Bartosz Feifer: „Chcę wrócić do mojego biegania, które jest ze mną od zawsze”

Bartosz Feifer biega od ponad 20 lat. To nie tylko jego pasja, ale również żródło utrzymania jego rodziny. Dzisiaj stawia czoła poważnym powikłaniom po wypadku samochodowym z 2011 roku, który niemal zamknął mu drogę do uprawiania sportu.  Jedyną szansą na powrót do sprawności jest operacja.

Ból i cierpienie towarzyszą Bartkowi w codziennym życiu, kompletnie wykluczają nie tylko bieganie, ale również zabawy z córkami. Konieczna jest operacja, której koszty przekraczają możliwości biegacza z Wolsztyna. W serwisie zrzutka.pl ruszyła zbiórka środków na ten cel. Liczy się każda złotówka!

Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem? Od razu poczułeś, że to jest taka pasja na lata?

Bieganie odkryłem w szkole podstawowej. Byłem totalnym słabeuszem, wiecznie nieobecny w szkole, zawsze na zwolnieniu z WF-u z powodu ciągłego chorowania i osłabienia organizmu. Wyobraź sobie, że byłem nawet nieklasyfikowany, a jak już uczestniczyłem w lekcjach to byłem tak słaby, że podczas zaliczenia biegu na 60m, chcąc dać z siebie wszystko, zamykałem oczy i zabiegałem tor koledze. W konsekwencji dostałem „pałę”. Pamiętam to jak dziś! W końcu jakiś lekarz odkrył, że mój stan jest tak kiepski przez chore migdały. Wycięli je, a doktor który przyszedł po zabiegu powiedział do mnie: „No chłopcze, teraz możesz już biegać”. I stało się. Poczułem, że może w końcu nie będę już najsłabszy i najwolniejszy, że będę mógł dorównywać moim rówieśnikom. Chciałem coś wszystkim udowodnić.

Tak to się zaczęło, dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala ruszyłem na moje pierwsze bieganie. Miałem wtedy 11 lat. Nie znałem wtedy słowa pasja, ale szybko zdałem sobie sprawę, że bieganie zostanie ze mną na długie lata. Widziałem jak buduje mój charakter, jak rozwija mnie fizycznie ze słabego chucherka w najszybszego chłopca w szkole.

W 2011 roku uczestniczyłeś w poważnym wypadku samochodowym. Co się stało?

Wracałem ze znajomymi z imprezy urodzinowej. Zawsze prowadziłem auto, ale tego wieczoru miało być inaczej. Nasz kierowca zasnął za kierownicą i uderzyliśmy w drzewo. Auto wróciło na jezdnię, a kiedy je opuszczałem, z przeciwka nadjeżdżał inny samochód. Jego kierowca niestety mnie nie zauważył i zostałem potrącony. Wylądowałem w szpitalu z uszkodzonym kręgosłupem, złamaną miednicą i głową kości udowej. W ostatniej chwili odkryto jeszcze rozległe zapalenie otrzewnej, do którego doszło na skutek uszkodzeń wewnętrznych.

Jakie były prognozy na powrót do sportu?

Po drugiej operacji usłyszałem, że mogę mieć problemy z chodzeniem, że będę utykał. Dlatego konieczna była trzecia operacja, po której w dniu wypisu do domu usłyszałem, że będę musiał zrezygnować z wszystkich aktywności, jakie do tej pory uprawiałem. O powrocie do biegania nie było mowy. Musiałem zrezygnować ze studiowania wychowania fizycznego, pożegnać się z pracą żołnierza zawodowego. Na pocieszenie lekarz polecił nordic walking.

Co zrobiłeś, aby stanąć na nogi i powrócić do biegania?

Najpierw upadłem, załamałem się i uwierzyłem że wszystko tracę, że ze wszystkiego muszę zrezygnować, zapomnieć. Ale pewnego dnia zadzwonił do mnie mój były trener z liceum i zasugerował, abym zapoznał się z opinią innych specjalistów. Wtedy postanowiłem, że jeśli trzech lekarzy mi to powie, potwierdzi te przeciwwskazania, to uznam je za prawdziwe. Znalazłem więc klinikę, która leczy sportowców i lekarza który biega, bo chciałem żeby ktoś spojrzał na mnie inaczej.

