Co z tą frekwencją na polskich maratonach? Podsumowanie 2017 roku
Poznań Maraton praktycznie zakończył tegoroczny sezon biegów maratońskich w Polsce. Przed nami jeszcze np. Toruń Maraton, ale to impreza, która znacząco nie zmieni rankingu największych imprez na dystansie 42,195km. Można się więc pokusić o podsumowanie frekwencji, tym bardziej, że w ostatnich latach podnosiły się głosy o kryzysie rynku biegowego w Polsce. Zestawiliśmy więc 10 największych maratonów w Polsce, porównując je między sobą oraz analizując liczby z lat poprzednich. W 2017 roku 6 maratonów zapisało sobie większą liczbę finiszerów niż rok wcześniej a 4 maratony zanotowały mniejszą frekwencję. Kto cieszył się z największego wzrostu, a które imprezy biegowe zaliczyły spadek zainteresowania?
Przeanalizowaliśmy wyniki 10 największych maratonów w Polsce, biorąc pod uwagę jedynie liczbę tych uczestników, którzy bieg ukończyli. Interesowała nas ogólna liczba finiszerów, zawodników zagranicznych oraz to, jakie nacje najczęściej wybierają maratony nad Wisłą. Oczywiście liczby, które podajemy nie pokazują ilu unikalnych maratończyków ukończyło polskie maratony w 2017 roku. Wiadomo, że nie brakuje biegaczy, którzy startują w kilku maratonach rocznie, np. aby skompletować biegi do Korony Maratonów Polskich.
Na dzień 10 stycznia 2017 roku złożonych zostało 1007 wniosków o wydanie tej odznaki. Aby otrzymać tytuł zdobywcy Korony Maratonów Polskich należy w ciągu 24 miesięcy ukończyć pięć maratonów: Maraton w Dębnie, PZU Cracovia Maraton, PKO Wrocław Maraton, PZU Maraton Warszawski i PKO Poznań Maraton. Kolejność maratonów jest dowolna, liczy się data pierwszego ukończonego maratonu zgłoszonego we wniosku o wydanie odznaki.
Dlaczego nie braliśmy pod uwagę list startowych i tego, ile osób się do konkretnego maratonu zgłosiło? Dlatego, że na mniejszych imprezach ostatecznie na starcie nie stawało kilkaset osób w porównaniu z listą startową. Na tych największych na start nie docierało ostatecznie nawet od 1,5 tysiąca do 2 tysięcy biegaczy. Czemu tyle osób się zgłasza, opłaca niemałe przecież wpisowe, po czym nie pojawia się na starcie? To już temat na inną analizę.
Któremu organizatorowi udało się zgromadzić największą frekwencję w 2017 roku?
W ubiegłym roku palmę pierwszeństwa dzierżyły maratony organizowane w stolicy. Największą frekwencją w 2016 roku mógł poszczycić się ORLEN Warsaw Marathon z 6590 finiszerami na mecie. Ukończyło go 669 biegaczy więcej, niż w 38. PZU Maraton Warszawski. W tym roku obie warszawskie imprezy zaliczyły spadki frekwencji, na tyle duże, że zostały wyprzedzone przez maratońskie biegi w Krakowie i w Poznaniu.W przypadku kwietniowego maratonu w Warszawie na pewno wpływ na bardzo duży spadek frekwencji w tym roku miało późne ogłoszenie daty edycji 2017.
- 18. PKO Poznań Maraton – 6 355 finiszerów, przy 5 888 w 2016 roku, wzrost o 467 osób
- 16. PZU Cracovia Maraton ukończyło 5 749 osób, o 71 więcej niż w roku ubiegłym
- ORLEN Warsaw
Marathon 2017 zapisał na swoim koncie 5 519 finiszerów, czyli o 1 071 mniej niż w 2016 roku - 39. PZU Maraton Warszawski ukończyło 5 457 zawodników, o 464 mniej niż rok wcześniej.
Oprócz maratonów w Warszawie spadki frekwencji zanotowały też biegi w Łodzi i Szczecinie, czyli na minusie są dwa największe i dwa najmniejsze maratony w zestawieniu. Maratony w Krakowie, Poznaniu, Katowicach (Silesia), Wrocławiu, Gdańsku i Dębnie odnotowały wzrost liczby finiszerów.
A jak wygląda ogólna frekwencja? Poniższe dane dotyczą 10 największych maratonów w Polsce:
- 2017 – 35 833 finiszerów
- 2016 – 35 912
- 2015 – 36 428
Liczby wskazują na delikatny spadek frekwencji, ale… nie uderzalibyśmy w dramatyczne tony. Chociaż sam trend martwi i powinien dać do myślenia organizatorom maratonów.
