Gdzie dwóch się bije, tam Hocker korzysta. Sensacyjny zwycięzca finału na 1500 m

Dzisiejszy (6 sierpnia) finał na 1500 metrów na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu będzie długo śnił się po nocach Jakobowi Ingebrigtsenowi. Norweg narzucił kosmiczne tempo, chciał zdominować resztę, ale zginął od własnej broni. Na ostatnich metrach opadł z sił, co skrzętnie wykorzystali rywale. Złoty medal wspaniałym finiszem okraszonym rekordem igrzysk wydarł Amerykanin Cole Hocker, dla którego to pierwszy olimpijski krążek w karierze.

Ingebrigtsen był żelaznym faworytem finału na 1500 m. Do Paryża przyjechał jako lider list światowych i obrońca mistrzowskiego tytułu z Tokio. Norweg bardzo chciał zrehabilitować się za ubiegłoroczny finał mistrzostw świata w Budapeszcie, w którym przegrał złoty medal z Joshem Kerrem z Wielkiej Brytanii. Podobnie skończył się dla niego wcześniejszy czempionat w Eugene w 2022 roku, z tą różnicą, że tam w roli kata wystąpił inny Brytyjczyk Jake Wightman.

Dzisiaj oczy fanów lekkiej atletyki znów skierowane były głównie na Ingebrigtsena i Kerra, którzy faktycznie od początku trzymali się z przodu. Ton rywalizacji nadawał Norweg, który przypominał trochę pacemakera. Dyktował ostre tempo, które o dziwo utrzymało całkiem liczne grono zawodników. Ingebrigtsen postawił wszystko na jedną kartę. Liczył, że w samej końcówce rywale odpadną, ale tak się nie stało. Zamiast tego to on złapał zadyszkę.

Hocker wkracza do akcji

Na ostatniej prostej już wydawało się, że skorzysta z tego Kerr i tak jak w stolicy Węgier wyrwie faworytowi z gardła zwycięstwo, ale wtedy tuż przy samej krawędzi bieżni wyskoczył jak z procy Cole Hocker. Amerykanin wyprzedził zarówno Brytyjczyka jak i Norwega i wpadł na metę z rekordem olimpijskim 3:27.65.

To pierwszy w karierze Hockera medal igrzysk olimpijskich. W 2021 roku w Tokio ścigał się w finale na 1500 metrów, ale zajął wtedy odległą szóstą lokatę. To dopiero siódmy zawodnik ubiegłorocznych mistrzostw świata w Budapeszcie. W Paryżu Amerykanin sprawił gigantyczną niespodziankę, ale trzeba podkreślić, że tytuł wywalczył całkowicie zasłużenie pokonując w biegu stojącym na kosmicznym poziomie światową czołówkę.

Kerr finiszował jako drugi z rekordem życiowym 3:27.79 i tym samym poprawił swoje osiągnięcie z Tokio, gdzie zdobył brąz. Podium w dzisiejszym biegu uzupełnił Amerykanin Yared Nuguse (3:27.80 PB), który zdołał jeszcze na kratach zepchnąć Ingebrigtsena na czwarte miejsce (3:28.24). Takie rozstrzygnięcie to wielka niespodzianka. Po finałowym wyścigu Norweg wyglądał na bardzo zdezorientowanego takim obrotem sprawy.

23-letni Jacob Ingebrigtsen jeszcze będzie miał szansę powalczyć o medal igrzysk w Paryżu. W sobotę (10 sierpnia) o godz. 19:50 wystartuje w finale biegu na 5000 m.

red

fot. w nagłówku Dan Vernon for World Athletics