Polska kobieca sztafeta 4 x 100 m melduje się w finale Mistrzostw Świata

Polska sztafeta pań 4 x 100 metrów biegnąca w piątkowy wieczór w składzie Pia Skrzyszowska, Kriscina Cimanouskaya, Magdalena Stefanowicz i Ewa Swoboda wywalczyła awans do sobotniego finału lekkoatletycznych mistrzostw świata w Budapeszcie.

Dały z siebie wszystko

Do stolicy Węgier Polki przyjechały jako aktualne wicemistrzynie Europy w sztafecie 4×100 m. Na mistrzostwach świata poziom jest jednak dużo wyższy, co pokazały już eliminacje.

Nasza sztafeta zakwalifikowała się do dzisiejszego finału z wynikiem 42.65, który jest drugim rezultatem w historii polskiej lekkoatletyki. Był to jednak dopiero ósmy czas eliminacji.

fot. Tomasz Kasjaniuk

Biegowo Polki zaprezentowały się bardzo dobrze, ale sporo do życzenia pozostawiały zmiany. Już na starcie Pia Skrzyszowska otrzymała ostrzeżenie w postaci żółtej kartki. Przekazanie pałeczki drugiej w sztafecie Kriscinie Cimanouskiej też nie obyło się bez problemów. Po biegu  przeanalizowali to sędziowie, którzy na szczęście nie dopatrzyli się przekroczenia strefy.

– Nie chcę mówić, że ona mi uciekła, ale trochę musiałam gonić. Ona z kolei zwalniać. To nie była idealna zmiana, nie chcę jednak mówić czyja to wina. Po prostu może źle to wyliczyłyśmy – powiedziała Skrzyszowska.

Biegnąca na drugiej zmianie Cimanouskaya podkreśliła, że była mocno skoncentrowana na dobrym przejęciu pałeczki od klubowej koleżanki z AZS AWF Warszawa.

– Czułam, że przejęłam pałeczkę w końcu strefy zmian. Starałam się patrzeć na linię żeby jej nie przebiegnąć. Zobaczymy jak to się ułoży. Będzie trzeba też porozmawiać z trenerem. Jak poprawimy błędy to będzie lepiej. Finał z pewnością będzie spokojniejszy – zapewniła Kryscina Cimanouskaya, która przekazała później pałeczkę Magdalenie Stefanowicz.

Polską sztafetę kończyła Ewa Swoboda. Szósta zawodniczka świata na 100 m bezskutecznie goniła czwarte Holenderki, ale podciągnęła wynik na tyle, że biało-czerwone awansowały z piątego miejsca w swoim biegu eliminacyjnym.

– Myślę, że wszystkie dałyśmy z siebie prawie wszystko. Jutro będzie nowe rozdanie. Będziemy się starać pobiec to na co nas stać. Możemy liczyć na dobry wynik. Cieszę się, że udało nam się dobiec i to z drugim wynikiem w historii polskiej sztafety – podkreśliła Ewa Swoboda.

fot. Tomasz Kasjaniuk

Finał odbędzie się jutro o 21:53, transmisja w TVP Sport i Eurosporcie. Polki wystartują z toru numer trzy. Oprócz naszej kadry o medale walczyć będzie osiem innych ekip: USA, Jamajka, Wielka Brytania, Szwajcaria, Niemcy, Wybrzeże Kości Słoniowej, Włochy i Holandia.

Polska sztafeta kobiet 4×100 metrów awansowała do finału po raz czwarty. Pierwszy raz w 1999 roku, a następnie w 2005 i 2007 roku. Wystąpiły wówczas w składzie Marta Jeschke, Daria Korczyńska, Dorota Jędrusińska i Ewelina Klocek i zajęły ósme miejsce.

Mężczyźni bez pałeczki

Przygoda polskiej sztafety męskiej 4 x 100 metrów z mistrzostwami świata skończyła się na pierwszej zmianie – Adam Burda bez powodzenia przekazywał pałeczkę Mateuszowi Siudzie.

