COROS Vertix. „Ten zegarek to potwór”

Po przetestowaniu Apexa przyszedł czas na wejście półkę wyżej i zabawę z najbardziej zaawansowanym zegarkiem kalifornijskiej marki, czyli z modelem Vertix. Oczekiwania miałem wywindowane naprawdę wysoko, bo jak mogło być inaczej, skoro moje serce skradł już Apex, a przecież Vertix pod każdym względem miał być jeszcze lepszy. Czy tak faktycznie było? Zapraszam do recenzji.

Słowem wstępu – pierwszy kontakt z marką COROS miałem już za sobą, pozostało mi zatem jedynie sparowanie zegarka sportowego z aplikacją. Dotychczasowe ustawienia zostały zaimportowane, co było przyjemne szczególnie w temacie tarcz treningowych. Mam swój ulubiony układ, więc kilka minut pracy zostało mi oszczędzone. Właściwie od razu mogłem wyskoczyć na trening i zacząć testy. Bardzo duży nacisk tym razem położyłem na funkcje treningowe, więc do tej sekcji zapraszam szczególnie.

GPS

Jest super, ale czy jest lepszy od Apexa? Chyba nie. Według mnie nie ma żadnej różnicy w działaniu, równie szybko łapie sygnał GPS i jest równie dokładny.

Chociaż muszę wspomnieć o zmianie lokalizacji i jej wpływie na łapanie GPS-a. Przy pierwszym treningu w Gdańsku musiałem czekać dłużej, niż się do tego przyzwyczaiłem. Później za każdym razem trwało to nie więcej, niż kilka sekund. Po wyjeździe na urlop do Karpacza Vertix ponownie musiał „zapoznać się” z nowym miejscem i złapanie sygnału trwało dłużej, co też wcale nie oznacza, że specjalnie długo. Powrót do Trójmiasta i znowu ta sama sytuacja, więc jeśli wybieracie się na bieg gdzieś dalej, to nie warto czekać na złapanie sygnału do ostatnich chwil przed startem.

Mieliśmy też jedną przygodę. Gdy podczas treningu wszedłem do sklepu, po wyjściu od razu wznowiłem trening i …. pobiłem swój PB na jeden kilometr. Po prostu. Nawet nie spojrzałem, czy GPS działa, tylko włączyłem kontynuację aktywności i pobiegłem przed siebie, a po chwili się okazało, że kilometry lecą bardzo szybko, a ja mógłbym skutecznie rywalizować w mistrzostwach świata na dowolnym dystansie do 1 500 metrów. Oczywiście nie było to spowodowane moją fantastyczną dyspozycją, lecz problem był w zegarku, który się zawiesił. Zdarzyło się to dość szybko, bo na czwartym, czy piątym wspólnym wyjściu i miałem wątpliwości, czy to się nie powtórzy. Ale przez kolejny miesiąc problem nie wystąpił.

Oczywiście możecie w tym zegarku skorzystać z nawigacji po wgranym szlaku i wygląda to bardzo fajnie, jedynie czego mi brakowało w tym miejscu to osobnego widoku na dystans, który pozostał do zakończenia aktywności. Po zmianie widoku i powrocie na trasę taka informacja się wyświetla na kilka sekund, ale nie jest widoczna przez cały czas.

Pulsometr

Wciąż nie jestem fanem optycznego pomiaru tętna. Nie zmienią tego również zegarki COROS. Analizują treningi mam nawet wrażenie, że w Apexie te odczyty były bardziej wiarygodne, ale bazuję tylko i wyłącznie na własnym samopoczuciu.

Były oczywiście treningi, na których ten odczyt wydawał się całkiem realny (chociaż moim zdaniem wciąż o kilka uderzeń serca za wysoki). Ogólnie, czym wyższa intensywność aktywności, tym mniej wiarygodny pomiar. Za to w czasie uprawiania pieszej turystyki, czyli podczas wysiłku na niskiej intensywności, wskazania wydawały się jak najbardziej prawidłowe, chociaż też muszę się przyznać, że niespecjalnie na to zwracałem uwagę. Nie był to w tym przypadku wskaźnik, który by mnie interesował.

Na całe szczęście dla miłośników pomiaru tętna jest opcja sparowania pasa napiersiowego z zegarkiem, więc jeśli ktoś chce biegać na puls i chce to robić dobrze, to będzie to właściwie jedyna, sensowna opcja.

Trening

Jeśli uruchomiliście zegarek po raz pierwszy i chcecie jak najszybciej wyjść na trening, to macie do dyspozycji uruchomienie „zwykłego” treningu po złapaniu GPS-a, czyli ruszacie świat bez planu, albo najprostsze interwały złożone rozgrzewki, ilości powtórzeń, czasu lub dystansu wysiłku i konfiguracji przerwy wedle tych samych zasad oraz oczywiście schłodzenia.

