Chepngetich i Tura wygrywają wietrzny maraton w Chicago
Kenijka Ruth Chepngetich i Etiopczyk Seifu Tura wygrali niedzielny Chicago Marathon. Uzyskane przez nich czasy nie zachwyciły, ale w mocnym bieganiu przeszkadzał silny wiatr oraz wysoka temperatura powietrza. Bieg ukończyło około 26 tysięcy zawodników z całego świata.
Już przed startem biegu było jasne, że w niedzielę w Chicago trudno będzie o spektakularne wyniki. Temperatura powyżej 20 stopni Celsjusza i silne podmuchy wiatru zwiastowały maratończykom ciężką przeprawę.
Szarża Kenijki
Ruth Chepngetich najwyraźniej chciała udowodnić, że nie ma złej pogody do bicia rekordów i tuż po wystrzale startera ruszyła z animuszem. Osiągnięty przez nią międzyczas – 31:22 na 10km wskazywał, że Kenijka biegnie na wynik lepszy o prawie 2 minuty od rekordu świata jej rodaczki Brigid Kosgei wynoszący 2:14:04. Co ciekawe, to czas osiągnięty dwa lata temu właśnie w Chicago. W połowie dystansu zegar wskazywał wynik 1:07:34, wciąż dający szansę na znakomity rezultat na mecie.
© 2021 Bank of America Chicago Marathon/Kevin Morris
W drugiej części dystansu Chepngetich jednak opadła z sił i ostatecznie dotarła do mety z czasem 2:22:31. Wielkie powody z zadowolenia mają Amerykanie, bo kolejne trzy miejsca zajęły gospodynie. Druga była Emma Bates (2:24:20), a trzecia Sara Hall (2:27:19), która w ten sposób skompletowała swoje drugie podium w karierze w biegu z cyklu Abbott World Marathon Majors.
Poprzednio była druga w 2020 roku w Londynie, gdzie po szaleńczym pościgu z czasem 2:22:01 pokonała zwyciężczynię niedzielnego biegu w Chicago. Czwarta wczoraj finiszowała Kiera D’Amato z wynikiem 2:28:22.
Warto odnotować również wynik innej Amerykanki Shane Flanagan, która postanowiła ukończyć sześć maratonów z cyklu Abbott World Marathon Majors w sześć tygodni. W niedzielę z rezultatem 2:46:39 była szósta. Dzień później… Flanagan wystartowała w Bostonie i pobiegła jeszcze szybciej. Uzyskała czas 2:40:34.
Nieudana pogoń Ruppa
Pogoda zdeterminowała również przebieg wydarzeń na trasie podczas rywalizacji mężczyzn. Tempo od początku nie było zawrotnie szybkie, a szczególnie siadło za półmetkiem.
Emocje na trasie zapewniło dwóch zawodników – Amerykanin Galen Rupp i Etiopczyk Seifu Tura. Ten pierwszy miał dość sił, żeby uciekać, a drugi, aby podjąć za nim gonitwę. To pomogło czołówce nieco podkręcić prędkość, a kibicom dostarczyło nieco więcej emocji. Ostatecznie Tura nie dał się wyprzedzić Ruppowi i przeciął linię mety jako pierwszy z czasem 2:06:12.
© 2021 Bank of America Chicago Marathon/Kevin Morris
24-latek pobiegł znacznie wolniej, niż w maju w Mediolanie, gdzie nabiegał swój rekord życiowy 2:04:29. W porównaniu z 2019 rokiem Etiopczyk i tak zrobił niezły progres, bo w Chicago był wtedy dopiero szósty z wynikiem 2:08:35.
Z kolei Rupp po ostatnich perypetiach ze ścięgnem Achillesa pokazał, że wraca na dobre tory. Drugie miejsce w Wietrznym Mieście Amerykanin okrasił drugim najlepszym maratońskim wynikiem w karierze (2:06:35) gorszym od życiówki z Pragi z 2018 roku o zaledwie 28 sekund. Trzeci do mety dotarł Kenijczyk Eric Kiptanui (2:06:51), a czwarte miejsce zajął Japończyk Kengo Suzuki (2:08:50), który w lutym wygrał maraton Lake Biwa Mainichi w Otsu ze znakomitym wynikiem 2:04:56.
Wracają biegi masowe
Chicago to kolejny po Berlinie i Londynie jesienny maraton w tegorocznej serii World Marathon Majors. Bieg powrócił do Wietrznego Miasta po rocznej przerwie spowodowanej pandemią. Uczestnicy mogli wystartować w zawodach pod warunkiem przedstawienia dowodu szczepienia lub wykonania testu na obecność koronawirusa najpóźniej 72 godzin przed rozpoczęciem biegu. Do mety dotarło 14224 mężczyzn i 11882 kobiet.
red
fot. w nagłówku © 2021 Bank of America Chicago Marathon/Kevin Morris