Pierwszy dzień lekkoatletycznych Mistrzostw Świata pod znakiem upadków
W pierwszym dniu 19. lekkoatletycznych mistrzostw świata, które rozgrywane są w Budapeszcie, polska sztafeta mieszana 4 x 400 metrów zajęła ósme miejsce. Złoto w tej konkurencji zdobyła ekipa USA, która ustanowiła rekord świata. Do finału rzutu młotem awansowali Wojciech Nowicki oraz Paweł Fajdek.
Finał po proteście
Nasza sztafeta mieszana 4 x 400 metrów nie miała łatwiej drogi do finału. Przy ostatniej zmianie gdy Kajetan Duszyński miał przekazać pałeczkę Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej nasz zawodnik upadł na linii mety. Wyciszkiewicz przejęła pałeczkę, ale sama musiała przeskoczyć nad upadającym przed nią Niemcem.
fot. Tomasz Kasjaniuk
– Arbitrzy biegów i wideo uznali nasze racje i polska sztafeta mogła pobiec w finale. Dlatego zobaczyliśmy w nim dziewięć, a nie osiem zespołów – mówił kierownik techniczny reprezentacji Filip Moterski, który w imieniu polskiego zespołu składał protest.
W finale Polska startowała z pierwszego toru. Na początku do rywalizacji przystąpił Igor Bogaczyński, który zastąpił w składzie Kajetana Duszyńskiego – borykającego się z problemem z kolanem po upadku w porannych eliminacjach.
– Miałem pierwszy tor, który nie służy. Nie jest fajny do biegania. Trochę się stresowałem, bo nie lubię pierwszych zmian. Dałem się z siebie wszystko. To dla mnie też otwarcie kariery na 400 metrów – śmiał się Igor Bogaczyński, który w tym sezonie dopiero pierwszy raz w karierze pokonał jedno okrążenie stadionu podczas oficjalnych zawodów.
Młody Bogaczyński przekazał pałeczkę doświadczonej i wracającej do rywalizacji po wielu miesiącach walki o zdrowie Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej.
– Mieliśmy dziś dwa dobre biegi, dużo lekcji odrobiliśmy. Daliśmy z siebie wszystko. Zostawiliśmy na bieżni serce. Jestem dumna z naszej ekipy, jestem dumna z siebie. Wydaje mi się, że odrobiłam sporo na swojej zmianie. Wszyscy jednak walczyliśmy, a Igor od którego odbierałam pałeczkę zebrał dużo cennego doświadczenia jako debiutant na takiej imprezie -przyznała Wyciszkiewicz-Zawadzka.
Na trzeciej zmianie w polskiej ekipie zobaczyliśmy Karola Zalewskiego, który za sobą miał już świetny bieg w porannych eliminacjach.
– Ciężko jest po tych dwóch biegach. Musimy trochę ponarzekać na organizatorów, bo można zrobić tylko jedną zmianę w miksie, a jednak bieg eliminacyjny i finałowy rozgrywane są tego samego dnia – zauważył Karol Zalewski.
Jako ostatnia do rywalizacji przystąpiła Popowicz-Drapała, która swoją zmianę zaczęła od lekkiego zderzenia z Irlandką.
fot. Tomasz Kajsaniuk
– Generalnie jestem szczęśliwa, że tutaj jestem. Jest to dla mnie coś nowego, taka sztafeta. Jestem znana z tego, że walczę. Trener wystawiając mnie na czwartą zmianę podkreślał, że wie, iż jestem waleczną zawodniczką. Mam nadzieję, że trochę się udało. Dwa biegi jednego dnia to dla mnie też nowe doświadczenie – powiedziała Marika Popowicz-Drapała.
Zawodniczka bydgoskiego Zawiszy nie widziała sytuacji jaka miała miejsce na bieżni kilka metrów przed nią. Tam liderująca w biegu Femke Bol, wyprzedzana przez Amerykankę, upadła na bieżnię zgubiła pałeczkę i zaprzepaściła szanse Holendrów na triumf. Ekipa USA wygrała z rekordem świata 3:08.80. Polacy zostali sklasyfikowani na ósmym miejscu z wynikiem 3:15.49.
