Saucony Peregrine 13. Buty na piątkę z plusem [TEST]
Chociaż biegam dosyć długo, bo to już mój czternasty rok i miałem okazję spróbować najprzeróżniejszych marek i modeli, nigdy do tej pory nie biegałem w butach Saucony. Niejednokrotnie pomagałem w zakupach znajomym, wśród których mam zdeklarowanych wielbicieli tej marki, sam jednak jakoś nie miałem po drodze z produktami firmy o ponad 120-letniej historii i korzeniach w amerykańskiej Pensylwanii. Dziś, gdy wreszcie mam za sobą ten „pierwszy raz”, mogę powiedzieć, że trochę żałuję, bo… to naprawdę bardzo fajny but.
Peregrine 13 to jeden z najbardziej znanych modeli Saucony. Może nie tak jak kultowa w triathlonie Kinvara, ale już choćby wysoki numer kolejnej edycji butów świadczy o tym, że ludzie lubią pokonywać kilometry w Wędrowcach na nogach. Wcale się im dzisiaj nie dziwię, bo już po kilku testach treningowych i pierwszych zawodach, ja też mogę z czystym sumieniem napisać, że Peregrine 13 to jedna z moich ulubionych par na trailowanie. To bowiem buty do biegania w terenie.
Te kolory!
Wyjmując je z pudełka pomyślałem pół żartem, że trudno będzie być mi obiektywnym wobec butów w kolorze żółto-pomarańczowo-brązowym, bo uwielbiam tę kolorystykę i często w podobne barwy stroję się do uprawiania mojej ulubionej aktywności. Normalnie: miód na moje serce (a właściwie oczy). I weź tu coś skrytykuj…
To oczywiście tylko żart, ale rzeczywiście, buty, które wziąłem do ręki kupiły mnie wyglądem, choć oczywiście od razu też wiedziałem, że często będę musiał je czyścić, a przynajmniej porządnie myć. Najlepiej po każdym powrocie do domu, jeśli na dłużej mają zachować swój urok wizualny. To na pewno minus, ale dobrze, że jest chociaż taki, bo jak się zaraz przekonacie, innych po kilkudziesięciu kilometrach testów dopatrzeć mi się, mimo szczerych chęci, nie udało.
Największą przyjemność przyniosły jednak założenie Wędrowców na nogi i pierwsza przebieżka. Była bardzo krótka, bo w mocno zalatanym dniu miałem na nią zaledwie kilkadziesiąt minut. Ale nie mogłem się powstrzymać. Nawet nie jechałem do lasu, tylko pobiegłem tam prostu z domu.
Od razu przekonałem się, że choć to buty terenowe, całkiem fajnie radzą sobie także na betonowym chodniku i asfalcie. Nie kleją się do tych nawierzchni, nie człapią i nieprzyjemnie dla ucha kląskają, jak wiele butów z bieżnikiem trailowym. 5-milimetrowe klocki na podeszwie bardzo ładnie współpracują z miejską nawierzchnią, czułem się w nich jak w nieco agresywniejszych modelach butów przeznaczonych na asfalt.
Ruszamy w teren
No, ale jednak Peregrine 13 to buty trailowe. Jak się zatem spisują w terenie? Las Chojnowski pod Piasecznem jest wymarzony do takich testów: dużo zmiennej nawierzchni (szuter, kamienie, korzenie, trawa, igliwie, gałęzie, miękko, ubite, błoto, luźny piach itp.). Jest gdzie testować.
Od razu napomknę tu o kwestii, która dla mnie nie ma i nigdy nie miała kompletnie żadnego znaczenia, ale wiem, że dla wielu biegaczy jest niezwykle istotna. Peregrine 13 są butami neutralnymi, a ich drop to 4 milimetry, nieco obniżony w stosunku do wcześniejszych modeli. Ma to ponoć wymuszać bieganie bardziej ze śródstopia, w sposób tak zwany bardziej naturalny. Ja tam i w Wędrowcach biegam po swojemu, czyli brutalnie z pięty. I nawet obniżony drop mi w tym nie przeszkadza.
Bardzo szybko okazało się, że producent nie kłamie, opisując trzynastą odsłonę Wędrowców jako buty „wszechstronne, lekkie i wygodne”. Każda z tych cech szybko się potwierdziła, a ja, z ogromną przyjemnością, ale i zaskoczeniem, szybko do tej wyliczanki dopisałem przymiotnik „szybkie”. Nawet „bardzo szybkie”.
Peregrine 13 są rzeczywiście leciutkie. Czuć to już, gdy otwiera się pudełko i bierze parę do ręki. Ale czuć przede wszystkim, gdy założy się buty na nogi. Nawet mój „kajakowy” rozmiar 48 waży zaledwie 320 gramów (ten bardziej typowy to, według specyfikacji, 260 g). Jedne z najlżejszych trailówek, jakie miałem na nogach. I to się czuje.
Saucony Peregrine 13 są przy tym bardzo wygodne. Cholewka, nieco ponoć pogrubiona i wzmocniona w stosunku do poprzednika, bardzo fajnie otula stopę, dopasowuje się do niej i pięknie trzyma, nie pozwalając na niekontrolowane ruchy, których w butach nie znoszę. Jest dość wysoka, więc dobrze chroni stopę przed niespodziankami, o które przecież w terenie bardzo łatwo.
O cholewka!
Cholewka solidnie trzyma śródstopie i piętę, z kolei palce mojej dość szerokiej stopy mają dużo miejsca. Stopa, dzięki drobniutkiej siateczce, dobrze oddycha, czuje miękkość i elastyczność. Jednocześnie gęstość siateczki daje butom sporą odporność na opady i kałuże – trzeba dużo wody, żeby poczuć, że mamy mokro (w bucie, oczywiście). Komfort, miękkość i elastyczność to zapewne zasługa materiałów, z których zbudowano cholewkę oraz pianki we wkładce. O tym jednak wymądrzać się nie będę, bo na technologiach produkcji butów się zwyczajnie nie znam.
