Biegałem w masce NAROO F5s. Jak się sprawowała?

Czekałem na tę chwilę z niecierpliwością, tak jak to zwykle człowiek czeka na spotkanie z jakąś dla siebie nowością. Lekka, sportowa maska filtracyjna NAROO F5s! Jakże to pięknie brzmi w czasach, gdy z każdej strony atakowani jesteśmy informacjami o kiepskiej jakości powietrza, którym, chciał nie chciał, oddychać musimy. A my, biegacze, to już na maxa dużo tego całego syfu wciągamy na każdym treningu. Myślę, że powinniśmy mieć jakieś ulgi podatkowe za filtrowanie powietrza. Ach gdybyśmy jeszcze wypuszczali tlen, a nie dwutlenek węgla!

Konstrukcja maski NAROO F5s jest mało skomplikowana. To po prostu kawałek materiału, który posiada specjalne otwory na uszy i  obszar do oddychania. Maskę można założyć na dwa sposoby, do przodu i tył na przód, każda ze stron oferuje inną przepuszczalność powietrza.

Materiał, z którego jest wykonana maska filtracyjna NAROO F5s jest miękki  (poliester 46%, nylon 42%, poliuretan 12%), dodatkowo w modelu, który otrzymałem znajdował się plastikowy klips. Na próżno szukać tutaj filtrów węglowych czy jakichś dodatkowych elementów filtrujących wdychane powietrze. Za cały proces odpowiada tutaj materiał, z jakiego maska jest wykonana. Nasuwa się zatem pytanie….

Czy maska NAROO F5s chroni przed smogiem?

Producent maski NAROO F5s deklaruje, że maska chroni twarz i drogi oddechowe przed tym, co niepożądane podczas treningów (pyły, wiatr). Dzięki siateczkowej wstawce o strukturze plastra miodu nie ograniczają oddychania, jednocześnie stanowiąc barierę dla insektów. Poza tym maski zapewniają ochronę przed promieniowaniem UV na poziomie od 91 do 99%.

Maskę F5s, którą otrzymałem charakteryzuje wstawka MICRONET, zapewniająca 99,9% ochronę przed cząsteczkami wielkości powyżej 2,5 mikrona – czyli pyłem oraz pyłkami roślin, co jest szczególnie ważne dla alergików. Przed rozpoczęciem testu zapytaliśmy dystrybutora, czy możemy traktować maskę NAROO F5s jako maskę antysmogową. Jacek Majorowski z firmy Sportimpex odpowiedział, że „maski NAROO z linii F określamy jako „filtrujące”. Ze względu na brak filtra węglowego, który absorbuje związki chemiczne nie określamy ich jako antysmogowe, gdyż nie spełniają takiej funkcji w dosłownym znaczeniu. Niemniej jednak mechaniczny filtr który blokuje 99% cząstek wielkości powyżej 1,7 mikrona daje bardzo dobre efekty oczyszczania wdychanego powietrza eliminując kurz, pyłki i niemałą część smogu. Dzięki temu maski mają charakter sportowy – nie krępują, nie ograniczają widoczności, można przez nie swobodnie oddychać, a do tego nie wzbudzają zbytniego zainteresowania przechodniów jesienną porą. 

Pora na testy!

Pierwszy trening to spokojne wybieganie z sześcioma przebieżkami. Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre, nie czuję praktycznie żadnego dyskomfortu związanego z mocniejszą pracą płuc przy oddychaniu. Boję się o uszy, które i tak są odstające a maska jakby opierając się na nich czyni moją głowę jeszcze mniej opływową. Nie jest jednak tak źle, tym bardziej, że na razie mamy zaledwie 5 stopni na plusie i mocno wieje, więc uszy przyciska cienka czapka zawiązana z buffa. W tym stroju wyglądam trochę jak ninja. Właściwie widać tylko moje oczy.

Treningi spokojne, F5s jest na pięć. Trening trudniejszy – rytmy. Tu już nie jest tak kolorowo. Po szybkich odcinkach oczywiście leje mi się nosa i trzeba co jakiś czas go oczyścić. Ale to nie problem, wystarczy opuścić maskę w dół. To samo przy piciu wody czy izotonika. Po tych zabiegach potrzebne jest jednak poprawienie zaczepów usznych i tyłu tunelu. Po kilku razach nie jest to uciążliwe, wszystko kwestia techniki.

