Dlaczego Maraton Dębno powinien zostać w Koronie Maratonów Polskich?

Dla organizatorów maratonu w Dębnie rok nie zaczął się najlepiej. Nieudany start zapisów w Nowy Rok przypomniał biegaczom ubiegłoroczne męki związane z rejestracją na ten najstarszy bieg maratoński w Polsce. Niektórzy zaczęli wzywać do wykluczenia maratonu w Dębnie z cyklu Korony Polskich Maratonów, bo faktycznie od lat spora część jego uczestników to zawodnicy walczący o to trofeum. Inni argumentowali, że organizator cyklu, czyli Zarząd Infrastruktury Sportowej w Krakowie powinien rozszerzyć liczbę biegów zaliczanych do Korony o kilka innych maratonów. Tylko czy te zmiany przyczyniłyby się w jakimkolwiek stopniu do podniesienia rangi tej odznaki? 

Miejsc wystarczyło dla wszystkich

Powoli kończy się zamieszanie z zapisami na tegoroczny maraton w Dębnie. Po kompletnie nieudanym ich starcie w Nowy Rok, wczorajsze powtórne uruchomienie zakończyło się pełnym sukcesem. Serwery wytrzymały napór chętnych, każdy zainteresowany startem zgłosił się bez problemu.

Zapisy wystartowały w samo południe, a w poniedziałkowy ranek, gdy piszę te słowa na liście uczestników znajduje się dokładnie 2195 nazwisk. Ponieważ w międzyczasie organizatorzy podnieśli limit uczestników do 3 tysięcy w puli wciąż pozostaje około 700 miejsc, z czego około 400 dostępnych dla każdego i 300 dla maratończyków, którzy walczą o Koronę Maratonów Polskich. Przy przyznawaniu pakietów startowych fory mają mieć biegacze, którym do osiągnięcia celi brakuje już tylko jednego lub dwóch biegów.

Tylko czy faktycznie w tym roku specjalna pula miejsc dla osób kolekcjonujących starty do Korony była koniecznością? Zakładam, że najbardziej zainteresowani startem uczestnicy tego cyklu jako pierwsi starali się zapewnić sobie miejsce na liście. Jeśli tak faktycznie było, to oznacza, że pakietów startowych spokojnie wystarczyło dla każdego. Wygląda na to, że w Nowy Rok organizatora po prostu zawiódł dostawca systemu – firma DO:ST:AR:TU, która odpowiadała za zapisy. Zaangażowanie firmy STS-Timing okazało się dobrym posunięciem i jednocześnie pokazało, że organizatorzy najstarszego polskiego maratonu uczą się na swoich błędach.

Kto wie, czy za rok nie doczekamy się w Dębnie… losowania wśród wcześniej zgłoszonych uczestników. Stanisław Lenkiewicz, szef maratonu napisał, że rozważa wprowadzenie takiego rozwiązania.

– Maraton Dębno nie jest największy, leży na uboczu, nie ma największego budżetu i tytularnych sponsorów, ale ciągle pełni rolę  prekursora we wdrażaniu nowych rozwiązań. Takim najbardziej widocznym i budzącym emocje przykładem są zapisy. Jak się okazuje, żaden z polskich maratonów nie ma takiego parcia i wzmożonego ruchu przy zapisach. Ostatnie próby 15 tysięcy wejść jednocześnie, dobitnie to pokazały. Na taką sytuację nie do końca są przygotowane nawet największe polskie firmy oferujące zapisy i pomiar czasu – napisał szef maratonu w Dębnie. – Został przekroczony pewien próg i okazuje się, że nie byliśmy wyjątkiem. Potwierdza to tezę, że potrzebne są zmiany i na tym polu. Nie trzeba tu wyważać otwartych drzwi, szukać rewolucyjnych rozwiązań. Wydaje się, że sprawdzonym rozwiązaniem jest losowanie wśród wcześniej zgłoszonych zawodników. Takie rozwiązanie zaproponował już dawno choćby Berlin Marathon. Niby nic skomplikowanego, ale jest jeden szkopuł a może i dwa. Żadna ze znanych nam firm na polskim rynku nie oferuje tego typu usługi, a rozwiązania firm zagranicznych przekraczają nie tylko nasze możliwości finansowe. W tegorocznej edycji naszego biegu nic już nie zmienimy, ale wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku znowu możemy być prekursorem nowego systemu a czas pokaże czy przyjęte rozwiązania spotkają się z uznaniem – dodał.

