Jan Huruk: „Powrót do starej trasy w Dębnie może dać wyniki wybitne”
W przededniu maratonu w Dębnie swoimi wspomnieniami z tej imprezy dzieli się Jan Huruk, według Polskiego Związku Lekkiej Atletyki najlepszy polski maratończyk stulecia 1919 – 2019, czwarty zawodnik mistrzostw świata w Tokio 1991, trzeci w maratonie w Londynie, mistrz Polski w biegach na 10000 m, półmaratonie, w przełajach i w hali na 3000 m.
Wielokrotnie jako gość honorowy odwiedzałeś Dębno. Z czym ten wyjątkowy maraton się Tobie kojarzy?
Maraton w Dębnie dla mnie to nie tylko mistrzostwa Polski, ale także mój pierwszy wyjazd i można powiedzieć uczestnictwo w maratonie. Asystowałem mojemu koledze klubowemu Andrzejowi Witczakowi, który biegał swój pierwszy maraton w 1982, uzyskał tam wynik 2:25:00 jeśli dobrze pamiętam, podawałem mu napoje. W 1986 byłem też świadkiem, podając ponownie napoje Andrzejowi, tego najlepszego wyniku Antoniego Niemczaka, który przez wiele lat był rekordem Polski. Do dziś zresztą ten wynik jest jednym z lepszych wyników w historii polskiego maratonu. Oglądając występ wtedy właśnie naszych najlepszych maratończyków tak mi się zamarzyło, może jak kiedyś będę brał udział w maratonie. Tym bardziej, że nagrody były lepsze, choć ja już byłem dobrym zawodnikiem na krótszych dystansach 1500, 5 km i już dystans 10 km. Maraton kusił mnie, ale nie byłem jeszcze do niego gotowy.
Dlaczego Dębno to szczególne miejsce?
Dębno to szczególne miejsce, to jest nieduża miejscowość, około 13 tysięcy mieszkańców, a rozgrywa tak wielkie imprezy, które są kojarzone nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Trasa jest wybitnie dobra, można uzyskiwać tam dobre rezultaty, światowe rezultaty, bo już od początku w maratonach w Dębnie udział brało spore grono znanych zawodników światowej klasy. Rekord należy do chyba do Kenijczyka Kyewy Cosmasa Mutuku 2:09:57. W kategorii kobiet Wanda Panfil startowała na tej trasie w 1988. Jeśli dobrze pamiętam, to była eliminacja do Igrzysk Olimpijskich w Seulu, uzyskała 2:32:23. To był znakomity wynik na listach światowych. Na igrzyska oczywiście pojechała, a rekord trwał chyba do 2003 roku, kiedy Grażyna Syrek poprawiła go na 2:32:09. Także ta trasa należy do szybkich.
Maraton w Dębnie z konieczności bez amatorów. Powinien być organizowany?
Oczywiście że tak, w dzisiejszych czasach, gdy mamy panikę związaną z pandemią dużo imprez jest zamkniętych, dużo imprez zostało odwołanych, czy to w ubiegłym roku, czy w tym roku. To że dojdzie do skutku, to trzeba przyznać zasługa całej ekipy organizacyjnej. Nie jest łatwo dzisiejszej doby zorganizować taką dużą imprezę, bo miejscowość jest niewielka i też nie może za wielu zawodników uczestniczyć w takiej dużej imprezie. Bo w normalnych czasach limit to 2,5 tysiąca to nie jest aż tak dużo w porównaniu z imprezami, które mogą przyjąć 10, 20, 30, 50 tysięcy maratończyków. W tym roku nie będą startować amatorzy, jedynie zawodnicy starający się o wypełnienie minimum olimpijskiego do Tokio. Chwała organizatorom, że ten bieg odbędzie się, że będzie kontynuowany, bo jest jakaś nadzieja, że ktoś z uczestników może pojedzie na igrzyska olimpijskie.
Maraton wraca do starej, najszybszej trasy. Jak to odbierasz?
Jak się dowiedziałem, wracamy w tym roku do „starej trasy”. Widziałem tę trasę jeszcze wtedy, gdy maraton w Dębnie rozgrywany był na pętlach bodajże ośmiokilometrowych, start był z placu przy kościele. Wydaje mi się, porównując z trasami, które oglądałem i analizowałem jako gość honorowy, że trasa poprzednia, ta po „starej” musiała pętle wydłużyć i pojawiły się spore odcinki nie chronione przez warunki atmosferyczne. A wiadomo, że wiatr jest najgorszym przeciwnikiem maratończyka. Nie zawsze te wyniki były adekwatne dla tych najlepszych. Choć trzeba też dodać, że obecny rekord maratonu, ustanowiony właśnie na niej, to jest super wynik, jak na nasze warunki.
Jest szansa na rekordy w Dębnie?
W Polsce biegano już szybciej, ale powrót do „starej trasy” przy dobrych zawodnikach może dać wyniki wybitne. To trasa zdecydowanie korzystniejsza do robienia minimów, życiówek. To na pewno dobra informacja dla biegających, bo będą mieli osłonę, nie będą musieli grupować się po kilka osób, mogą samodzielnie wykręcać swoje tempo, decydować się na ucieczki. A to w bezpośredni sposób może przełożyć się na dużo lepszy rezultat niż nawet obecny rekord w Dębnie! Ja ten dystans pokonałem wielokrotnie, jako zawodowiec 26 razy, ale nigdy nie startowałem w Dębnie. Bardzo ubolewam nad tym, bo maraton w tym miejscu to jest zapisanie się na kartach historii polskiego sportu. Zależało mi na tym, żeby na końcu kariery wystartować w Polsce, ale kontuzje mi to uniemożliwiły. Szkoda.
Dziękuję za rozmowę.
materiał organizatora
fot. archiwum prywatne