Maraton, który nikomu nie przeszkadza. Barcelona zachwyciła nie tylko biegowych wyjadaczy

Jeśli miałbym określić idealny maraton dla początkujących biegowych obieżyświatów, to Barcelona spełnia absolutnie wszystkie wymagania. Przekonałem się o tym dopiero teraz, w jedenastym roku mojego biegania. Jeśli maratoński świat byłby płaski, to Zurich Marato Barcelona powinien znajdować się w jego idealnym środku – pisze na gorąco Mateusz Banaś, który w niedzielę pokonał 42,195km ulicami stolicy Katalonii.

Barceloński maraton okazał się być moim 59. ukończonym biegiem na dystansie 42,195 lub dłuższym. Co ciekawe, mój pierwszy oficjalny maraton sześć lat temu miał miejsce pod Barceloną w Castelldefels, więc tym większy był sentyment, by powrócić w te strony.

Debiutancki maraton był raczej mglistym wspomnieniem pełnym bólu, cierpienia i popełnionych błędów, zakończony niesatysfakcjonującym wynikiem 4:37. Co interesujące, ten wczorajszy zakręcił się w podobnym czasie 4:34, co było rolą fotoreportera, a także klasycznym brakiem treningu. Nie przeszkodziło mi to jednak bawić się doskonale, podobnie jak dziesiątkom napotkanych Polaków, którzy także postanowili poszukać katalońskiego słońca.

Myślisz o maratonie za granicą? Pomyśl o Barcelonie

Mając ograniczone fundusze, czas urlopowy, czy „nadbagaż” w postaci dzieci, a nawet nie znając języka obcego, wydaje się, że Barcelona jest dobrym miejscem, by spróbować biegania poza granicami Polski. Wszystko odbywa się intuicyjnie i zgodnie z najwyższymi standardami. Tanie i dobre połączenia lotnicze z Polski, szeroka baza noclegowa na każdą kieszeń, doskonała komunikacja miejska (metrem dojedziesz wszędzie), zintensyfikowana liczba światowej sławy zabytków i atrakcji turystycznych na stosunkowo niewielkiej powierzchni tego ponad 1,5 milionowego miasta to tylko niektóre z zalet tego miejsca.

Jeśli do tego dołożymy niezawodną pogodę, wyborną kuchnię, wesołych i gościnnych Katalończyków oraz piękne plaże (chociaż tutaj z uwagi na tłok i nachalnych sprzedawców zalecam odjechać kolejką miejską w kilkanaście minut poza centrum Barcelony), mamy przepis na idealne wczasy w dowolnym składzie. Dodajmy do tego FC Barcelonę i słynne Camp Nou, by nie trzeba było długo się zastanawiać.

Wracając do maratonu, rażącego wprost profesjonalizmem, absolutnie nie ma się do czego przyczepić, co zgodnie potwierdzają moi rozmówcy. Miałem przyjemność spotkać na expo, ale też na trasie biegaczy z Polski z bogatym doświadczeniem maratońskim, jak również debiutantów. Wszyscy zgodnie licytowali się, że w skali do 10 dają 9,10, a nawet 15 za organizację i wrażenia z biegu.

Spotkany na przedmaratońskim expo przed biegem Grzegorz z Warszawy wybrał Barcelonę na miejsce swojego maratońskiego debiutu.

– To będzie mój pierwszy maraton po dwóch latach biegania. Byłem tutaj na święta, trasa i miasto mi się tak spodobało, że postanowiłem tutaj wystartować. Celuję w 3:45. Wybór tego maratonu był o tyle łatwiejszy, że mam też tutaj rodzinę. Ale najważniejszym czynnikiem była ciekawa, nienudna trasa – powiedział. – Jestem też pod wrażeniem tego wszystkiego co tutaj się dzieje na expo, profesjonalne stanowiska różnych firm, dużo atrakcji, super. Najpierw zobaczę z czym to się je i jeśli bieg mi się spodoba, to mam jeszcze nadzieję wystartować w dwóch innych hiszpańskich maratonach. Myślę o Walencji i i Sewilli – wyliczał.