Protip. Jeśli po takim treningu (interwałowym) chcecie jeszcze pościgać się na segmencie na Stravie, albo zaliczyć jeszcze jedno mocniejsze powtórzenie i chcecie za pomocą autolapa złapać czas powtórzenia to tego nie róbcie. Przycisk do autolapa automatycznie zakończy trening bez żadnego ostrzeżenia, bez żadnej informacji… Przytrafiło mi się, a że do domu miałem daleko, to musiałem rozpocząć kolejny trening.

Inne możliwości zaplanowania aktywności daje za to aplikacja mobilna, o której w dalszej części recenzji napiszę więcej to utworzenie treningu interwałowego złożonego z odcinków o zróżnicowanym dystansie lub czasie trwania oraz upload trasy, po której chcecie się poruszać.

Z tym, że w aplikacji COROS sami nie narysujecie sobie śladu, musicie mieć gotowy plik o rozszerzeniu .gpx, który zaimportujecie do aplikacji, a następnie poprzez synchronizację trafi do waszego zegarka.

Na plus, przynajmniej w sezonie wiosenno-letnim – sygnalizacja ukończenia jednego powtórzenia, czy też początku kolejnego. Odliczanie do końca okrążenia jest dość głośne, a wibracja informująca o zakończeniu jest na tyle silna, że nie będziecie mieli problemów, aby wiedzieć, że należy zwolnić, albo przyspieszyć (nie wiem jakie odczucia będą przy założonych dwóch-trzech warstwach).

Na minus, chociaż bardziej dla freaków, jeśli robicie interwał ograniczony dystansem, to jego czas w aplikacji zawsze będzie pokazywał pełną liczbę sekund, nie pojawią się żadne cyferki po przecinku (poniżej znajdziecie screeny z analizy treningu w aplikacji, zwróćcie na to uwagę). Z tego co kojarzę, to u konkurencji na liczby po przecinku można liczyć.

Kolejna opcja treningowa, z której niestety nie skorzystałem i bardzo żałuję, to dedykowany trening na bieżni lekkoatletycznej. Robicie swoje, a następnie algorytmy COROS-a czynią następnie takie cuda:

W przyszłości, jeśli tylko będę mógł z tego skorzystać, to z chęcią sprawdzę, czy to faktycznie działa, chociaż już nie z Vertixem na nadgarstku (przypuszczam jednak, że w każdym zegarku COROS działa to dokładnie tak samo). I jeśli efekt będzie niezadowalający, to wrócę do tego tekstu i napiszę, że nie spełnia to moich oczekiwań. Mam nadzieję, że nie będę musiał…

Protip numer dwa. Polecam wyłączyć autoblokadę w trybie treningowym, bo żeby wstrzymać aktywność trzeba mieć odblokowany zegarek, a można to zrobić, albo przez przytrzymanie przez około trzy sekundy przycisku zatwierdzenia, albo zrobić obrót pokrętłem (w zależności od indywidualnych preferencji). Czy nieużywanie autoblokady na treningu czymś grozi? Nieszczególnie. Mi się nie zdarzyło wcisnąć nic przypadkiem, choć możliwości miałem wiele, a żeby zakończyć trening nie wystarczy zwykłe wciśnięcie jednego guzika.

Zatrzymujesz trening i chcesz wejść w detale treningu? Proszę bardzo. COROS na to pozwala. Możesz podejrzeć dokładnie te same dane, które czekają na ciebie po zakończeniu aktywności.

Jeśli chodzi o analizę treningu, to opcje są dwie – zegarek albo aplikacja, chociaż… są tacy, którzy bez względu na to, z jakiego zegarka używają, korzystają ze Stravy.

Natomiast w aplikacji tak:

Dużo kolorów, dużo wykresów, czy to nie jest aż nadto dla nas, głównie bawiących się bieganiem?

Informacja last minute, jednej rzeczy mi brakuje na stałe – mapy aktywności. Nie ma możliwości dodania mapy jako jednej z tarcz treningowych. Ta funkcja działa tylko i wyłącznie, jeśli poruszacie się po wybranej trasie.

Aplikacja

Skopiuję po prostu to, co napisałem w recenzji z Apexa, chociaż bez ostatniego zdania, bo w nim narzekałem na planowanie treningu, ale po oswojeniu się z aplikacją te wątpliwości zniknęły: PETARDA! Prawie wszystko mi się w niej podoba. Ale jeszcze dwa słowa nim przejdę dalej – dostępna jest jedynie aplikacja mobilna, więc nie ma możliwości analizy na desktopie. I moim zdaniem to jest dobry kierunek. Superszybkie połączenie i jeszcze szybsza synchronizacja treningu (najszybsza, z którą się spotkałem).