Nowicki i Fajdek powalczą o medale
Najmniejszego problemu z awansem do finału nie miał Wojciech Nowicki. Nasz as rzutu młotem w pierwszej próbie osiągnął 78.04 o ponad metr przekraczając minimum kwalifikacyjne.
fot. Tomasz Kasjaniuk
– To był spokojny rzut. Najważniejsze to było zaliczyć. Nastawiam się na jutro. Tradycyjnie udało się awansować w pierwszym rzucie. Konkurs był przesunięty z powodu deszczu, potem czekaliśmy kwadrans na sędziego. To wszystko się zatem nieco dłużyło. Nic na to nie mogłem poradzić, trzeba się było dostosować. Najważniejsze, że zrobiłem swoje – powiedział Wojciech Nowicki.
Podopieczny Joanny Fiodorow w pozytywnych słowach ocenił koło jakie Węgrzy przygotowali na mistrzostwa świata. To według Nowickiego nadzieja na dalekie rzuty.
– Jutro będzie mocny konkurs, bo koło jest naprawdę dobre. Myślę, że w finale padną naprawdę wartościowe rezultaty – prognozuje mistrz olimpijski.
W finale zameldował się także Paweł Fajdek. Obrońca tytułu mocno i szybko zakręcił się w kole i w pierwszej próbie eliminacji osiągnął 77.98. W niedzielę nie zobaczymy trzeciego z naszych młociarzy, czyli Marcina Wrotyńskiego. Polak uzyskał w eliminacjach zaledwie 68.65. Imponującym wynikiem 81.18 kwalifikacje wygrał Ethan Katzberg, który poprawił rekord Kanady.
Kopeć też ma finał
W biegu eliminacyjnym na 100 metrów Dominik Kopeć pomknął po pierwszym torze po czwarte miejsce. Uzyskał czas 10.12 i – jako że rywalizował w pierwszej serii – musiał kilkadziesiąt minut czekać na to czy wywalczył awans do półfinału. Ostatecznie po rozegraniu siedmiu biegów Kopeć wszedł do półfinału z czasem – najlepszym wśród sprinterów, którzy nie wywalczyli bezpośredniej kwalifikacji z dużym Q.
fot. Tomasz Kasjaniuk
– Bieg wydaje mi się, że był udany. Pierwsza część dystansu była naprawdę fajna, ale później nie wiem co się działo. Muszę jeszcze to przeanalizować z trenerem. Mam nadzieję, że w półfinale uda mi się pobiec może nie dużo szybciej, ale szybciej. Czuję się dobrze, bieżnia jest nowa i bardzo oddaje. Nie ma się do czego przyczepić – zaznaczył Dominik Kopeć.
Od sobotniego poranka nad Budapesztem królowały nie lekkoatletyczne emocje, a ciemne deszczowe chmury. Aura spowodowała najpierw przesunięcie o przeszło trzy godziny rywalizacji chodziarzy na dystansie 20 kilometrów, a później także – o godzinę – początku zawodów na Narodowym Stadionie Lekkoatletycznym.
W tym pogodowym anturażu jako pierwsza z reprezentacji Polski zaprezentowała licznie zgromadzonej na trybunach widowni Paulina Ligarska. Nasza siedmioboistka otworzyła zmagania od pokonania 100 metrów przez płotki w 14.31. Mająca wartościowy rekord życiowy w skoku wzwyż Ligarska w drugiej konkurencji udanie rozpoczęła konkurs pokonując w pierwszych skokach 1.62, 1.65, 1.68 oraz w drugiej 1.71.
W sobotnie popołudnie Paulina Ligarska kontynuowała starty w wieloboju. Najpierw pchnęła kulą 13.71, a potem przebiegła 200 metrów w 25.41. Po czterech odsłonach siedmioboju zawodniczka Sopockiego Klubu Lekkoatletycznego plasuje się na dziewiętnastej pozycji z dorobkiem 3427 pkt.