To był przełom?

Tak, to był dobry pomysł, bo ten doktor już po pierwszej wizycie przywrócił mi nadzieję słowami: „dostałeś niezłego klapsa od Pana Boga, ale ja nigdy nie powiedziałby Ci, że nie wrócisz do biegania. Jesteś młody, jesteś biegaczem, jesteś sportowcem, więc musisz mieć mocny charakter”. Zalecił mi kupić rowerek i orbitrek, oprócz podstawowej rehabilitacji, kazał ćwiczyć dodatkowo w domu + prywatnie w fizjoterapeutą. Doszedł też basen.

Moją rehabilitację nazywałem treningiem, więc mój każdy dzień był jednym wielkim trenowaniem. Rano rehabilitacja + ćwiczenia w wodzie na basenie, po południu godzina na rowerze + ćwiczenia. Wieczorem jeździłem dodatkowo poćwiczyć z fizjoterapeutą. Nie było lekko to ogarnąć logistycznie. Jeździłem na wózku, wszędzie miałem daleko, bo po wypadku musiałem wrócić do rodzinnego domu na wsi. Kiedy mogłem zejść z wózka i poruszałem się o kulach, wprowadziłem bieganie w wodzie. To mnie budowało, bo czułem ten ruch. Kiedy dostałem zgodę na orbitrek, to odbudowa nabrała tempa. Z każdym dniem pozytywnie się nastawiałem, moje aforyzmy dawały mi kopa i przywracały nadzieje. Ćwiczyłem, dawałem z siebie 110% i byłem przekonany, że wrócę silniejszy.

Czy po leczeniu i rehabilitacji dostałeś od lekarzy zgodę na powrót do biegania? Czy przestrzegali Cię, że możliwe są powikłania wynikające z odniesionych urazów?

W maju 2012 roku uczyłem się chodzić i poruszać samodzielnie. We wrześniu dostałem zielone światło na powrót do biegania. Pamiętam ten dzień, to wyjście na pierwszy marszobieg o długości 3km. Byłem świadom konsekwencji. Lekarze ostrzegli, że niestety mój staw biodrowy był otwarty dwukrotnie, trochę oberwał i czeka mnie jego zwyrodnienie, a w przyszłości endoproteza.

Jak wyglądało Twoje bieganie po wypadku? Pobiłeś jakieś rekordy życiowe?

Bieganie po wypadku było… inne. Szczególnie zawody. Czułem, że jestem silny, solidnie przygotowany, ale wynik i tak zawsze mnie zaskakiwał, bo robiłem coś więcej niż się spodziewałem. Podczas rozmów po biegach zawsze powtarzałem, że ja fizycznie nie byłem na to przygotowany. „Moja głowa” chciała więcej. Nadal trenowałem sam siebie i chciałem sprawdzić na co mnie stać. Poprawiłem swoje wszystkie rekordy od 5km do maratonu (5km: 16:12, 10km: 33:39, Półmaraton: 01:14:57, maraton: 02:41:50).

Kiedy zacząłeś odczuwać dolegliwości związane z powikłaniami po wypadku sprzed 10 lat?

Pierwsze sygnały pojawiły się w grudniu minionego roku, kiedy po stracie pracy imałem się różnych prac fizycznych w magazynach. Wtedy nie miałem wyjścia, bo to była moja jedyna opcja, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. Długo jednak nie popracowałem, ból nasilał się z każdym dniem i w końcu przeniósł się do życia codziennego.

Jak brzmi dzisiaj diagnoza lekarzy?

Konflikt udowo – biodrowy. Liczne skostnienia w obrębie stawu biodrowego, martwic głowy kości udowej wraz ze wtórnymi zmianami zwyrodnieniowymi.

Jakie są opcje leczenia? Farmakologia? Zabieg?

Niestety w tej sytuacji nie ma leków. Aktualnie mogę tylko korzystać ze środków przeciwbólowych. Jedyną opcją na powrót do sprawności jest operacja.

