Nasz komentarz: Mistrzostwa Polski w biegach długich. Kpina czy żart?
Szybkimi krokami zbliżają się Mistrzostwa Polski w Półmaratonie, które rozegrane zostaną podczas Półmaratonu PHILIPS Piła. Tydzień wcześniej podczas łódzkiego Biegu Fabrykanta rozegrane zostaną Mistrzostwa Polski Kobiet na 10 km. Zaglądając na listy startowe zgłoszonych zawodników i zawodniczek, trudno oprzeć się wrażeniu, że imprezy o randze bądź co bądź Mistrzostw Polski, tak naprawdę obchodzą niewielu. Łącznie z PZLA.
Patrząc na obsady biegów ulicznych w randze Mistrzostw Polski można dojść do wniosku, że są to najbardziej niechciane imprezy w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Biegi na dystansach od 5 km do maratonu już od lat nie przyciągają najlepszych polskich zawodników, którzy od walki o medale Mistrzostw Polski wybierają udział w innych imprezach, np. tych organizowanych przez wojsko. I ten fakt jeszcze można by zrozumieć, bo to wojsko właśnie, które przygarnęło większość najlepszych zawodników, pozwala im na codzienne utrzymanie i spokojne treningi. W ramach „wdzięczności” duża grupa zawodników zamiast rywalizować podczas imprez mistrzowskich w Polsce, wyjeżdża więc za granicę, często do egzotycznych krajów, by ścigać się z amatorami na Wojskowych Mistrzostwach, dominując te imprezy i przywożąc worki medali.
Ale coś jest ewidentnie nie tak, gdy tacy zawodnicy jak Marcin Chabowski, Artur Kozłowski czy rekordzistka Polski w Półmaratonie – Katarzyna Kowalska, zamiast walki 3 września w Pile o medale MP na dystansie półmaratonu wybierają start w komercyjnym, rozgrywanym dzień wcześniej BMW Półmaratonie Praskim… Na liście startowej zawodniczek, które w podczas Półmaratonu w Pile ścigać się będą o medale Mistrzostw Polski, widnieje 16 nazwisk. Wśród których znajdziemy 2 weteranki, a o medale powalczy także 68-letnia zawodniczka, na dystansie półmaratonu legitymująca się rekordem życiowym 02:20:14 i nawet jeśli w tej stawce uprawnionych do rywalizacji o tytuł Mistrzyni Polski zajmie ostatnie – 16 miejsce, to i tak jest to sytuacja kuriozalna! 16 zawodniczką Mistrzostw Polski w Półmaratonie zostanie 68-letnia zawodniczka z życiówką 02:20:14…. Doprawdy, trudno w takiej sytuacji mówić o prestiżu zawodów, organizowanych pod egidą PZLA.
Nieco lepiej wygląda sytuacja na liście startowej wśród panów. Choć to taki trochę śmiech przez łzy… Jeśli nikt więcej się nie zgłosi do rywalizacji o medale MP w półmaratonie (czas upływa 25 sierpnia) o miano najlepszego na tym dystansie będzie walczyło 22 zawodników. Trzech z nich według kryteriów PZLA posiada już status weterana. Weteranem jest np. Paweł Ochal, który w wieku 36 lat będzie jednym z faworytów do zwycięstwa. Nie może być inaczej, skoro rekord Polski w półmaratonie ustanowiony w 2000 roku przez Piotra Gładkiego wynosi 01:01:35, a jedynie 7 zawodników w stawce może się pochwalić życiówką poniżej 01:10:00. Podobnie zresztą jak u pań, wśród mężczyzn również dojdzie do sytuacji, w której o medale Mistrzostw Polski powalczy 57-letni zawodnik z rekordem życiowym w półmaratonie 01:41:09. Aby w pełni oddać groteskę tej sytuacji napiszę tylko, że w roku ubiegłym taki czas dałby… 833 pozycję w klasyfikacji Open Półmaratonu PHILIPS Piła. Dlaczego więc ponad 800 szybszych zawodników nie rywalizuje o medale Mistrzostw Polski? Bo nie posiadają ważnej i opłaconej licencji PZLA.
Co ciekawe, czytając regulamin Mistrzostw Polski Mężczyzn i Kobiet w Półmaratonie, nie znajdziemy w nim limitu czasu obowiązującego uczestników, który byłby jakąś formą zabezpieczenia odpowiedniego poziomu rywalizacji. Podczas MP obowiązuje więc limit czasu wynikający z regulaminu Półmaratonu PHILIPS Piła, który wynosi 3 godziny na ukończenie półmaratonu. Hipotetycznie, nawet 100-latek może więc zostać powiedzmy…. 20 zawodnikiem Mistrzostw Polski w Półmaratonie, o ile zainwestuje ok. 60 zł w aktywację licencji PZLA, zgłosi się nie więcej niż 20 zawodników z licencją, no i zmieści się w limicie 3 godzin. Tak w praktyce wygląda dbałość PZLA o prestiż, renomę i wysoki poziom Mistrzostw Polski.
