Czy to koniec rynku imprez biegowych?

Świat biegowy w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zmienił się nie do poznania. Organizatorzy biegów prześcigają się w pomysłach jak uatrakcyjnić imprezy, ale uczestnicy najwyraźniej znaleźli sobie inne rozrywki niż weekendowe zdobywanie medali. Skąd te zmiany i czy możemy za nie winić wyłącznie pandemię COVID-19?

Zmiana jest naturalnym elementem na rynku biegowym. To co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, przyspieszyło kryzys rynku biegowego, który i tak zbliżał się nieubłaganie. Lata 2017 i 2018 to szczyt popularności zawodów biegowych. Rozgrywano je praktycznie co tydzień w każdej gminie i mieście. Co więcej, najciekawsze imprezy otwierały zapisy na rok przed terminem i sprzedawały się w kilka minut. Największe zbierały bez problemu po kilka lub kilkanaście tysięcy uczestników. Jednak wpadliśmy w bańkę, która musiała w końcu pęknąć. Pandemia przyspieszyła proces, który był nieunikniony.

Pułapka hojności

Niskie opłaty startowe, by przyciągnąć uczestników. Coraz bogatsze pakiety startowe i kolejne imprezy rosnące niczym grzyby po deszczu. Ten rynek musiał się przegrzać. Struktura przychodów każdej imprezy biegowej wygląda podobnie. Można wyróżnić trzy podstawowe źródła finansowania – opłaty startowe, wpływy od sponsorów oraz środki samorządowe. Samorządy mają coraz mniej pieniędzy z uwagi na mniejsze wpływy do budżetu (choćby brak podatków dla osób od 26. roku życia). Patrząc na małe i średnie biegi partnerami najczęściej są firmy lokalne, dla których udział w imprezie jest elementem wspierania lokalnej społeczności, a nie realnym zyskiem marketingowym. Jednak nawet duże biegi borykają się z problemami we współpracy ze sponsorami. W jednym z odcinków „Biegowych Podcastów” serwisu biegowe.pl Marek Tronina, prezes Fundacji Maraton Warszawski wspomniał, że tegoroczna edycja największej imprezy biegowej w Warszawie straciła dwóch poważnych partnerów. (warto przesłuchać całą rozmowę).

Wyróżnij się albo zgiń

To działa na każdym rynku, zatem także i wśród imprez biegowych. Imprezy w formacie „kopiuj-wklej” to za mało. Uczestnicy szukają czegoś więcej. Świetnego miejsca, doskonałej organizacji i klimatu. Tymczasem w okresie boomu na zawody biegowe imprezy bardzo często nie miały pomysłu na siebie, bo “sprzedawało” się wszystko. I dziś pojawił się problem.

Covid– efekt

Co zrobił Covid z biegaczami? Ano pokazał, że nie potrzebują startów w zawodach. Część w ogóle zawiesiła sport na kołku, inni po wielu miesiącach bez startów stwierdzili, że w sumie to niczego im nie brakuje i również nie szukają biegów. Dodatkowo brak regularnych treningów sprawił, że start w zawodach tylko po to, by przebiec nie miał sensu. A jak tu walczyć o życiówkę, jeśli buty pokryła warstwa kurzu?

Dane pokazują, że Polacy średnio przez okres pandemii przytyli aż 5,7 kg! Dodatkowo „w okresie pandemii 34 proc. mieszkańców naszego kraju zmniejszyło swoją aktywność fizyczną – mężczyźni częściej niż kobiety (39 proc. vs 30 proc.)” – czytamy w raporcie NIZP-PZH.

Koszty stałe i inflacja

Z jednej strony rosną koszty biegów dla organizatorów. Z drugiej uczestnicy mają coraz mniej pieniędzy, by wydawać je na rozrywkę. Koszty organizatora w ciągu dwóch lat wzrosły o około 30%, dlatego czeka nas podwyżka cen pakietów. Albo biegacze to przyjmą, albo kolejni organizatorzy, szczególnie prywatni będą zmuszeni odwoływać swoje imprezy. A patrząc z punktu widzenia uczestnika rośnie nie tylko opłata startowa, lecz także koszt dojazdu, noclegu i jedzenia. I tak wyjazd na półmaraton z noclegiem do innego miasta to nagle wydatek rzędu co najmniej  400-500 złotych.

Krecia robota

Sytuacja z początku 2020 roku również nie pomogła w trzymaniu frekwencji. Niepewność związana z tym, czy imprezy nie zostaną odwołane. Niepewność związana z możliwością nieotrzymania zwrotu opłaty startowej. I tak oto uczestniczy czekają z zapisami do ostatniej chwili, albo nie zapisują się wcale. Oznacza to trudniejsze planowanie dla organizatora, a przede wszystkim dużo większe ryzyko.

Wymagania wobec organizatorów rosną. Koszty stałe związane z zapewnieniem bezpieczeństwa na trasie przez ochronę oraz koszty planu organizacji ruchu wzrosły nawet dwukrotnie.

Praca dla idei

Bardzo często spotykam się z wypowiedziami pod biegami – “dlaczego jest tak drogo?”. Uczestnicy liczą, ile co powinno kosztować i zarzucają organizatorom, że chcą zarabiać. Nie wiem skąd ten zarzut. Organizowanie imprez to ciężka i stresująca praca. Dlaczego nie może być wynagradzana? Jednak bez frekwencji nie ma zarobków i coraz więcej osób zajmującej się biegami szuka pracy w innych dziedzinach.

Co z tą frekwencją?

Efektem wszystkich powyższych punktów jest spadająca frekwencja. Czy to tylko chwilowy trend? Czy dłuższy tendencja? Dowiemy się w ciągu najbliższych miesięcy lub lat.
Uważam, że znaczna część imprez już nie powróci. Zostaną największe imprezy i te, które mają wokół siebie dużą społeczność. A małe biegi i średnie biegi znikną i prawdopodobnie już nigdy się nie reaktywują.

Czy to koniec rynku imprez biegowych? Na pewno to koniec rynku takiego, jaki znamy.

Tekst: Tomasz Makowski, nightrunners.pl

Autor jest organizatorem ogólnopolskiego cyklu biegów dla dzieci i młodzieży Kids Run.

fot. Rob Wilson/ Unsplash