Biuro Zawodów, strefy startu oraz mety, pasta party, szatnie, wszystko to zostało zorganizowane w centralnym, doskonale skomunikowanym punkcie miasta. Oznakowanie i branding na najwyższym poziomie. Expo podzielone na czytelne strefy, stoiska usystematyzowane kategoriami (odżywki z odżywkami, ubrania z ubraniami, organizatorzy innych biegów obok organizatorów innych biegów).

Mimo rekordowej liczby 17 tysięcy uczestników wszystko odbywa się płynnie (odbiór numeru startowego, koszulki w swoim rozmiarze, przejście przez kolejne atrakcje expo – pomiary stóp, ścianki do zdjęć, tablica do wpisania swojego przesłania dla innych, liczne konkursy z nagrodami itp.). Przestrzeń i liczba zaangażowanych wolontariuszy godne pozazdroszczenia. Dopełnieniem niech będzie przyzwoity pakiet startowy z wysokiej klasy koszulką, dobrej jakości numerem startowym, pasta party w którym może bezpłatnie wziąć udział nawet osoba towarzysząca, a wreszcie piękny malowany medal na mecie.

Maraton, który nikomu nie przeszkadza

Mimo zapowiadanych 20 stopni Celsjusza start został mądrze zaplanowany na godzinę 8:30, a strefy startowe miały od siebie spore odstępy czasowe i odległościowe, co sprawiło, że nawet przez chwilę na biegu nie było tłoczno. W miarę upływu czasu temperatura wzrosła do około 25 stopni, ale sami biegacze zwrócili uwagę na to, że wody i izotoników było „aż nadto”. Naprawdę, pierwszy raz miałem wrażenie, że wolontariusze i organizatorzy przygotowali się aż za bardzo, co tylko każe przyklasnąć.

Dodajmy do tego dosyć płaską trasę z podbiegami, które nie były zbytnio odczuwalne (jeśli były, to raczej długie proste niż gwałtowne wspinaczki), małą liczbę zakrętów, no i przepiękne palmy! Trzeba też dodać, że kibice byli obecni niemal na całej trasie i aktywnie dopingowali, a w niektórych miejscach zagrzewały do boju zespoły muzyczne i bębniarskie. Był to też jeden z niewielu biegów, gdzie ani przez sekundę nie trzeba się zastanawiać gdzie biec. To ważne. Podsumowując, jeśli nie złapie Was dokuczliwy odcisk na stopie lub obtarcie pachwiny, to nie ma nic co mogło by Was rozdrażnić. Wręcz przeciwnie, pozostanie niedosyt, że bieg kończy się tak szybko i to niezależnie od formy, którą wypracowaliście.

Nade wszystko, wydaje się, że Barcelona jest jednym z tych miast, gdzie nikomu maraton nie przeszkadza. Pieszym, turystom, samochodom, policji, każdemu i nikomu. Jakże odmiennie od naszego krajowego piekiełka, gdzie spaliny kopcą pod nosem, a z kominów unosi się dym…a do tego niejedna wiązanka z ust krewkich niedzielnych kierowców i spacerowiczów…

Na 39. kilometrze spotkałem Edytę z Leszna, która od kilku lat pracuje w Madrycie. W niedzielę w stolicy Katalonii biegła swój trzeci maraton w życiu. – Bardzo podoba mi się ten bieg, chociaż jak dla mnie trochę jest za gorąco – komentowała mimo, że sama mieszka w Hiszpanii i takie temperatury nie powinny robić na niej większego wrażenia. – Super organizacja, trasa nie jest ciężka, nie ma za dużo podbiegów, ale brakuje trochę cienia. Od 0 do 10 punktów oceniam organizację na 9, bieg, biuro zawodów, pasta party itp. Fizycznie czuję się wykończona, na 35km spotkała mnie ściana. Mam nauczkę, by więcej trenować przed kolejnymi biegami, ale bardzo polecam wszystkim start tutaj. Masa rzeczy do zwiedzania, fajny pomysł na wypad weekendowy. Sama na pewno tu wrócę, będę chciała złamać 4 godziny, co niestety dzisiaj mi się nie udało z uwagi na problemy zdrowotne – podsumowała.