To tyle jeśli chodzi o MP w Półmaratonie. Z kolei jeszcze inną bajką, są Mistrzostwa Polski w biegu ulicznym na 5 km. W tym przypadku PZLA nawet nie udaje, że cokolwiek ich obchodzą wyniki osiągane na tym dystansie (na 10 km zresztą też), nie prowadząc klasyfikacji najlepszych wyników w sezonie. Na stronie PZLA znajdziemy więc najlepszy wynik w tym sezonie na 3000m, 5000m, 10000m, w półmaratonie i maratonie. Próżno szukać rezultatów z biegów na 5 km i 10 km. Mistrzostwa Polski Kobiet w biegu na 5 km organizowane są w formule otwartej, co oznacza, że praktycznie każda zawodniczka ma szansę stanąć do rywalizacji o medale MP, o ile wcześniej zgłosi ten fakt organizatorom. Czy można sobie wyobrazić sytuację, w której do rywalizacji nie zgłaszają się zawodniczki tzw. „Elity” i Mistrzynią Polski na 5 km zostaje amatorka z wynikiem powiedzmy….ponad 20 min.? A dlaczego nie?
Sami zawodnicy przyznają, że sytuacja wokół biegów w randze Mistrzostw Polski wytworzona przez PZLA nie zachęca do udziału. Jeśli mają w zbliżonym terminie do wyboru bieg komercyjny a bieg pod egidą PZLA, to raczej wybierają bieg komercyjny, wygrana w którym często wiąże się i z większą gratyfikacją finansową i co najbardziej kuriozalne, z większym prestiżem. Starty w Mistrzostwach Polski są dla zawodników Elity mało opłacalne. Przykładowo, za zwycięstwo w Mistrzostwach Polski na 10000m w Rybniku, według regulaminu zawodów, Mistrz Polski zainkasował 750 zł. Brązowy medal MP wyceniony został na oszałamiającą kwotę 500 zł. Dla porównania stawki za zwycięstwo w biegach na 10 km zaczynają się przeważnie od kwoty 1000 zł w mniejszych imprezach biegowych do nawet 6000 zł w dużych, prestiżowych wydarzeniach (Bieg OSHEE 10 km podczas Orlen Warsaw Marathon). Najbardziej chyba jaskrawym przykładem może być niedawny Bieg św. Dominika w Gdańsku, podczas którego rozegrano Mistrzostwa Polski PZLA na 10 km. Tam zwycięzca MP przy wyniku poniżej 30:00 min. mógł liczyć na nagrodę w wysokości 2000 zł, z kolei zwycięzca klasyfikacji Open zgarnął sumę 6000 zł.
Dlaczego więc zawodnicy decydują się jednak na start w Mistrzostwach Polski? Otóż są oni zrzeszeni w klubach sportowych, a klubom zależy na tym aby trofeami wypełniać klubowe gabloty. Często więc to kluby zgłaszają do udziału w MP swoich zawodników, mając jeden ale za to poważny argument. Otóż to kluby właśnie często partycypują w kosztach obozów sportowych, na które jeżdżą zawodnicy. Jest więc to bat na tyle skuteczny, że zawodnicy chcąc nie chcąc muszą godzić się na udział w Mistrzostwach Polski, choć sami wtedy woleliby trochę dorobić w biegach komercyjnych. Taki mechanizm powoduje też, że biegi uliczne w randze Mistrzostw Polski nie mają odpowiednio wysokiego poziomu sportowego, a wyniki w nich osiągane, dalekie są od rekordów Polski, które przecież właśnie na takich imprezach powinny być poprawiane. Jednak najlepsi i najszybsi zawodnicy często są niezależni finansowo, także od klubów, i na imprezach rangi mistrzowskiej występują rzadko. Trudno na takich biegach zobaczyć np. Yareda Shegumo. Jeśli już w nich startują, to przeważnie ze względów treningowych, traktując występ na MP jako formę przygotowań do ważniejszych dla nich imprez.
Coraz częściej Mistrzostwa Polski w biegach ulicznych zaczynają przypominać cyrk wędrowny, który w danym roku zatrzyma się tam, gdzie najlepiej zapłacą. MP organizowane są więc bez ładu i składu. Gdzie indziej o medal MP na 5 km walczą kobiety (Kleszczów), gdzie indziej i w innym terminie mężczyźni (Siedlce), chociaż przez kilka ostatnich lat rywalizacja mężczyzn toczyła się podczas Biegu Ursynowa. W takim samym schemacie toczy się też walka o medal MP na 10 km, kobiety o tytuł mistrzowski ścigają się podczas Biegu Fabrykanta w Łodzi a mężczyźni rywalizowali we wspomnianym już Gdańsku podczas Biegu św. Dominika. O tytuł Mistrzyni Polski w maratonie kobiety rywalizowały w Dębnie, z kolei najlepszych maratończyków wśród mężczyzn wyłaniano podczas Orlen Warsaw Marathon.
Patrząc więc na taki bałagan organizacyjny, traktowanie Mistrzostw Polski w biegach ulicznych przez PZLA na zasadzie: zróbmy to dla świętego spokoju, niechęć do startu w nich samych zawodników, dziwić może żenująco słaba obsada podczas walki o medale MP? A później przychodzą Mistrzostwa Świata czy Mistrzostwa Europy i wszyscy pytają: dlaczego mamy reprezentantów w biegach na 400m, 800m, 1500m, a nie mamy nikogo np. na dystansie maratonu?
Tak się dba o rozwój biegania w PZLA. Może trzeba więc utworzyć Polski Związek Biegania Ulicznego?
red