Odcinki 200m szybkie spoko, tempo i oddech jak bez maski. 400m już trochę trudniej, czuć mocniejszą pracę płuc i oddech wydłuża się w czasie, staje się przy tym głębszy i parę razy zaświstałem. Jednak tempo zarówno 200 jak i 400 metrowych odcinków wyszło w normie więc maska zupełnie nie spowolniła biegu. A może to, że przy 400-metrówkach płuca musiały trochę mocniej popracować może nawet wyjdzie mi na dobre?

Pod koniec rytmów, gdy byłem już mokry od potu, a maska też złapała trochę wilgoci przy szybkich odcinkach potrafiła ześlizgnąć się z nosa. Trochę miałem wrażenie jakby zrobiła się luźniejsza, rozciągnęła się. Nie jest to jednak wielki problem, jeden ruch ręką i nosek maski jest znowu na swoim miejscu. Chociaż po kilku razach robi się to poprawianie trochę irytujące. Przy biegu spokojnym takie problemy nie występują. Zauważyłem też, że gdy biega się po twardym drgania są większe i maska się częściej zsuwa się ze spoconego nosa.

Gdy jest cieplej maska też daje radę

Przyszło krótkie ocieplenie, zrobiło się wiosennie. Przy temperaturach koło 10 stopni bałem się, że będzie ciężko oddychać i gorąco. Myliłem się, maseczka nie przeszkadzała w treningu, materiał wolniej łapał wilgoć i dzięki temu, że był suchy utrzymywała się dobra oddychalność. Troszkę szybszego biegania kilometrowymi powtarzanymi kilka razy też dało się bez problemu wykonać w maseczce.Na pewno płuca muszą trochę mocniej pracować, ale nie jest źle a w ostateczności można maskę założyć tył na przód, gdyż producent wymyślił dla nas taką opcję na gorące dni. W takim trybie maska ma dużo większe oczka, które zapewniają lepszy przepływ powietrza.

Tajemnica klipsa rozwiązana?

Mam też praktyczną wskazówkę – metodą prób i błędów udało mi się rozpiąć klips, który znalazłem na brzegu maseczki. Producent nic na jego temat nie napisał, a przynajmniej ja nie znalazłem informacji do czego służy. Może do niczego nie służy?

Może jest to po prostu plastikowy klips z nazwą firmy i tylko takie jest jego przeznaczenie? Dla mnie okazał się jednak czymś więcej. Okazał się bardzo użyteczny, wręcz zaryzykuję teorię, że bez niego treningi w maseczce byłyby bardzo utrudnione. Po prostu maska byłaby sporo za luźna. A tak mogłem za pomocą klipsa spiąć materiał i gumkę z tyłu maski „na zakładkę” i tym sposobem ciaśniej.

Albo maska NAROO F5s, albo okulary przeciwsłoneczne

Tymczasem wrócił śnieg i lekko minusowe temperatury ze słoneczną pogodą. Poleciałem więc do lasu, żeby sprawdzić, jak biega się w masce i okularach. Mało nie przypłaciłem tej próby życiem lub przynajmniej jakąś kontuzją, ponieważ przez tory prowadzące do lasu biegłem na ślepo – tak moje okulary parowały. Przy wolnym truchtaniu nie mogłem sobie poradzić z tą parą, bardzo ostrożnie stawiałem kroki, a wiadomo w lesie podłoże nierówne – o skręcenie stopy łatwo. Zbawienne były mocne podmuchy wiatru, wtedy szczególnie przy szybszych odcinkach widoczność wracała.

Niestety, gdy maska już nabrała wilgoci bieganie w okularach stało się niemożliwe. Jak już się na moment maseczka ustawiła tak, że nie parowała to gdy zaczynała zjeżdżać z nosa i poprawiłem ją łapą natychmiast traciłem widoczność. Nie wiem, może jakiś płyn przeciw parowaniu szkieł by tu pomógł, ale jestem sceptycznie co do tego nastawiony. Moim zdaniem albo maska NAROO F5s, albo okulary przeciwsłoneczne.