Jest jednak coś, o czym wspomnieć muszę. Pewnie to nie ma wpływu na komfort i skuteczność biegania, ale dla mnie jest niezwykle ważne. Do stworzenia cholewki producent wykorzystał materiały pochodzące z recyklingu. Brawo za element eko.
Słowo teraz o podeszwie, która w butach terenowych jest niezwykle ważna, by nie rzec – kluczowa dla dobrego biegania po pełnym niespodzianek, trudnym, nierównym podłożu. Zastosowana w podeszwie środkowej płytka ochronna dobrze zabezpiecza stopę przed twardymi, ostrymi krawędziami kamieni czy korzeni. Z kolei guma, z której jest wykonana warstwa zewnętrzna, zapewnia dobrą przyczepność na różnego rodzaju nawierzchni, a jednocześnie, jak już wspomniałem, nie przykleja się do asfaltu i betonu, co zapewnia komfort także na odcinkach dobiegowych i przelotowych, których w naszym trailu, na zawodach i treningach nie brakuje.
Bieżnik o głębokości kołków 5 mm, ma to, co w trailówkach lubię i bardzo cenię, czyli jodełkę ułożoną w różnych kierunkach. Zapewnia to najlepszą przyczepność zarówno na zbiegach, jak i podbiegach. Przód podeszwy to jodełka w środkowej części skierowana do przodu, a na obrzeżach lekko rozchodząca się na boki. Pod piętą z kolei mamy kołki pół na pół do przodu i do tyłu, te skrajne też nieznacznie rozjeżdżające się zgodnie z kształtem podeszwy. Na żadnej nawierzchni, nawet w błotku, but mi nie „pojechał”. Ani przez chwilę (choć pamiętajcie, że to wynik po zaledwie 80 km testu) nie miałem wrażenia uślizgu czy niepewności pod nogą.
Szybkie skubańce
Wszystkie wymienione elementy sprawiają, że Peregrine 13 mają jeszcze jedną cechę, o której już słowem napomknąłem, a której w butach trailowych za bardzo się nie spodziewałem. Są, skubańce… bardzo szybkie. Nie pasuje to może do ich nazwy, bo wędrowanie to raczej stateczne poruszanie się przed siebie. W tych się nie da. W nich się naprawdę szybko biega. Poczułem to już od pierwszej testowej przebieżki, ale przede wszystkim na zawodach w warszawskiej Falenicy. W tradycyjnym zimowym cyklu biegów na tamtejszych wydmach, które mazowieccy biegacze nazywają dumnie górkami, w Peregrine 13 wykręciłem dwa najlepsze czasy od 5 lat! To naprawdę duża frajda, zwłaszcza po pięćdziesiątce, gdy na poprawę szybkości trudno już liczyć…
Warunki w Falenicy były różne – raz zmrożone podłoże i trochę śniegu, po 2 tygodniach trochę błota i głębokiego, kopnego piachu, plus tradycyjne uroki leśnych ścieżek. W każdych, nowe Peregrine spisały się na medal. Nie udało mi się tylko przetestować ich na większym śniegu, luźnym czy zmrożonym, a także na mokrych skałach. Nie było, niestety, tym razem czasu na wyjazd w góry. Na ten temat zatem – ani słowa. Bo po prostu nie wiem.
Na koniec wspomnę jeszcze o drobiazgach, a nawet drobiażdżkach, które mogą wydawać się humorystyczne, ale dla mnie mają w butach biegowych ogromne znaczenie. Sznurowadła. Nie cierpię, a wręcz do pasji doprowadza mnie, gdy w trakcie biegu but mi się rozwiąże. Nie tylko na zawodach, gdzie walczy się o każdą chwilę, ale nawet na treningach czy luźnych przebieżkach. Peregrinowe sznurówki (głęboki brąz pięknie odcinający się od żółci górnej części cholewki) nie zrobiły mi tego afrontu ani razu, choć celowo, dla potrzeb testów, nie wiązałem ich zbyt mocno, ani nawet na podwójny supeł, co muszę stosować w wielu butach ze sznurowadłami z różnych śliskich włókien.
Może to być po części zasługa drugiego drobiażdżka. To maleńkie metalowe kółeczko, a właściwie owalik, umieszczony na dolnym krańcu strefy sznurowania. Nie wiem do końca, jaki był zamysł producenta, ale ja używam go do włożenia końcówek sznurowadeł, tak by z jednej strony nie miały okazji do rozwiązania się, a z drugiej – nie pętały się po ziemi czy w błocie i nie uwalały się tak, że potem nie chce się ich wziąć w palce. Takie niby nic, ale dla mnie plus na koniec.
Dlatego – brawo Saucony! Z najczystszym sumieniem wystawiam butom Peregrine 13 ocenę w skali szkolnej 5+. Pamiętajcie, że szóstka to ideał, a takie w realnym świecie ponoć nie istnieją.
Buty Saucony Peregrine 13 można kupić m.in. w sklepie internetowym sportano.pl. Kosztują 659, 99 zł.
Tekst i zdjęcia: Piotr Falkowski
Niniejszy test ma charakter komercyjny i jest efektem współpracy reklamowej naszego portalu i dystrybutora marki Saucony w Polsce. Podkreślamy jednak, że materiał powstał o w oparciu o odczucia i wrażenia testera, a partner tej publikacji nie ingerował w treść artykułu.