Jak pokonałem Original Everest Marathon

Original Everest Marathon łącząc ze sobą trzy tygodnie trekkingu i podróży po Nepalu z jednym z najbardziej malowniczych maratonów trailowych na świecie zachwyca biegaczy już od ponad 30 lat! W ubiegłym roku ja również miałem okazję pokonać jego trasę.

Original Everest Marathon jest wymieniony w Księdze Rekordów Guinnessa jako najwyżej rozgrywany maraton na świecie.

Nie tylko wyścig jest wymagający. Wyzwaniem samym w sobie jest nawet dotarcie do linii startu na wysokości 5 184 mnpm. To pierwotny obóz bazowy Everestu.

Trasa maratonu biegnie przez morenę lodowcową, piargi, często wąskimi ścieżkami, przez stalowe, wiszące mosty, lasy rododendronów czy szlaki ulokowane wysoko nad rzeką.

Punktem docelowym jest miejscowość Sherpa Namche Bazaar ulokowana na wysokości 3 446 m n.p.m. Różnica wysokości wynosi aż 1 738 m co wcale nie oznacza, że jest to wyłącznie trasa biegnąca w dół. Jest tam także znaczna ilość podbiegów.

To był mój wyścig, mój cel!

Myślałem o wzięciu udziału w Original Everest Marathon ponad trzy lata. Finalnie to marzenie się ziściło i wreszcie dotarłem do tego pięknego miejsca, wśród najwyższych szczytów świata.

Góry same w sobie fascynują mnie od wielu i są przedmiotem wielu moich wyjazdów wspinaczkowych. Odnośnie biegania – początkowo było ono tylko sposobem na przygotowanie się do wypraw, ale potem stało się też osobnym zajęciem i pasją. Krótko mówiąc „wciągnęło mnie”.

Przeglądając wyniki OEM z kilku lat zauważyłem, że już w 2011 roku pewna polska para wzięła udział w tym biegu. Z góry wiedziałem zatem, że nie będę miał niestety możliwości jako pierwszy reprezentować Polski. Uważam, że w przyszłości na pewno warto byłoby zwiększyć udział naszych rodaków w tym niezwykłym wydarzeniu!

Tak to się zaczęło

Spotkaliśmy się w Katmandu w hotelu Shanker. To wręcz oaza na skraju hałaśliwego i tętniącego życiem miasta. Budynek hotelowy był niegdyś pałacem królewskim i stanowi idealne miejsce na organizację imprez.

Już samo poznawanie innych biegaczy było fascynujące. Niektóre osoby przyjechały same, inne w parach lub z przyjaciółmi.

Zostajemy podzieleni na dwie grupy, team liderzy oraz lekarze robią nam odprawy przekazując mnóstwo cennych informacji. Potem odbywa się wstępna kontrola medyczna.

Finalnie jest czas na zwiedzanie Thamel, dzielnicy handlowej pełnej wąskich uliczek, gdzie sprzedaje się w zasadzie wszystko.

Lokalny lot do Lukli małym samolotem wymaga wczesnego stawienia się na krajowym lotnisku, ale w niewytłumaczalny sposób kończy się niezmiernie długim oczekiwaniem na lot. Tuż przed „interesującym” lądowaniem na krótkim, górskim pasie startowym rozciągają się wspaniałe widoki na otaczające łańcuchy górskie.

Lot powrotny nie jest już dla nas zaskoczeniem, gdyż będąc na miejscu obserwujemy bardzo szybką rotację samolotów schodzących do lądowania i startujących nad otchłanią. Zainteresowanym polecam odszukać w YouTube wylot z lotniska Lukla.

Przyjęta koncepcja wyjazdu pozwala każdemu bezpiecznie i w naturalny sposób zaaklimatyzować się w ciągu piętnastodniowej wędrówki pod górę aż do punktu startowego maratonu.

Jak wcześniej pisałem teraz stanowimy dwa zespoły co pozwala nam się lepiej poznać i czyni nasze odprawy bardziej efektywnymi. Podczas trekkingu idziemy w swoim własnym tempie, co sprzyja rozmowom i nawiązywaniu znajomości.

Lekarze i marszałkowie

Każdemu zespołowi przydzielono dwóch lekarzy, aby zapewnić opiekę medyczną podczas całego wyjazdu a przede wszystkim w dniu wyścigu.

