Leszek Bebło: nie myślałem, że dożyję takich czasów
Rozmowa z Leszkiem Bebło, dwukrotnym olimpijczykiem z Barcelony (1992) oraz Atlanty (1996), zwycięzcą biegów maratońskich w Paryżu (1993) i Reims (1992, 1995), posiadaczem drugiego wyniku w historii polskiej lekkoatletyki na dystansie półmaratonu (1:01:56), którego wizerunek znajdzie się na medalu 27. Półmaratonu PHILIPS Piła.
Co pan pomyślał, gdy organizatorzy Półmaratonu PHILIPS Piła zwrócili się do pana z prośbą, by to pański wizerunek zdobił tegoroczny medal pilskiego półmaratonu?
Byłem bardzo zaskoczony, że jeszcze ktoś o mnie pamięta. Przecież minęło sporo lat od chwili, gdy można było mnie zobaczyć na biegowych trasach. Oczywiście zgodziłem się od razu i jest mi naprawdę bardzo miło, że młodsi biegacze będą mieli okazję poznać moją biegową historię. Półmaraton w Pile, a ściślej rzecz biorąc jego inicjator i dyrektor Henryk Paskal robią kapitalną robotę przypominając w tak oryginalny sposób dawnych polskich mistrzów biegania. Jestem zaszczycony, że ja także znajdę się w gronie osób uhonorowanych wizerunkiem na medalu Półmaratonu PHILIPS Piła.
W Pile startował pan trzykrotnie, jeszcze w czasach, gdy ten bieg rozgrywany był na dystansie 15 km. Raz zajął pan pierwsze miejsce, a dwukrotnie był drugi. Patrząc po wynikach zawodników z pierwszej trójki, za każdym razem były to zacięte biegi, a o miejscu na podium decydowały sekundy. Jak pan wspomina te pilskie biegi sprzed lat?
Tak jak teraz, tak i wtedy biegi organizowane w Pile charakteryzowały się niezwykle mocną obsadą. Do miasta nad Wdą zjeżdżali najmocniejsi zawodnicy w najwyższej formie i naprawdę niełatwo było tam wygrać. Trasa była wtedy chyba troszkę inna niż obecnie, ale również była bardzo szybka, co sprzyjało szybkiemu ściganiu i osiąganiu świetnych rezultatów. Szybka i płaska trasa to od lat charakterystyczna cecha biegu w Pile. Pamiętam też, że w Pile było zawsze bardzo zimno i bardzo mokro!
Wszystko wskazuje na to, że w tym roku na Półmaratonie PHILIPS Piła padnie rekord frekwencji. Organizatorzy już dwa razy zwiększali limit uczestników. Ostatecznie 3 września na linii startu może stanąć nawet ponad 4 tysiące biegaczy! Za pana czasów nie było takich tłumów, prawda?
Zdecydowanie nie! W czasach, gdy startowałem w Pile uczestników liczyło się w dziesiątkach. Świetna frekwencja była wtedy, gdy na starcie stanęły 2-3 setki biegaczy. Nie było wtedy niestety tylu chętnych do biegania. W ogóle, to były czasy, gdy wychodziło się na trening a ludzie na ulicy oglądali się za człowiekiem i pukali w głowę, że jakiś wariat biegnie w krótkich spodenkach. To są zupełnie nieporównywalne czasy. Bardzo się jednak cieszę, że bieganie w Polsce tak się rozwinęło. Szczerze, nie myślałem, że dożyję takich czasów, gdy na starcie biegu w moim kraju staje kilka tysięcy zawodników. Ale to, że akurat ten bieg się tak fantastycznie rozwinął, to przede wszystkim zasługa Henryka Paskala, który bieg w Pile organizuje świetnie, co roku ściągając mocnych zawodników i promując bieganie wśród młodzieży.
Czy zdarza się jeszcze panu założyć buty biegowe i wybrać się na biegowe ścieżki?
Niestety coraz rzadziej. Wyczynowe bieganie uprawiane przez lata niestety odbija się na zdrowiu i nie pozwala biegać tyle, ile bym chciał. Ale gdy nic nie boli, to wybieram się na kilkunastokilometrowe wybiegania.
Czy zobaczymy pana we wrześniu w Pile?
Oczywiście! Wybieram się 3 września do Piły i już nie mogę się doczekać. Będzie świetna okazja spotkać starych znajomych i powspominać nasze stare biegowe czasy. No i popatrzeć, jak na trasie Półmaratonu w Pile radzi sobie teraz młodsze pokolenie.
Dziękujemy za rozmowę.