Zaznaczam, że opinia dotyczy konkretnie tego modelu, bo o ile wiem to np. modele R5 oraz T-bone 5+ posiadają „szkielet”, który separuje twarz od maski, tworząc przestrzeń, gdzie ciepłe wydychane powietrze jest odprowadzane na zewnątrz. Dzięki temu problem parowania okularów i gogli na pewno jest mniejszy.

Na tymże wybieganiu sprawdziłem też jak wyjdzie troszkę cięższy trening, czy dam radę oddychać. Sześć kilometrowych odcinków na przerwie minutowej. Pierwsze cztery wytrzymałem, dwa ostatnie do połowy w masce, potem maska w dół, bo oddechu nie mogłem złapać. Płuca nie wytrzymały. Materiał nabrał wilgoci, stracił sprężystość i naciąg, taki jakiś sflaczały po prostu się zrobił. Pobiegałem też w maseczce i słuchawkach. Tu nie mam zastrzeżeń. Jedno drugiemu absolutnie nie przeszkadza.

Podsumowanie

I to by było na tyle. W masce przebiegłem około 200 kilometrów. Podsumowując mogę napisać, że chcę dalej korzystać z tej maseczki, ale tylko w okresie zimowym, gdy ludzie ogrzewają domy paląc różne dziwne rzeczy. Myślę, że warto zadbać o swoje płuca chroniąc je przed szkodliwymi substancjami. Biegając na treningach ulicami z zabudową jednorodzinną niejednokrotnie wpadałem w chmurę śmierdzącego dymu i potem w ustach i gardle sucho, nieprzyjemnie. F5s na pewno redukuje to uczucie i pozwala cieszyć się treningiem.

Poza tym maska dobrze ogrzewa wdychane powietrze dając nam komfort termiczny, chroniąc gardło przed mrozem i szybciej rozgrzewając ciało. W dni ciepłe, kiedy smogu nie ma wcale, nie widzę sensu biegania w masce. Nie miałem okazji korzystać z niej przy temperaturach powyżej 10 stopni, ale obawiam się, że byłoby w niej stanowczo za gorąco. Na pewno będę F5s używał do spokojnych długich wybiegań oraz treningów o średnim stopniu trudności. Do treningów ciężkich F5s raczej się nie nadaje, ale nie sądzę, żeby też jakakolwiek inna maska dała tutaj radę.

Poza tym jak twierdzi dystrybutor testowana przeze mnie maska chroni przed pyłkami, insektami itd. A zatem być może bieganie w niej to jest jakaś alternatywa dla osób borykających się z alergiami. Trudno mi to było jednak ocenić w jakikolwiek sposób w trakcie mojego testu.

Niewątpliwie dużym atutem maski NAROO F5s jest cena. Nie musimy na tę maskę zbierać do skarbonki przez dwa lata. Łatwe jest też utrzymanie maski w czystości, nie sprawia tutaj najmniejszych trudności. Po prostu ją pierzemy, nie ma tu żadnych wymiennych filtrów czy innych dodatkowych kosztów związanych z eksploatacją. Oczywiście pierzemy ją ręcznie w samej wodzie lub przy użyciu delikatnej chemii.

Maska filtrująca NAROO F5s kosztuje 35$ dolarów, czyli około 120 pln. Można ją nabyć m.in. tutaj. 

Za przekazanie maski do testów dziękujemy polskiemu dystrybutorowi marki NAROO.

O Autorze

Artur Bielec
Biega już ponad dziesięć lat. Na początku bieganie było wspomagaczem przy rzucaniu palenia. Palenie rzucił, od biegania się uzależnił. Biega gdzie tylko się da – las, ulica ale od kilku lat najbardziej pokochał biegi górskie. Na koncie ma starty w zawodach od 5 do 100 kilometrów. Nie wie ile ich było, nie liczy ich. Nie biega szybko. Pewnie dlatego, że nigdy nie miał trenera ani żadnego planu treningowego nie udawało mu się wprowadzić w życie.  Dopiero kilka ostatnich miesięcy próbuje trenować według wytycznych z książki „Bieganie metodą Danielsa”. Może to przyniesie jakieś pozytywne efekty i uda mu się jeszcze troszkę przyspieszyć.