W OEM są także miejsca dla tzw. „marszałków” – przyjaciół lub partnerów biegaczy, którzy zdecydowali się przyjechać, wspólnie przejść cały trekking aklimatyzacyjny i pomóc w dniu biegu. To świetny sposób, aby zobaczyć góry i poznać kulturę Szerpów, a także podzielić się swoimi doświadczeniami.

Na trasie biegu jest osiem punktów kontrolnych, które zostały obsadzone właśnie marszałkami, którzy w dniu wyścigu witają nas w punktach kontrolnych jedzeniem i piciem co ogromnie podnosi nasze morale.

Pierwszy dzień marszu z Lukli jest stosunkowo krótki, co pozwala wszystkim przyzwyczaić się do samego trekkingu jeszcze przed opuszczeniem doliny i wspięciem się po stromych zboczach do Namche Bazaar. To egzotycznie brzmiące miasto jest stolicą Szerpów.

Miejscowość jest ulokowana w idealnej niecce, z budynkami malowniczo ulokowanymi w ścisłych warstwach jedne nad drugim a wszystko otoczone białymi szczytami gór. Spędzamy tutaj dwie noce, aby lepiej się zaaklimatyzować gdyż na wysokości 3 440 m n.p.m. organizm ludzki już może poczuć różnice w funkcjonowaniu.

Łatwiej spotkać tu jaka niż człowieka

Główna trasa wyścigu biegnie doliną Khumbu. Kilka razy schodzimy z głównego szlaku co pozwala nam na spędzenie trzech nocy w wiosce Machermo, wizytę świętych jezior w Gokyo i możliwość wspinaczki na Gokyo Ri (5 357 m n.p.m.) oraz dwie noce w Dingboche – dolinie, która prowadzi na słynny szczyt Island Peak.

To opuszczanie głównej trasy maratonu pozwala nam wejść w odległe doliny, których nie odwiedzają grupy turystów zwykłe zmierzające bezpośrednio do obozu bazowego Everestu. W związku z czym częściej obcuje się z jakami niż z ludźmi.

Tengboche jest siedzibą największego klasztoru buddyjskiego w regionie i miejscem pielgrzymek. Wielkie góry są już teraz znacznie bliżej, a na horyzoncie dominuje majestatyczny szczyt Ama Dablam – co oznacza matkę z jej ramionami oplatającymi „dablam”, który jest naszyjnikiem noszonym przez kobiety Szerpów. Tutaj widzimy to jako okrągłe pole śnieżne między dwoma grzbietami góry.

Na tej wysokości praktycznie nie ma drzew. Są za to białe góry na tle błękitnego nieba i brązowo-szare pozostałości starego lodowca w dnie doliny.

Po przejściu przez Pangboche, wybieramy ścieżkę odchodzącą od głównej trasy i udajemy się do Dingboche aby spędzić tam dwie noce. Wioska znajduje się tuż pod Ama Dablam. Jest tu już znacznie chłodniej od wiatru wiejącego z Lhotse.

Kawa na wysokim poziomie

W Dingboche znajdują się dwie niesamowite kawiarnie, które według nas były najlepszymi tego tyou punktami na całej trasie. Chociaż wybór i ocena nie była łatwa, gdyż kawiarnie w Gokyo i Tengboche są równie doskonałe. To dość surrealistyczne wrażenie – przebywanie na ponad wysokości ponad 4 400 m n.p.m. w tak nieprzyjaznym środowisku i rozkoszowanie się wspaniałą kawą!

Następny etap do Lobuche jest znacznie trudniejszy, ponieważ naprawdę zaczyna już doskwierać wysokość. Spędzamy tutaj dwie noce, aby lepiej się zaaklimatyzować ale też pozwolić każdemu, kto czuł się na tyle sprawny, aby wspiąć się na szczyt Kala Pattar (5 550 m n.p.m.) lub odwiedzić aktualny obóz bazowy pod Mont Everest.

Wzorcowa aklimatyzacja

Kala Pattar sprawia wrażenie małego wzgórza, ale nie wszystkim dane jest się tam wspiąć, gdyż te dodatkowe metry sprawiają naprawdę wiele trudności.

Postępując według recepty: „wspinaj się wysoko – śpij nisko” prowadzimy wzorcową aklimatyzację. Dzięki temu większość uczestników obu grup przechodzi przez finalne testy lekarskie i może się udać do pobliskiego Gorak Shep. To tu był kiedyś pierwszy obóz bazowy Mont Everestu. W związku z tym otaczające nas budynki są „najwyższymi” na świecie.