Jest rzeczą absolutnie oczywistą, że popularność maratonu w Dębnie oraz idące za tym problemy techniczne z przebiegiem zapisów wynikają z uczestnictwa tej imprezy w cyklu skupiającym pięć największych polskich biegów maratońskich w Warszawie, w Krakowie, we Wrocławiu, w Poznaniu i właśnie w Dębnie.

Większy limit uczestników w Dębnie?

Po falstarcie zapisów na forach podniósł się prawdziwy lament. Wielu biegaczy zaczęło argumentować, że skoro maratony w pozostałych czterech lokalizacjach mają o wiele większe limity uczestników, to i Dębno powinno podnieść liczbę biegaczy uprawnionych do startu. Wszystko pięknie, ale jak można porównać malutkie, 14 tysięczne Dębno do największych polskich miast? Warunki organizacji imprezy są zupełnie inne. Zaczynając na możliwości zapewnienia noclegów, kończąc na problemie wytyczenia trasy, na której zmieści się dodatkowy tysiąc uczestników.

Jednocześnie patrząc na frekwencję na polskich maratonach w ostatnich latach widać wyraźnie, że w naszym kraju wyraźnie spada popyt na takie biegi. Do mety maratonu we Wrocławiu w ubiegłym roku dotarło 3650 biegaczy, w Poznaniu finiszowało 4877 osób, a w Krakowie 5630 zawodników. Na tym tle wyróżniła się Warszawa z 7533 finiszerami, ale nie zapominajmy, że w ubiegłym roku impreza Fundacji Maraton Warszawski odbyła się po raz czterdziesty, magia jubileuszu również zrobiła swoje. Czy w tych okolicznościach zwiększanie limitu uczestników w Dębnie miałoby jakikolwiek sens? Jednocześnie myślę, że są biegacze, którzy kameralność tego maratonu postrzegają jako atut.

Wyrzucić Dębno z Korony?

Inni biegacze w swoich propozycjach szli jeszcze dalej. „Wyrzućmy Dębno z Korony!” – pisali. Co poniektórzy zaczęli nawet wysyłać maile do organizatora Korony Maratonów Polskich z oficjalną prośbą o dokonanie takiej zmiany. Do argumentu, że w Dębnie nie ogarniają zapisów dołączały kolejne, że daleko, że nie ma gdzie spać, że trasa poprowadzona na pętlach…Wszystko to prawda, ale… czy to faktycznie powód do tego, aby wyrzucać najstarszy polski maraton z Korony?

Proponuję mały łyk historii. Maraton Dębno to bieg, którego tradycje sięgają 1966 roku, chociaż na dystansie 42,195 km impreza odbywa się od 1969 roku. Łatwo policzyć, że w tym roku minie 50 lat od pierwszego biegu. Mimo to w kwietniu w Dębnie nie odbędzie się jubileuszowa edycja, lecz 46. odsłona biegu. Stanie się tak, ponieważ w latach 1991-1998 organizacja imprezy została zawieszona z przyczyn ekonomicznych.

Dębno często nazywane jest stolicą polskiego maratonu, choćby dlatego że wielokrotnie polscy maratończycy rywalizowali tam o tytuł mistrza kraju. Impreza w dalszym ciągu posiada taką rangę, w kwietniu w Dębnie kobiety znów powalczą o miano najlepszej maratonki w Polsce. Oczywiście inną rzeczą pozostaje poziom sportowy mistrzostw w ostatnich latach, ale czy możemy mieć o to pretensje do organizatorów dębnowskiego maratonu? To temat o wiele bardziej złożony, a powody absencji na zawodach najlepszych zawodniczek są bardzo różne.