Jednak naszym zdaniem, póki co, nie ma mowy o kryzysie rynku biegowego w naszym kraju. Niższa frekwencja na dwóch największych do tej pory maratonach w kraju, wskazywałaby raczej na znudzenie się biegaczy bieganiem po stolicy i przeniesieniem się na średniej do tej pory wielkości imprezy w Krakowie, Poznaniu czy choćby Wrocławiu. Trzeba też pamiętać, że nie każdego biegacza stać na taki wysiłek jak pokonanie dystansu ponad 42 kilometrów i stąd też może wynikać zahamowanie wzrostu frekwencji na maratonach. Wskazują na to również pobieżne analizy tegorocznych półmaratonów i biegów na 10 km, gdzie raczej będzie można mówić o wzrostach frekwencji niż o spadkach. Przykładowo, na ubiegłoroczny Bieg Niepodległości w Warszawie 15 000 pakietów rozeszło się w ciągu 48 godzin. W tym roku organizatorzy przygotowali aż 18 000 pakietów startowych, które również powinny znaleźć swoich nabywców.
Boom na ekstremalne biegi przeszkodowe
Warto zwrócić uwagę także na odpływ biegaczy do biegania po innym terenie niż asfalt. Sporo osób znudziło się rywalizacją na ulicach lub poszukują nowych wyzwań i swoje kroki np. skierowało ku biegom górskim, które obecnie przeżywają ogromny wzrost frekwencji. Pokazują to choćby frekwencyjne rekordy imprez organizowanych w Bieszczadach i innych górach.Wielki boom panuje także na wszelkiej maści biegi przeszkodowe, zwane również biegami OCR (Obstacle Course Race). Potentat w tym segmencie biegowego rynku w Polsce – Runmageddon, bije rekordy popularności. Dość powiedzieć, że w pierwszym roku istnienia Runmageddonu na starcie stawało około 1 000 uczestników, w drugim roku frekwencja wynosiła średnio 2 500-3 000 osób a w trzecim, tegorocznym cyklu, na starcie w największych lokalizacjach stawało nawet ponad 5 000 zawodników. Już we wrześniu, na metę sopockiego Runmageddonu wbiegł 40-tysięczny uczestnik cyklu w tym roku, czyli w tym ekstremalnym biegu już wzięło udział więcej osób, niż w 10 największych maratonach w Polsce przez cały rok! Łącznie od początku istnienia Runmageddon ukończyło już 100 tysięcy uczestników. Ta liczba na pewno robi wrażenie, a przecież segment OCR to nie tylko Runmageddon, ale inne biegi takie jak choćby Spartan Race czy Survival Race.
Dlaczego zagraniczni biegacze nie startują w polskich maratonach?
1999 – tylu zagranicznych zawodników ukończyło 10 największych polskich maratonów w 2017 roku. Liczba ta rośnie, w 2016 roku było ich 1907, a dwa lata temu 1635.Najwięcej, bo 546 osób z zagranicy ukończyło tegoroczny PZU Cracovia Maraton. Najliczniej na maratońskich trasach reprezentowani byli Niemcy (205), Anglicy (179) oraz Francuzi (135). Najpopularniejsze wśród zagranicznych biegaczy są maratony w dużych miastach – w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i we Wrocławiu. Do Krakowa najwięcej przyjechało Francuzów – 82, ORLEN Warsaw Marathon cieszył siępopularnością wśród Litwinów – 66, na PZU Maraton Warszawski najwięcej przyjechało Anglików – 63, Niemcy dominowali wśród zagranicznych biegaczy we Wrocławiu – 45, Dębnie – 12, Gdańsku – 8 i Szczecinie – 6. PKO Silesia Marathon ukończyło 15 Szwedów.Biorąc pod uwagę wysoki poziom organizacyjny polskich imprez biegowych oraz bardzo konkurencyjne ceny pakietów startowych, a także kosztów pobytu zastanawia, dlaczego tak niewielu biegaczy z zagranicy decyduje się na przyjazd do Polski?
UWAGA! Zestawienie dotyczy zawodników z największych krajów.
Analizując liczby obcokrajowców na mecie 10 największych maratonów w Polsce można stwierdzić, że w tym obszarze są bardzo duże rezerwy.Porównaliśmy nasze maratony z innymi maratonami europejskimi o podobnej wielkości. Z wiadomych względów nie będziemy równać Maratonu Warszawskiego z maratonami w Berlinie, Londynie, Barcelonie czy Paryżu, ale już z biegami w Budapeszcie, Pradze, Sztokholmie czy Kopenhadze raczej możemy. Wnioski z tych porównań nasuwają się takie, że z rynkiem biegowym w Polsce jeszcze nie jest tak źle jak sądzono, ale gdyby organizatorzy maratonów w Polsce potrafili przyciągnąć tylu zagranicznych biegaczy co w/w biegi… Byłoby o niebo lepiej!