W słoneczne popołudnie w przeddzień maratonu zbieramy się na próbny start zakładając prawie wszystkie swoje ubrania. Gdy tylko słońce zachodzi za góry, robi się naprawdę zimno. Wszyscy marszałkowie, niektórzy lekarze i liderzy zespołów udają się na swoje stanowiska w dół doliny. Pomału wzrasta napięcie przed wyścigiem. Jutrzejszy poranek to moment będący kulminacją wielomiesięcznych przygotowań.

Jest godzina 06:30 pomału będzie wstawał dzień. Za chwilę początek maratonu. Temperatura wynosi około -10 stopni Celsjusza, niektórzy mają wciąż na sobie dodatkowe okrycia dopóki nie usłyszymy krzyku „GO!”.

Wziąłem udział i ukończyłem ten niesamowity wyścig. Mój czas wynosił 7 godzin 54 minut. Uplasowałem się mniej więcej w środku stawki. Przede mną było 13 nepalskich biegaczy i 13 międzynarodowych. Było też wiele osób za mną, w tym 73-latek, który 30 lat wcześniej wspiął się na Mont Everest, a następnie zdobył pozostałe 7 szczytów!

Zwycięzcą został Nepalczyk Suman Kulung, który ustanowił nowy rekord trasy: 3 godziny 39 minut. Najlepszą lokalną biegaczką była 17-letnia Rashila Tamang (jedna z kobiet z „Mira Rai Initiative”), która przebiegła maraton w czasie: 5 godzin 17 minut.

Jednakże rekord trasy kobiet jest cały czas niepobity – ustanowiła go w 2009 roku Anna Frost z Nowej Zelandii: w 4 godzin 35 minut. Barry Edwards z Wielkiej Brytanii ustanowił także nowy rekord MV60 w 6 godzin 37 minut.

Prysznic po wyścigu, wzięty w hostelu (lodge) w Namche Bazaar, był naprawdę dotknięciem luksusu. Następnego dnia opuściliśmy wysokie góry i udaliśmy się głównie opadającymi szlakami do Lukli.

Siedząc w słońcu przed chatą, w której spędziliśmy ostatnią noc, czujemy wielką satysfakcję, ale żałujemy także, że nadszedł czas, aby opuścić góry i wrócić do świata, który „pozostawiliśmy” 17 dni temu.

Tego wieczoru delektujemy się pożegnalnym posiłkiem, przygotowanym przez nasz wspaniały nepalski personel. Naprawdę wykonali świetną robotę, opiekując się nieustająco przez cały nasz pobyt w górach  zawsze z uśmiechem na twarzy.

Powrót do hotelu Shanker na ostanie dwie noce wydaje się być mega luksusem. Możemy nie tylko wziąć kąpiel, ale także skorzystać z basenu. Ostatniego wieczora w olśniewającej auli hotelu Shankar mamy uroczystą kolację połączoną z wręczeniem nagród.

Imprezie tej towarzyszą też dwie wciągające prezentacje nepalskich kobiet: Mira Rai – zwyciężczyni OEM w kategorii kobiet w 2015 roku (teraz już dobrze znana na międzynarodowych torach górskich) oraz Lakpa Phuti, Szerpa, która jako pierwsza kobieta w Nepalu wspięła się na szczyt Mont Everest.

Jedyny taki maraton

Maraton Everest po raz pierwszy został zorganizowany w listopadzie 1987 roku przez Dianę Penny – Angielkę, która poślubiła Szerpę z firmy trekkingowej. Pomimo pesymistycznych prognoz ekspertów medycznych i sportowych, którzy twierdzili, że bieg na dużej wysokości jest niemożliwy i niebezpieczny, impreza była ogromnym sukcesem i była pierwszym tego typu wydarzeniem w historii sportu.

Bieg odbywał się co dwa lata (z wyjątkiem czasu powstania maoistycznego), do 2017 roku. Dwa lata później  organizację maratonu przejęła Ali Bramall, przekształcając w imprezę o nazwie Original Everest Marathon, pod którą dzisiaj funkcjonuje.

Maraton odbywa się już teraz co roku. Serdecznie polecam go wszystkim, którzy kochają góry i bieganie, jako idealne wyzwanie na nową dekadę.

Tomasz Nowacki

https://originaleverestmarathon.com/

fot. w nagłówku: Keith MacIntosh (fotograf)/ Original Everest Marathon 2019