Jak się biega w The North Face VECTIV Infinite?
Kilkanaście tygodni temu zacząłem przygodę z butami firmy The North Face, a konkretnie modelem z serii VECTIV. To buty przeznaczone do biegania w terenie, którymi amerykańska marka przebojem wdarła się do i tak już mocno obsadzonego segmentu trailowego.
W pracach nad technologią VECTIV uczestniczył m.in sam Hiszpan Pau Capell, czyli jeden z najbardziej utytułowanych biegaczy terenowych na świecie oraz inni ambasadorzy marki. Bazując na ich wskazówkach przez dwa lata projektanci The North Face rozwijali profilowaną podeszwę „Rocer Midsole”, która w połączeniu z wkładką 3D o podwójnej gęstości Pebax ma za zadanie zamieniać energię w impet.
Prace te dały początek kolekcji VECTIV, w której znajdują się modele o bardzo różnej charakterystyce. Wyobraźnię biegaczy rozpala The North Face Flight VECTIV ze względu na wprowadzenie do podeszwy środkowej dodatkowej płytki z włókna węglowego znanej z butów do biegania po asfalcie. Jej zadaniem jest zwiększenie sprężystości buta i jeszcze mocniejsze wsparcie na trailowych ścieżkach podczas rywalizacji z samym sobą oraz innymi zawodnikami.
Jak podeszwa?
Do mnie trafił model butów The North Face VECTIV Infinite, bez karbonowej wkładki, za to z podeszwą wykonaną właśnie w tej flagowej technologii. W trakcie trwających kilkanaście tygodni testów przebiegłem w nich ponad 180 km. Dystans ten obejmował zarówno dynamiczne treningi – przebieżki jak i dłuższe odcinki w zmiennym tempie. Nie zabrakło również długich wybiegań na górskich trasach o długości 25-30 km.
Swoją recenzję zacznę od podeszwy. Jeśli chodzi o element, który najmocniej podkreśla The North Face, czyli maksymalizację zwrotu energii z odbicia to wiele zależy tutaj od podłoża, po którym biegamy. Znaczenie ma ponadto nasza technika biegu. Na miękkich i błotnistych trasach trudno było mi odczuć różnice miedzy innymi butami do biegania w terenie. Podobnie rzecz się miała przy kamienistym nierównym podłożu. Mam na myśli odcinki z wystającymi pojedynczymi kamieniami, jak np. ścieżka pod reglami. Tu również nie doświadczyłem czegoś, co wywołałoby u mnie zaskoczenie.
Natomiast inaczej but The North Face VECTIV Infinite spisywał się na utwardzonych i ubitych ścieżkach. Gdy pokonywałem płaskie kamieniste odcinki jak np. szlaki w szwajcarskich Alpach w postaci kawałka szarej wstęgi miedzy zielonym zboczem gór czułem, że but pomaga w nabieraniu prędkości. Niejako wypychał mnie do przodu. Aby tego doświadczyć nie musiałem jechać aż do Szwajcarii – podobnych wrażeń dostarczało mi bieganie po naszej dobrej drodze do Doliny Kościeliskiej. Oczywiście nie było to tempo typowego ultra w okolicy 6:00 min/km, lecz raczej finiszowych metrów przed metą, kiedy każdy z nas ciśnie tak mocno, jakby właśnie wystartował.
Myślę, że technologia VECTIV spełnia swoją funkcję i jest to odczuwalne, ale… nie spodziewajcie się pobicia życiówki pierwszego dnia. Zostając przy podeszwie warto nadmienić, że stopa jest osadzona stabilnie w kołysce podeszwy niczym w fotelu samochodu rajdowego. Bardzo dobrze to stabilizuje stopę pod kątem jej ruchów na boki i jednocześnie sprawia, że w tym bucie dobrze czujemy podłoże. To z kolei przekłada się na całkiem wysoki komfort biegu.
Za przyczepność podeszwy w modelu The North Face VECTIV Infinite odpowiada technologia CTRL Surface, która oznacza mieszankę gumy pochodzenia biologicznego. Ma zapewniać trakcję i trwałość. Nie muszę chyba pisać, że oba te czynniki w biegach górskich są bardzo istotne. Przyznaję, że na wilgotnych kamieniach testowane buty The North Face spisywały się naprawdę dobrze. Jednak tutaj uwaga: bieżnik w tym modelu nie jest bardzo agresywny i podczas biegania w odmarzającym błocie wyczułem, że potrafi ono przyczepić się pod powierzchnią buta. Tak więc nie radzę ubierać tego modelu na trening lub zawody, kiedy na trasie może być mokro i błotniście. Ale jeśli masz zamiar biegać po żwirze, drobnych kamieniach czy skałach, to jak najbardziej. Ten but został stworzony do takiego podłoża.
O cholewka!
Cholewka w moim modelu jest bardzo komfortowa. Cienka, przewiewna ale sprawia wrażenie naprawdę solidnej. Po pokonaniu prawie 200 kilometrów w trudnym terenie nie widzę na niej żadnych śladów zużycia. Możliwe, że to zasługa tego, że jest wykonana z mieszaniny kevlaru z poliamidem. W The North Face opisują to jako technologię MATRYX. Pamiętam, że kiedyś miałem buty z cholewką o podobnej charakterystyce i szybciej zużyła się w nich podeszwa niż wierzchnia część tego modelu.
Zobaczmy, jak będzie z VECTIV, ale po pierwszym zapoznaniu wygląda to obiecująco. Co ważne, na przodzie cholewki jest dosyć wysoka wypustka, która zabezpiecza palce przed przypadkowym kontaktem z kamieniami czy korzeniami. Każdy, kto biega w terenie wie, jak bardzo istotna jest to kwestia.
Niebagatelną zaletą w mojej ocenie jet też szerokość buta w przedniej jego części. Zwykle wybieram modele z wersji Wide, czyli o szerszych podeszwach, ponieważ moje palce u stóp lubią komfort. Mój model VECTIV nie miał takiego oznaczenia, jednak sama budowa buta i cholewki jest dla mnie absolutnie akceptowalna i komfortowa.
Zapiętek bardzo komfortowo trzyma Achillesa. Jest wystarczająco wysoki i wewnątrz ma dodatkowe miękkie poduszki, które powodują że kontakt ze skórą jest bardzo naturalny.
Język w modelu The North Face VECTIV jest cienki, ale materiał jest tak dobrej jakości, że nawet przy mocnych zbiegach nie czułem dyskomfortu w miejscu wiązania sznurówek. Całość trzymania stopy wewnątrz buta jest wzorowa i zauważymy to zwłaszcza przy zbiegach. To również zasługa technologii stabilizacji pięty, która zapewnia wsparcie na nierównej nawierzchni.
Podsumowanie
The North Face VECTIV to świetny but treningowy oraz na starty dla osób o różnym stopniu zaawansowania. Na duży plus niska waga (307g), bardzo dobra dynamika, dobra przyczepność na kamieniach i wytrzymała na zużycie cholewka. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to jest to model niekoniecznie dobry na błotniste szlaki. Na takie trasy lepiej wybrać buty o zdecydowanie bardziej gresywnym bieżniku.
Testowane buty można kupić na stronie thenorthface.pl. Kosztują 649 złotych.
Tekst i zdjęcia: Adam Brzoza