W niecałe 6 minut wbiegłem na 37. piętro biurowca Rondo 1. Czy było warto?

Wielokrotnie mijałem budynek Rondo 1 w drodze do pracy. Sam nie wiem, ile razy pod nim przebiegałem. Ale w minioną sobotę, 16 marca pierwszy raz miałem okazję wbiec na 37. piętro tego budynku. Okazją była dwunasta odsłona Biegu na Szczyt Rondo 1. 

Tegoroczna edycja zgromadziła ponad 530 biegaczy amatorów oraz ponad 50 zawodników z czołówki Towerrunning World Association. Wszyscy mieli do pokonania 37 pięter i 142 metry przewyższenia. Stopni osobiście nie liczyłem… ale było ich bardzo dużo. Jeśli wierzyć materiałom prasowym, to dokładnie 836. Elita wbiegała na szczyt dwukrotnie, amatorzy raz.

Zawody miały nie tylko aspekt sportowy ale też charytatywny. W trakcie biegu wspierano Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce w Polsce. Z opłat startowych uczestników na rzecz Wioski SOS w Kraśniku zebrano ponad 41 tysięcy złotych. W całej historii Biegu Na Szczyt Rondo 1 łączna zebrana kwota sięga już 350 tysięcy złotych. Pomaganie przez bieganie ma wielki sens, więc tym bardziej warto się było pomęczyć!

Faworyci nie zawiedli

Faworytem zawodów był Malezyjczyk Wai Ching Soh i to potwierdził. Wygrał obie serie uzyskując czas 03:39,17 w pierwszym biegu i 03:40,83 w drugim. Łącznie dało mu to czas 7:20,00 i pozwoliło wyprzedzić o ponad 10 sekund drugiego na mecie Japończyka Ryoji Watanabe. Łączny czas dwóch biegów Japończyka to 07:30,82.

– Jestem trochę rozczarowany swoim biegiem w pierwszej serii. Celowałem w rekord trasy, który od 10 lat dzierży tutaj Piotr Łobodziński z wynikiem 3 minut i 27 sekund. Ostatecznie pobiegłem 3:39, co jest rezultatem znacznie poniżej moich oczekiwań. Cieszę się jednak, że byłem w stanie utrzymać równe tempo w obu seriach, co pozwoliło zwyciężyć z dość bezpieczną przewagą – powiedział po biegu Wai Ching Soh.

Trzecie miejsce zajął Włoch Fabio Ruga z łącznym czasem 07:31,31. Najlepszym z Polaków był Piotr Łobodziński, który zajął czwarte miejsce z łącznym czasem dwóch biegów 07:37,66.

– Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem zabrakło mnie na podium w zawodach towerrunningowych, ale muszę brać pod uwagę, że od 6 tygodni mój trening jest bardzo ograniczony z powodu naderwanego rozcięgna podeszwowego. Biorąc to pod uwagę, taki wynik był do przewidzenia, więc nie jestem rozczarowany – skomentował swój start Piotr Łobodziński.

Osiągnięty przez Polaka wynik dobrze rokuje w kontekście zbliżających się mistrzostw świata, które odbędą się w maju w Tajpej. Będziemy trzymać kciuki, żeby dalsze przygotowania Piotra do mistrzostw przebiegły bez przeszkód.

Warto też zwrócić uwagę, że wśród amatorów zwyciężył Jarosław Górecki z bardzo dobrym czasem 04:18,82. Brawo!

Wśród Pań zwyciężyła Włoszka Valentina Belotti, która jako jedyna wśród pań uzyskała łączny czas poniżej 10 minut, a dokładnie 09:50,99 (w pierwszej serii uzyskała czas 04:56,92, w drugiej go poprawiła o ponad 2 sekundy i uzyskała 04:54,07). Włoszka wyprzedziła drugą na mecie Verenę Schmitz o prawie 18 sekund. Niemka uzyskała czas 10:08,95.

– Chciałam pobiec nieco szybciej, poniżej 5 minut w jednej serii, ale nie udało się. Cieszę się jednak, że ponownie stoję na podium w Rondo 1, w gronie najlepszych zawodniczek na świecie. Gratuluję wszystkim, którzy dotarli dzisiaj na szczyt – powiedziała Verena Schmitz.

Trzecie miejsce zajęła najlepsza z reprezentantek Polski Klaudia Krajewska, która uzyskała łączny czas 10:18,61.

W kategorii amatorek najlepsza była Dominika Ostrowska. Na 37. piętro wbiegła w 05:24,81.

Okiem debiutanta, czyli moje subiektywne wrażenia

Pomimo, że moja „kariera” biegacza trwa już ponad 10 lat pierwszy raz posmakowałem biegania po schodach. Pierwsza rzecz na jaką zwróciłem uwagę, to niemal perfekcyjna organizacja tego wydarzenia (oczywiście piszę o Biegu Na Szczyt Rondo 1, bo nie wiem jak to wygląda w przypadku innych takich wydarzeń).

Ani na moment nie czułem się zagubiony. Wręcz wydaje mi się, że byłem wiedziony, jak po sznurku od odebrania numeru startowego, poprzez komfortowe warunki w szatni klubu Zdrofit, który był jednym z partnerów biegu, aż po wejście w strefę startu. To wiele ułatwia. Naprawdę można się skupić tylko na bieganiu.

Jak się już stanie w strefie startowej to wszystko toczy się bardzo szybko. Samo bieganie po schodach, z mojego punktu widzenia, jest bardzo intrygującym przeżyciem. Mój start trwał niecałe 6 minut (dokładnie 05:58,56) ale były to długie minuty. Rozmawiałem przed startem ze znajomymi, którzy mają już doświadczenie w towerrunnigu. Zbierałem rady i wskazówki. Jednak żadne porady nie przygotowały mnie na to, co poczułem podczas wbiegania.

Jedziesz windą w dół i… chcesz to powtórzyć

Na klatce schodowej jest duszono i ciepło, brakuje powietrza. W głowie się kręci i pulsuje. Piętra ciągną się, a przecież sam bieg trwa stosunkowo krótko. Końcowa platforma i kilkanaście metrów płaskiego są jak wybawienie. Widoki z okien 37. piętra na śródmieście Warszawy wynagradzają trud, choć potrzeba kilku dłuższych chwil odpoczynku, by uspokoić oddech i się nimi móc nacieszyć. A zjeżdżając windą na dół ma się ochotę to powtórzyć, więc doskonale rozumiem tych, którzy wracają na tego typu imprezy.

W trakcie rozmów przed startem zauważyłem, że większość startujących nie była debiutantami. Mieli za sobą co najmniej kilka startów, w różnych lokalizacjach. Większość osób przygotowuje się biegając po klatkach schodowych własnych bloków, upewniając sąsiadów, że są jednak szaleni.

Ogromne wrażenie robią strażacy z OSP i PSP, którzy pokonują ten dystans w pełnym umundurowaniu i z całym sprzętem, który waży grubo powyżej 20 kilogramów. W rozmowach podkreślali, że traktują start jako dobrą zabawę, która pozwala im lepiej przygotować się do codziennej służby.

Podsumowując towerrunning to zabawa dla każdego. Warto jej spróbować, nawet jeśli okażę się, że to nie Wasza bajka. A na debiut na pewno mogę polecić Bieg Na Szczyt Rondo 1, bo to naprawdę bardzo dobrze zorganizowane wydarzenie.

Tekst: Krzysztof Jagiełło

fot. Sport Evolution (Bartek Syta, Tomasz Markowski)