Jak wypadły dziesiąte urodziny Biegu Konstancińskiego? [Relacja]

Weekend 22-23 czerwca w Warszawie obfitował w różnorodne biegi. Uczestnicy mogli wybierać spośród dystansów takich jak 1 mila, 5 km czy 10 km. Jedni biegacze wracają do tych samych miejsc, inni próbują nowych.  Ostatecznie zdecydowałam się na imprezę, którą dobrze znam. Wystartowałam w jubileuszowej 10. edycji Biegu Konstancińskiego im. Piotra Nurowskiego.

Konstancin to urocze miasteczko pod Warszawą, które słynie nie tylko z pięknych parków, tężni i bogatych willi. To właśnie tutaj co roku w czerwcu biegacze pokonują trasę 10 km, aby uczcić pamięć Piotra Nurowskiego, prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, który w 2010 roku zginął w katastrofie smoleńskiej.

Darmowy a nie taki skromny

Bieg odbywał się w niedzielny poranek o godzinie 10:00. Na miejscu byłam po godzinie 8:00 z obawy czy znajdę miejsce parkingowe, ale zupełnie niesłusznie, bo z tym nie było problemu. Biuro Zawodów znajdowało się blisko amfiteatru i działało od samego rana. Widziałam, że w dniu biegu można było na miejscu zapisać się na zawody.

Co ciekawe, w tym roku, w ramach obchodów 10. edycji, pakiet startowy był darmowy, ale to nie oznacza, że był pusty. Odkąd pamiętam, zawsze zawierał ciekawe gadżety. Z tego, co się zorientowałam, pakiety różniły się zawartością – niektóre były w plecakach, inne w torbach ekologicznych, a jeszcze inne w reklamówkach. Chyba wszystko zależało od tego, kto je wydawał. W moim znalazłam m.in. trzy różne odświeżacze powietrza, do toalety, osłonę na kamerkę i elektrolity.

Tuż przed startem bardzo ciekawą rozgrzewkę poprowadził Sebastain Zasępa z Teamu Zabiegane Dni. Lubię takie rozgrzewki, bo zawsze podpatrzę ciekawe ćwiczenia, które potem mogę sama wykorzystać.

Szybkie bieganie

Do Konstancina co roku przyjeżdżają szybcy zawodnicy, aby walczyć o najlepsze czasy i miejsca. Wśród pań rywalizacja była widoczna do samego końca. Ostatecznie najszybsza była Izabela Paszkiewicz, która ukończyła bieg z czasem 34:13, tuż za nią dobiegła Emilia Mazek z czasem 34:25. Trzecie miejsce zajęła Justyna Trzaskalska z czasem 39:29.

U panów było jeszcze ciekawiej, ponieważ różnice były minimalne. Jako pierwszy ukończył Białorusin Roman Adamovich z czasem 31:04, dwie sekundy za nim był Ukrainiec Dmytro Didovodiuk z wynikiem 31:06. Podium zamknął Krzysztof Wasiewicz, który funiszował z czasem 32:10.

Bieg ukończyło 313 osób, w tym aż 109 pań, co akurat mnie bardzo cieszy.

Ciut za ciepło

Charakterystyczne dla tego biegu jest to, że zawsze jest tu ciepło, ale wiadomo, że jak jest lato to musi być ciepło. Mój plan zakładał bieg w spokojnym tempie, bez szarpania, na 55 minut, z lekkim przyspieszeniem w drugiej połowie. Miałam też swój prywatny cel, ponieważ byłam takim trochę nieoficjalnym zającem dla koleżanki.

Na trasę ruszyliśmy chwilę po godzinie 10:00. Początek prowadził przez park, a potem wybiegliśmy już na osiedlowe drogi. Zaraz za znacznikiem 1 km był pierwszy lekki podbieg, skręt w lewo i znów pod górkę. Krążyliśmy po konstancińskich osiedlach, trochę w cieniu, trochę w słońcu. Pierwsze 6 km utrzymywałam równe tempo 5:34-5:36. Około 4,5 km znajdował się punkt z wodą, gdzie sympatyczni wolontariusze uwijali się, by każdemu chętnemu podać kubek. Była też kurtyna wodna około 7 km, która myślę nie jednemu pomogła i odpowiednio schłodziła.

Najtrudniejszym momentem był podbieg na 8 km. Niby znałam trasę, ale zupełnie o nim zapomniałam. Długi, nie bardzo stromy, ale nogi odczuły go, szczególnie że to już końcówka biegu. Ostatnie 2 km wiedziałam, że wracamy po pętli na początek trasy, więc to, co wcześniej podbiegaliśmy, teraz zbiegaliśmy. Widać było, jak wiele osób odpaliło tutaj szósty bieg i gnało do mety. Tasowania trwały do samego końca.

Ostatecznie na mecie zameldowałyśmy się z czasem 54:46 więc plan zrealizowany. Koleżanka wróciła z nową życiówką, a ja cieszę się, że udało mi się spełnić taki fajny cel.

Lody dla ochłody

Na mecie, oprócz wody i medalu, można było skosztować lodów Grycan – do wyboru były sorbety i tradycyjne. Można było także napić się lemoniady w różnych smakach.

Był też poczęstunek, ale kiedy wróciłyśmy po talon na jedzenie, okazało się, że już się skończyło. Nie jestem w stanie zatem powiedzieć, czy było dobre i co dokładnie było serwowane na ciepło.

Czy na Bieg Konstanciński wrócę za rok? Jeśli zdrowie będzie to na pewno rozważać start w tych zawodach.

Tekst i zdjęcia: Aleksandra Mądzik