32. SPAR Budapest Marathon w 2017 roku ukończyło 6 746 zawodników, z czego 2 831 pochodziło z zagranicy. Volkswagen Prague Marathon w tym roku ukończyło 6 510 zawodników, z czego 3 244 stanowili obcokrajowcy. Na mecie maratonu w Kopenhadze zameldowało się 10 225 biegaczy, z czego 3 708 to goście zagraniczni. Maraton w Sztokholmie ukończyło 12 551 uczestników, wśród których 4 167 było obcokrajowcami. Wynika z tego, że rynek biegowy w Polsce trzyma się dobrze, skoro przy porównywalnej frekwencji np. z maratonem w Pradze, w Warszawie zdecydowaną większość uczestników stanowią Polacy. W Czechach jedynie ok. połowa startujących to Czesi. Jeśli więc da się ściągnąć do Budapesztu i Pragi ok. 3 000 biegaczy z zagranicy a ok. 4 000 do Sztokholmu i Kopenhagi, to dlaczego nie da się do Warszawy czy Krakowa?
Jak polskie maratony promują się za granicą i dlaczego nieskutecznie?
Na jednym budapesztańskim maratonie było więcej zagranicznych biegaczy niż na 10 największych polskich maratonach razem wziętych. Może warto podpatrzeć, jakie działania prowadzą organizatorzy innych europejskich biegów i przenieść je na nasz grunt?
Przeglądając strony internetowe maratonów w innych krajach od razu rzuca się nawet tak prozaiczna rzecz, jak mutacje tych stron w kilku językach. Stronę internetową RunCzech, organizatora największych imprez biegowych w Czechach możemy przeglądać… w 11 językach! Oprócz czeskiego, są też mutacje po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, włosku, francusku, chińsku, japońsku, węgiersku, rosyjsku i… po polsku. Maraton w Budapeszcie posiada stronę w 10 językach, w tym także po polsku. Maraton w stolicy Estonii? Proszę bardzo, 7 opcji językowych. U nas szczytem ekstrawagancji jest możliwość przełączenia na język angielski, i to też nie u wszystkich z 10-tki największych maratonów.
Najczęstszymi działaniami promocyjnymi, które organizatorzy polskich biegów stosują za granicą jest niezbyt kreatywne wykupienie stoiska na expo zagranicznego biegu i wręczanie przechodzącym gościom EXPO ulotek. Jak wskazują liczby zagranicznych biegaczy na imprezach biegowych nad Wisłą, szkoda pieniędzy i energii na takie formy promocji. Może warto byłoby spróbować choćby modelu węgierskiego, gdzie stworzono projekt ambasadorów SPAR Budapest Marathonu, i poszukać ambasadorów biegowych w kluczowych krajach? Ludzi, którzy są częścią lokalnego środowiska biegowego? Czemu nie zaprosić ich do Polski na maraton? Warto pokazać im, jak to się robi nad Wisłą czy nad Odrą. Jeśli takiemu blogerowi spodoba się w Polsce, napisze o tym w swoim kraju i przyciągnie w ten sposób kilkunastu innych biegaczy, inwestycja w tani bilet lotniczy i dwie doby w hotelu dla ambasadora szybko się zwróci.
Turystyka biegowa to świetny sposób na biznes
Wiedzą o tym już chyba wszędzie na świecie, niestety po polskich biegach tego nie widać. Jeśli organizatorzy naszych maratonów nie wiedzą jak to zrobić, nie mają środków finansowych bądź ludzkich zasobów, może warto wciągnąć do współpracy samorządy? 3 000 zagranicznych biegaczy w Warszawie, Krakowie czy w jakimkolwiek innym mieście, to nie tylko zysk dla organizatora biegu, ale także dla przedsiębiorców i miasta. Zarabiają hotele, zarabiają restauracje, puby, komunikacja, sklepy.
Przy okazji niedawnego Bank of America Chicago Marathonu podawaliśmy jaki wpływ na lokalny biznes mają pieniądze generowane przez maraton. Według wyliczeń niezależnych od organizatorów maratonu statystyków i ekonomistów uniwersyteckich, tylko jedna, ubiegłoroczna edycja Bank of America Chicago Marathon zasiliła miejscowy biznes kwotą ponad 282 mln dolarów! Jeden dolar wydany przy okazji imprezy przez jego uczestników ma wartość 1 dolara i 27 centów. Statystycznie, jeden gość maratonu w Chicago spędził blisko 4 dni, wydając sporo pieniędzy. 73% uczestników zatrzymała się w hotelach, wydając na ten cel 253 dolary dziennie. Wydatki na jedzenie kosztowały przeciętnego uczestnika biegu 79 $ a transport po Chicago to kolejne 50 $. Na okolicznościowe zakupy goście wydawali ok. 138 dolarów.
Ciekawi jesteśmy, kiedy organizatorzy polskich biegów pójdą w tą stronę. Czy będą czekać, aż frekwencja rzeczywiście spadnie na łeb na szyję? Wtedy może się okazać, że będzie już niestety za późno. I oby się nie okazało, że „Mądry Polak po szkodzie”.