Pracowała w McDonald’s, została gwiazdą polskiej lekkiej atletyki
W ubiegłym sezonie lekkoatletycznym szczególną uwagę kibiców przykuło jedno nazwisko. Mowa o Marii Żodzik, czyli jedynej polskiej medalistce podczas mistrzostw świata w Tokio. – Mieszkałam 25 lat na Białorusi, ale to w Polsce jest teraz mój dom – mówi laureatka tegorocznego rankingu ORLEN Złote Kolce Śląskie 2025.
28-letnia Żodzik urodziła się w Baranowiczach, czyli białoruskiej miejscowości położonej około 170 kilometrów od granicy z Polską. Uprawia skok wzwyż, a zawsze była ambitną zawodniczką. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, wiedziała, że reprezentowanie swojego kraju na arenie międzynarodowej będzie niemożliwe.
Z Białorusi do Polski
Żodzik znalazła jednak wyjście. Połowa jej rodziny to Polacy, również dziadkowie, którzy także uprawiali lekkoatletykę. Postanowiła więc spróbować kontynuować karierę w naszym kraju.
Sprawę postawiła jasno. Chciała dołączyć do reprezentacji Polski lub po prostu zakończyć karierę, co byłoby dla niej ogromną stratą. W marcu ubiegłego roku Żodzik ostatecznie otrzymała polskie obywatelstwo i mogła już pewnie przygotowywać się do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Niedługo przed imprezą została ambasadorką marki 4F.
Zawodniczka pojechała na najważniejszą imprezę czterolecia, ale nie przebrnęła eliminacji. To jednak nie spowolniło jej kariery. Zmieniła trenera i postanowiła walczyć o minima na kolejne ważne imprezy lekkoatletyczne. Uzyskała przepustkę na tegoroczne mistrzostwa świata w Tokio, przeszła kwalifikacje, a w finale… wywalczyła srebrny medal! Co więcej, uzyskała wynik 2,00 m, czyli złamała magiczną dla skoczkiń barierę.
fot. Paweł Skraba
– Ale chciałabym powtórzyć taki wynik, bo nie podobał mi się ten skok w deszczu. Moim marzeniem jest wykonać go tak, żeby wyglądał pięknie – śmieje się Maria Żodzik.
Z McDonald’s na podium mistrzostw świata
Srebrny medal mistrzostw świata to jednak wypadkowa ogromnej pracy i wyrzeczeń, jakich podjęła się Żodzik. Gdy lekkoatletka przyjechała do Polski, nie miała takiego finansowania, by utrzymać się tylko ze sportu. Przez pewien czas pracowała nawet w McDonald’s, a pewnego dnia zdecydowała, że chce postawić jedynie na lekką atletykę.
– Na najwyższym poziomie po prostu nie da się połączyć pracy z zawodowym uprawianiem sportu. Postawiłam wszystko na jedną kartę i wypracowałam tym medal mistrzostw świata – podkreśla.
fot. Łukasz Sobala
Nie ma co ukrywać, że dzięki krążkowi w Tokio, Żodzik była na ustach całej Polski. Została jedyną polską medalistką mistrzostw świata, co dało jej rozpoznawalność. Efektem tego było również zwycięstwo w rankingu ORLEN Złote Kolce Śląskie 2025. – Nie lubię wystąpień publicznych, ale przygotowałam sobie parę słów do publiczności – mówiła podczas uroczystości na Superauto.pl Stadionie Śląskim.
– To dla mnie ogromna przyjemność. Na takiej gali byłam pierwszy raz i od razu zostałam nagrodzona. Bardzo się cieszę. A czy moje życie zmieniło się po zdobyciu medalu w Tokio? Raczej nie. Mam ten krążek w domu, stoi na półce. Czasami wracam do niego wspomnieniami, ale nie za często. Zdaję sobie sprawę, że to już historia i staram się o tym zapomnieć i po prostu iść dalej. No, może czasami ludzie rozpoznają mnie teraz w Białymstoku, gdzie mieszkam i rozdałam z 10 autografów – śmiała się Żodzik podczas gali.
Teraz lekkoatletka chce jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu. Czy zakłada sobie jakieś konkretne cele?
– Raczej nie, po prostu chciałabym dalej jak najlepiej się prezentować. To był przełomowy sezon w mojej karierze, ale czy będzie wyżej i lepiej? Zobaczymy. Na razie cieszę się z tego co mam. Chciałabym jedynie być zdrowa, a potem dam z siebie wszystko – zapewnia.
Sercem w Polsce
W Polsce mówi się, że “tam dom mój, gdzie serce moje”. Gdzie jest więc serce Żodzik?
– Myślę, że moje serce jest już tutaj, w Polsce. Ale 25 lat mieszkałam na Białorusi, więc ma to też dla mnie ogromne znaczenie – nie zapomina o swoich korzeniach zawodniczka.
Źródło: PZLA
fot. w nagłówku Łukasz Sobala
