. Fajnie byłoby spróbować czegoś nowego. Za wcześnie o tym mówić, ale chodzi mi po głowie jeszcze jeden pomysł. Na pewno nie będę się nudził!

Możemy się umówić we wrześniu na mecie 40. Maratonu Warszawskiego?

Z ogromną przyjemnością! Chciałbym na sam koniec dodać jedną rzecz. 40. Maraton Warszawski będzie dla Mnie szczególny również z innego powodu. Wspieram i biegnę ten maraton dla UNICEF – organizacji humanitarnej pomagającej dzieciom na całym Świecie. Możecie mi w tym pomóc i wesprzeć mój cel charytatywny. Link do zbiórki znajdziecie na mojej stronie www.marcinsoszka.com oraz na moim koncie w serwisie Instagram: slodko_qorzki

Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za start w Warszawie!
Marcin Dulnik

Marcin Soszka sam o sobie
Maratończyk, podróżnik. Nałogowy biegacz z marzeniami w Maratonie… Egoista, romantyk, outsider. Zapalony obieżyświat, który odwiedził ponad 60 państw. Uwielbiający katować się do nieprzytomności. Ciągle odchudza się i tyje.

Czasem jest na prowadzeniu w jakimś dużym maratonie, jak np. w Amsterdamie, Moskwie, Londynie czy Sztokholmie. Uczestnik biegów ultra, Mistrzostw Świata i Pucharu Świata. Założyciel jednoosobowego klubu SŁODKO-GORZKI i członek tego trochę większego – Saltaire STRIDERS. Miłośnik kąpieli w przerębli, rock’n’rolla, książek, naleśników z dżemem, gór i Beatlesów. Zawsze biega prawą stroną.