Dlaczego na operację trzeba czekać aż tak długo? 3 lata brzmi jak wieczność, a na tym może się nie skończyć.

To wynika z klasyfikacji operacji. Według niej nie jest to operacja pilna, a jej ważność jest niższa niż np. zabieg wszczepienia endoprotezy, który jest bardzo często wykonywany, a kolejka jest wspólna dla wszystkich. A jeszcze na dodatek znacznie pogarsza całą sytuację panująca pandemia. Niestety znam osobę, która czekała na taki sam zabieg aż 8 lat.

Zdecydowałeś się uruchomić w serwisie zrzutka.pl publiczną zbiórkę środków na operację. Czemu chciałbyś przyspieszyć wykonanie zabiegu?

Bardzo zależy mi na szybkim powrocie do normalności, pełnej sprawności, aby móc pracować i zarabiać na życie. Chcę być aktywny zawodowo i uczestniczyć 100% w życiu i zabawach moich córek. I oczywiście móc wrócić do mojej pasji – sportu, mojego biegania, które jest ze mną od zawsze. To również mój zawód – jestem trenerem.

Jaka kwota jest potrzebna? Jakie koszty pokryje?

Potrzebna kwota to 25 tysięcy złotych, która pozwoli sfinansować koszty operacji, pobytu w szpitalu i rehabilitacji. Sam niestety nie jestem w stanie pokryć takich kosztów. W październiku ubiegłego roku z powodu panującej pandemii straciłem pracę. W firmie były cięcia kosztów i redukcja etatów. Nasze oszczędności poszły na pokrycie bieżących wydatków, utrzymanie rodziny, domu, kredytów i na życie.

Czy lekarze dają gwarancję, że po operacji będziesz mógł wrócić do uprawiania sportu?

Miałem trzy konsultacje w ostatnich tygodniach i informacje są pozytywne. Nie powinno być żadnych przeciwwskazań. Wróciłem do fachowców, którzy pomogli mi wrócić do uprawiania sportu po wypadku i teraz też jestem dobrej myśli.

Czy masz orientację, jak długo po zabiegu potrwa rehabilitacja i powrót do sprawności? Twoją przewagą, może być to, że już raz przez to przechodziłeś.

Niestety nie wiem. Próbowałem to ustalić, ale wszystko okaże się po operacji. Tak, masz rację – może być mi łatwiej przez to przejść. Przyznam, że czekam na ten czas, czuję gotowość, kiedy będę mógł zacząć powrót do sprawności.

Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby nie ten wypadek w 2011 roku?

Tak, wiele razy o tym myślałem. Często o to mnie pytano po wypadku. I widziałem różne scenariusze. Miałem swoje małe sukcesy przed wypadkiem.  Miałem możliwości do rozwoju kariery zawodowej i sportowej będąc żołnierzem zawodowym, studiowałem wychowanie fizyczne. Ale… tak naprawdę nigdy już się nie dowiem, co by było gdyby. Wiem za to, ile rzeczy by się nie wydarzyło np. nie poznałbym Ciebie, nie rozmawialibyśmy teraz. Nie zrobiłbym wielu rzeczy, bo byłem innym człowiekiem. „Wszyscy mamy dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, kiedy uświadamiamy sobie, że tak naprawdę mamy tylko jedno”. I ja doznałem takiego olśnienia.

Wypadek zmienił mnie na lepsze, w wielu obszarach. To właśnie trudności rozwijają, kiedy stawiasz im czoła. Pokazał, że trzeba żyć na 100%, że trzeba spełniać marzenia. Nie wydałbym mojej małej książki, nie poleciałbym na obóz biegowy do Kenii, nie trafiłbym do projektu ASICS FrontRunner Poland, nie poznałbym wielu osób i nie przeżyłbym jeszcze wielu innych rzeczy, które przez minione 10 lat się wydarzyło. Staram się skupiać właśnie na tych pozytywach. Wierzę, że życiowe prezenty są często opakowywane w kłopoty. Im większy kłopot, tym większy prezent mam otrzymać.

Dziękuję za rozmowę.

Marcin Dulnik