Natalia Tomasiak: „No stówa to stówa!”

Rozmowa z Natalią Tomasiak, zawodniczką Salomon Suunto Team, która w debiucie wygrała górski bieg ultra na dystansie 100km z 6120 metrów przewyższeń rozgrywany w ramach Ultra Trail Lake Orta w północnych Włoszech.

Natalia, debiut na dystansie 100 km, 14 godzin w trasie, 9 godzin w nocy i mgle, opady deszczu i fajna rywalizacja co przecież dodatkowo kosztowało sporo wysiłku. Ten bieg był najcięższy w jakim brałaś udział?

Do tej pory najwięcej biegałam nieco ponad 70 km. To był Bieg Granią Tatr w 2015 roku i rok temu Orobie Ultra-Trail. Uczestniczyłam w kilku ilka zawodach z cyklu Pucharu Świata Skyrunning Extreme, które co prawda są o prawie połowę krótsze, ale z racji swoich technicznych odcinków powodują, że też biega się je w 9-10 godzin. Wbrew pozorom, chyba najgorzej zniosłam jednak Orobie, gdzie było po prostu bardzo gorąco. UTLO było bardzo nieprzyjemne z racji pogody, mgły, ale i tak czuje się zadziwiająco dobrze. Oczywiście wszystko mnie boli i zobaczymy jak będą wyglądały kolejne dni.

Skąd w ogóle pomysł debiutu na 100 km?

Jak ktoś śledzi moje bieganie to wie, że każdego roku staram się przebiec coś dłuższego. Pomyślałam, że wreszcie czas na 100 km, które jest takie magiczne. No stówa to stówa. Wiadomo, że nie wiedziałam jak zareaguje mój organizm, że z pewnością to będzie nowe doświadczenie dlatego szukałam biegu, który odbywałby się na końcu sezonu, po którym czeka mnie tylko odpoczynek i roztrenowanie. UTLO swoją organizacją, wielkością, różnorodnością wydawał się być po prostu najlepszy. Włochy, pewnie ciepło i ładna pogoda (śmiech), do tego dystans 100 km rozgrywany miał być po raz pierwszy, dlatego wiedziałam, że nie trzeba patrzeć na wyniki, nie kalkulować, po prostu pobiec swoje.

Pogoda, rzeczywiście była taka fatalna?

Tak, naprawdę rzadko się zdarza, że pada od startu do mety. Wiadomo, jak to w górach czasami gdzieś wieje, przechodzą deszcze, raz zimniej raz cieplej, ale tutaj było ciężko. Kluczem było przebieranie się, zmiany butów. Łatwo było o jakieś otarcia. Nie pomagała nocna mgła. Myślałam, że pewnie noc pokonam w jakieś grupce ludzi i w ogóle to będzie taka fajna przygoda. Wszędzie światełka, fajna atmosfera. Tymczasem cały czas biegłam sama. Pewnie biegliśmy blisko siebie, tylko widoczność była na tyle fatalna, ze nie mieliśmy o tym pojęcia. Trasa była bardzo dobrze oznaczona, ale świecący chorągiewki i szarfy ukazywały się przed oczami w ostatnim momencie.

Ostatnie 30 km to przede wszystkim rywalizacja z Francuzką Delphine Avenier. To utytułowana zawodniczka, jest satysfakcja?

Pewnie, że tak. Nie chodzi nawet o wygraną, chociaż wiadomo to cieszy. Fajnie, że potrafiłam jeszcze odpowiedzieć i zaatakować po 80 km. Nigdy nie biegłam powyżej 12 godzin, powyżej 73 km, a okazało się, że jeśli odpowiednio zarządzasz swoimi siłami to w końcówka naprawdę można wiele zdziałać, a klasyfikacje potrafią się odwracać do góry nogami.

Dziękuję za rozmowę.

Przemek Ząbecki