Polacy lubią biegać w Barcelonie

Na mecie wiwatujące tłumy, światowej klasy oprawa. Fenomenalny rekord trasy 2:06:04 i tysiące uśmiechniętych twarzy. Do tego, gdzie nie spojrzeć – Polacy! (w Barcelonie w tym roku pobiegło ich 240 – przyp. red.) Po przejściu mety dostajemy oprócz medali i pamiątkowych fotek, także pomarańcze, banany, wodę, izotoniki, folie do utrzymania ciepła (chociaż jest naprawdę gorąco). Jednocześnie, co jest rzadkością, mimo tłumów kibiców i biegaczy, wcale nie ma tłoku i chaosu. Bardzo łatwo jest znaleźć znajomych, czy miejsce do odpoczynku.

W ten sposób natknęliśmy się na sympatyczną parę z Krakowa, którzy chociaż otrzaskani w maratońskich startach, to właśnie Barcelonę wybrali na swój pierwszy zagraniczny start maratoński. Jagoda i Wojciech byli pod wielkim wrażeniem rozmachu organizacyjnego.

– Super, rewelka, najlepszy nasz maraton w biegowej karierze. Ocena 15 (Jagoda) i 100 (Wojtek) w skali od 1 do 10. Najbardziej podobali nam się kibice i doping. Do tego fajne budynki, zabytki, zupełnie inny klimat w porównaniu z naszymi polskimi biegami. Większy profesjonalizm, woda co 2,5km, mnóstwo toalet, pisuarów – wyliczali jednym tchem. –  Bardzo pomagała niebieska linia wymalowana na trasie, więc ciężko było się zgubić (co czasem nam się zdarza). Na pewno jeszcze tu kiedyś wrócimy. Super expo, robi wielkie wrażenie, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Mimo grzejącego słońca, było to dla nas dobre przetarcie przed docelowym startem w Cracovia Maratonie. Za pięć tygodni na pewno zaatakujemy życiówki i pełni optymizmu czekamy na kolejne starty zagraniczne – dodali

Podsumowując, jeśli o mnie chodzi, to z pewnością Barcelonę będę polecał każdemu biegaczowi, bez względu na upodobania. Jest to wydarzenie, po którym nie można być zawiedzionym albo zaliczyć wyjazdowej „wtopy”. Świetne miejsce na maratoński wypad towarzyski z kumplami i rodziną.

Chociaż od wielu lat poszukuję i zażywam nieco innej biegowej adrenaliny w postaci biegów tj. Baikal Ice Marathon, maratony po Murze Chińskim, na Kubie, Spitsbergenie, w Palestynie, w Korei Północnej i tego typu dziwacznych miejscach (lub na dystansach ultra), to mimo wszystko nie nudziłem się Barceloną i znalazłem tam coś dla siebie.

Nie spotkałem ani jednej negatywnej opinii i mam wrażenie, że to jedne z tych zawodów, z których organizatorzy powinni czerpać inspiracje i nauki. Biegacze mają tutaj idealne połączenie odpoczynku (plaża i morze), szampańskiej zabawy (przecież to Barcelona!) z intensywnym zwiedzaniem (metrem dojedziesz wszędzie w mgnieniu oka!) i wspaniałym maratonem.

Czego chcieć więcej na udany początek biegowej wiosny?

 

 

 

 

Autor: Mateusz Banaś – organizator Maratonu Noworocznego „Cyborg” i Wizz Air Katowice Half Marathon

Foto: Monika Szolc i Mateusz Banaś