Przejrzysta strona główna, na której można podejrzeć tętno spoczynkowe, VO2 max, tętno i tempo progowe. W kolejnej zakładce mamy listę treningów i każdy z nich można poddać analizie. Mamy też swój profil, gdzie można sobie dodać plan treningowy, zaplanować pojedynczy trening, wgrać trasę, czy połączyć konto ze Stravą. Najlepszy jest natomiast profil urządzenia, na którym optymalizujemy sobie ustawienia zegarka, czyli między innymi widoki treningowe (możliwość wykorzystania pięciu pól). Proste, skuteczne, nic więcej nie trzeba, żeby użytkownik był zadowolony.

Jest jedna jeszcze rzecz, o której nie napisałem wcześniej, bo być może po prostu jej nie zauważyłem…. I to jest coś, czego mi brakuje w Stravie, czyli podsumowanie kilometrów w wybranym miesiącu. Trzy kliknięcia i mogę sprawdzić, czy trzeba zacząć dokręcać wokół bloku. Oczywiście tylko jeśli w danym miesiącu nie korzystaliście z zegarków innej marki, a przypuszczam, że przywiązanie do marki w świecie biegowych zegarków jest duże.

Design i dane techniczne

W moje ręce trafił VERTIX ICE BREAKER. Estetyczny. Duży. Po prostu świetny. Wiem, że wypominane jest mu, że wygląda jak kopia Fenixa, bodajże szóstki, ale sprawdzał specjalnie nie będę, a też pójdę linią najmniejszego oporu – nie wiem, nie miałem nigdy w ręce Fenixa. Oceniając tylko i wyłącznie model Vertix, to dla mnie jest rewelacyjnie. Podoba mi się pod każdym względem.

Tak, pokrętło cyfrowe też mi się podoba. Albo może inaczej, przyzwyczaiłem się. Oczywiście, wciąż jestem zdania, że najbardziej funkcjonalnie by było, gdyby było pięć przycisków, ale… naprawdę nie trzeba wiele, żeby się przestawić i czerpać radość z użytkowania. Na pewno nie jest to tak niefunkcjonalne, jak na pierwszy rzut oka się wydaje.

Ale przejdźmy do konkretów. 60 godzin pracy baterii w trybie GPS… i wszystko jasne. I to wszystko bez włączania żadnych funkcji oszczędzania baterii. To jest absolutny kosmos i nie będę się już nad tym rozpływał, bo co więcej można dodać? Jeśli jednak bateria zejdzie poniżej 10%, to nie ma opcji przesłania treningu z zegarka do aplikacji. Ale kto by się tym przejmował? 60 godzin pracy! Najważniejsze jest, że z baterią na poziomie kilku procent spokojnie można rozpocząć trening i to nie lekką luźną dyszkę, tylko longrun i mamy niemal 99% gwarancji, że zegarek nam się nie rozładuje. I to jest właśnie gamechanger, proszę Państwa.

Żebyście nie musieli szukać na stronie producenta, to podrzucę wam też inne dane techniczne:

– wzmocniony, tytanowy pierścień i szafirowe szkło z powłoką węglową, – wymiary ekranu: średnica 47 mm (1,2 cala), – rozdzielczość wyświetlacza: 240 x 240 px (64 kolory), – waga: 76 g, – wodoszczelność: 15 ATM (150 metrów), – temperatura robocza: od -20°C do 60°C (Apex miał ten zakres od -10°C), – czas działania na baterii: UltraMax do 150 godzin.

Pozostałe funkcje, których aż tak dobrze nie poznałem i nie analizowałem, to między innymi wysokościomierz barometryczny (który akurat się sprawdza, przynajmniej na Śnieżce wskazywał faktyczną wysokość), kompas, termometr, czy pulsyksometr. I to wszystko przyjeżdża do was w takim futerale. Można się poczuć jak James Bond.

Podsumowanie

Vertix to potwór. Przyjeżdża w eleganckiej walizce, co zwiastuje wiele dobrego. Wygląda świetnie, chociaż to akurat sprawa indywidualna, jest porządnie wykonany, z mocnych elementów, posiada wymienne paski, a bateria jest obłędna.

Jedziesz na tydzień na urlop i chcesz sobie pobiegać kilka razy? Naładuj go na 100% i nie zabieraj ze sobą ładowarki, bo jeszcze ją zgubisz.

Są jeszcze pewne elementy do poprawy, szczególnie jedna literówka, która rani moją polonistyczną naturę, ale mimo wszystko… Jest petarda. Polecam. Czy tylko tym, którzy biegają ultra? No oczywiście, że nie. Uważam, że jest to zegarek, który zachwyci każdego i tego, który lubi biegać na bieżni lekkoatletycznej, machnąć piątkę, czy dyszkę, a także tego, który pewnego dnia ląduje pośrodku niczego z latarką na czole i ma do pokonania 150 kilometrów.

Zegarek COROS Vertix można kupić w takich sklepach jak Sklep Biegacza, Decathlon czy eAzymut.pl w cenie około 2,8 tysiąca złotych.

Autor tekstu i zdjęć: Adam Baranowski, 2h59min.pl