– Myślę, że byłem gotowy do tego startu. Powiedziałem to trenerowi, on na mnie postawił, a ja zawiodłem jego zaufanie. Przykro mi. Zawiodłem chłopaków. Sporo trenowaliśmy zmiany. Mieliśmy wszystko wyliczone. Plan był taki żeby przekazywać pałeczkę na końcu strefy zmian. Ja po prostu nie trafiłem raz w rękę Mateusza, a w sztafecie to oznacza koniec walki – powiedział Adam Burda.

fot. Tomasz Kasjaniuk

Jak przyznał Mateusz Siuda, dopiero szczegółowa analiza będzie mogła pokazać gdzie zespół popoełnił błąd.

– Ciężko mi to teraz ocenić. Dopiero będziemy to analizować na wideo. Wydaje mi się, że ruszyłem na znak. Czułem się świetnie, ale niestety nie mogliśmy pokazać na co nas stać – ze smutkiem przyznał Mateusz Siuda, który miał przekazać pałeczkę Łukaszowi Żokowi, a ten z kolei Dominikowi Kopciowi.

– Wiedziałem w jakiej jesteśmy formie i naprawdę mogliśmy tutaj zrobić dobry wynik – przyznał sprinter Agrosu Zamość.

Łukasz Żok i Dominik Kopeć nie doczekali zatem się na swój bieg.

Wegner w finale

W porannej piątkowej sesji awans do finału wywalczył oszczepnik Startu Nakło Dawid Wegner. W drugiej próbie uzyskał wynik 81.25, który ostatecznie dał mu kwalifikację do finału.

– Zakładałem żeby ten finał załatwić sobie już pierwszym rzutem. Poleciało dopiero w tym drugim, nie jest źle. To mój trzeci wynik w karierze. Chciałem poprawić rekord życiowy, ale to zostawiam w tej chwili na finał – zapewnił.

Jak przyznał oszczepnik eliminacje nie były łatwymi zawodami.

– To był ciężki konkurs. Warunki pogodowe są jakie są. Jest duszno i ciepło. Ciężko załapać oddech. Mięśnie bardziej się męczą. Druga grupa, która rzuca w południe będzie miała jednak gorzej. Trzeba się do tego jakoś przygotować, ale też charakterem można osiągnąć wszystko – trafnie stwierdził zawodnik reprezentacji Polski.

fot. Tomasz Kasjaniuk

Finał rzutu oszczepem mężczyzn jest zaplanowany na ostatnią sesję mistrzostw – w niedzielny wieczór.

– W finale będę chciał rzucić rekord życiowy. Przygotowywaliśmy się do tych mistrzostw i myślę, że trafiliśmy z trenerem Leszkiem Walczakiem z formą – podkreślił Dawid Wegner, który dodał, że w finale interesuje go „ósemka” także z przodu rezultatu.

Do finału nie udało się awansować drugiemu z naszych oszczepników. Cyprian Mrzygłód rzucał na poziomie 77-78 metrów i dało mu to miejsce poza czołową dwunastką. W najdalszym rzucie 25-letni Polak posłał oszczep na 78.49.

– Trzeba popracować nad techniką. Tutaj ewidentnie jej zabrakło. Żałuję, że w tej ostatniej próbie nie zrobiłem tego co chciałem, czyli rzucić 80 metrów. Jest bardzo gorąco, nogi trochę nie chciały współpracować – analizował.

Cyprian Mrzygłód liczy, że w finale dobrze spisze się Wegner.

– Myślę, że stać go w finale na rzuty na poziomie 83-84 metrów. Jest przygotowany dobrze także mentalnie, ma dobrą głowę. Trzymam kciuki za miejsce w ósemce – zapowiedział.

Z minimum kwalifikacyjnym, ustalonym na poziomie 83 metrów, poradziło sobie jedynie trzech oszczepników z mistrzem olimpijskim Choprą na czele.

Sponsorem głównym polskiej reprezentacji lekkoatletycznej jest Grupa Orlen.

Źródło: PZLA, red

fot. w nagłówku Tomasz Kasjaniuk