Ennaoui z wyłączonym prądem
Od początku biegu eliminacyjnego Sofia Ennaoui biegła na jednym z czołowych miejsc. Na ostatnie okrążenie Polka wbiegła w połowie stawki by ostatecznie finiszować na dziesiątym miejscu. Ennaoui uzyskała czas 4:06.47.
– W ostatnich tygodniach miałam takie treningi, które napawały mnie optymizmem. Szczególnie te szybkościowe. Jednak jeśli chodzi o wytrzymałość to jest coś tragicznego. Im dalej w las tym gorzej. To właśnie było dziś widać w biegu. Na pierwszych dwóch okrążeniach czułam się bardzo komfortowo, a później było tak jakby ktoś wyłączył mi światło. Rozważaliśmy z trenerem opcję startu w biegu na 800 metrów, bo mam dobrą dyspozycję szybkościową. Nie mam jednak doświadczenia w rywalizacji turniejowej na tym dystansie i nie wiadomo czy to przyniosłoby sukces – mówiła w strefie mieszanej Sofia Ennaoui.
Do kolejnej rundy rywalizacji na dystansie 1500 metrów nie awansowały także Eliza Megger (4:09.22) oraz Aleksandra Płocińska, która poprawiła czasem 4:06.39 rekord życiowy.
Rozmys wybity z rytmu
Michał Rozmys długo biegł z przodu stawki w rozgrywanej wieczorem czwartej serii eliminacyjnej na dystansie 1500 metrów. Niestety na pół długości okrążenia przed metą był uczestnikiem przepychanki. Potknął się, stracił rytm i wypadł z walki o czołową szóstkę, która awansowała do finału. Na mecie był dopiero jedenasty chociaż uzyskał najlepszy czas w sezonie – 3:36.26.
– Taktyka na ten bieg była taka, żeby po prostu mądrze przebiec to 1500 metrów i awansować z pierwszej szóstki. To było w moim zasięgu. Na 200 metrów do mety potknąłem się dwukrotnie, ktoś mi przy tym pomógł . Zostałem wybity z rytmu, musiałem dostać mocnego kopniaka bo mam opuchniętą nogę – opowiadał Michał Rozmys.
Polska ekipa złożyła protest, ale został on odrzucony. Rozmys przyznał jednak, że jego najważniejszym celem są przyszłoroczne igrzyska.
– Zmieniłem pewne elementy w treningu. Jest to ułożone bardziej pod Paryż, żeby tam była ta życiowa forma. Najwyższa jaka może być w życiu – powiedział Michał Rozmys.
Haratyk i Bukowiecki wyeliminowani
Silne opady deszczu, które nawiedziły przed południem Budapeszt wprowadziły zamieszanie w przygotowaniach do konkursu kulomiotów. Panowie dopiero w call-roomie zostali poinformowani o zmianie terminu rozgrywaniach ich rywalizacji.
– Już sama rozgrzewka była dziwna. Organizatorzy wiedzieli, że mamy opóźnienie, ale dopiero przed samym wyjściem na płytę dowiedzieliśmy się o przesunięciu. Cały ten sezon był dziwny, bardzo nieregularny – mówił dziennikarzom Michał Haratyk, który eliminacje zakończył na odległym miejscu z wynikiem 19.51.
Pecha miał Konrad Bukowiecki, który już na rozgrzewce podkręcił kostkę. Polak przewrócił się w mokrym po intensywnych opadach kole. Do finału nie awansował, dał radę machnąć 19.21.
Do finału rzutu dyskiem nie awansowali ani Robert Urbanek (61.30) oraz Oskar Stachnik (61.96).
Start biało-czerwonych w mistrzostwach świata wspiera firma ORLEN, a zmagania lekkoatletów można śledzić w TVP Sport i Eurosport.
Źródło: PZLA
fot. w nagłówku Paweł Skraba