Nigdy nie biegłem maratonu w Dębnie, z rozmów z jego uczestnikami w różnych latach wiem, że impreza wyróżnia się spośród innych m.in. atmosferą i dopingiem, który zapewniają mieszkańcy miasta. Wiele osób podkreśla, że Dębno żyje maratonem, a przyznacie, że w Polsce niestety niewiele jest miast, w których biegacze na ulicach wzbudzają zdrowe reakcje. Częściej spotkasz się z obojętnością lub wrogością niż serdecznym dopingiem. Wynika to choćby ze skali utrudnień związanych z organizacją maratonu w wielkim mieście, a także faktu, że w miastach tych co chwilę odbywają się jakieś imprezy. W małym Dębnie maraton to wydarzenie przez duże „W”. Wreszcie, nie słyszałem o jakichś spektakularnych wpadkach organizacyjnych związanych z wytyczeniem trasy czy obsługą punktów odżywczych.

Czy mimo tak bogatego dorobku i  ważnego miejsca w historii polskiego maratonu Dębno powinno zostać wykreślone z listy biegów zaliczanych do Korony Polskich Maratonów? Zamiast odpowiedzieć na to pytanie, sam sformułuję inne. A czy to coś da? Czy sprawi to, że łatwiej będzie zdobyć Koronę? Być może. Ale czy naprawdę  w tej całej zabawie w kolekcjonowanie kolejnych klejnotów do odznaki chodzi o to, żeby było łatwiej? Czy trud związany z zapisaniem się, długą podróżą do Dębna, wyszukiwaniem noclegu i wreszcie bieganiem na trasie złożonej z 4 pętli nie jest częścią wysiłku, który podejmują biegacze zainteresowani zdobyciem Korony?

Zwiększyć liczbę biegów zaliczanych do Korony Maratonów Polskich?

To kolejny pomysł biegaczy, który przewija się na internetowych forach. Wzorowany na Koronie Polskich Półmaratonów, gdzie w 2019 roku biegacze wybierają pięć z dziesięciu półmaratonów z listy. Półmaratony podzielone są na trzy koszyki, aby zainteresowani otrzymaniem odznaki nie biegali wyłącznie największych połówek. Zwolennicy tej propozycji podkreślają, że więcej biegów w Koronie spowoduje większą dostępność do odznaki i  przełoży się na wzrost jej popularności. Jednocześnie dołączenie do cyklu maratonów np. w Rzeszowie, w Katowicach czy w Łodzi pozwoliłoby biegaczom ze wschodniej czy południowej części kraju uniknąć dalekiej podróży do Dębna położonego w województwie zachodniopomorskim.

Moim zdaniem zwiększenie liczby imprez zaliczanych do Korony nie wpłynęłoby pozytywnie na jej prestiż. To ekskluzywny klub pięciu maratonów, którego marka budowana jest od 12 lat. Wszystko zaczęło się w 2007 roku, a pomysł na taką odznakę padł rok wcześniej na konferencji Polskiego Stowarzyszenia Biegów. Od samego początku cyklem zarządza Zarząd Infrastruktury Sportowej w Krakowie, który jest organizatorem Cracovia Maraton. W pierwszym roku wniosek o wydanie odznaki złożyło 12 osób, ale już w 2008 roku ich liczba przekroczyła 180. Zainteresowanie biegaczy udziałem w cyklu rośnie z roku na rok, chociaż dynamika wzrostu nie jest już taka wysoka. W ubiegłym roku złożono 2678 około 1300 wniosków (zweryfikowane w ZIS) o wydanie Korony. Patrząc na trendy, jakie panują w ulicznym bieganiu można mieć wątpliwości czy potencjał tego projektu wzrósłby znacząco, gdyby jego organizatorzy dopisali do listy dodatkowe biegi.

Siła Korony Maratonów Polski tkwi w tradycji i niezmienności zasad jej przyznawania. Dzięki temu jej organizatorom udaje się np. uniknąć problemów, z jakimi boryka się Korona Polskich Półmaratonów. Niekończące się dyskusje o liście biegów na aktualny sezon, czy będzie ich 10, 11, a może 12? Który z półmaratonów wypadnie? Takie zamieszanie nie sprzyja układaniu listy startów i może zniechęcać niektórych biegaczy do podjęcia wyzwania. W przypadku maratońskiej Korony, od lat sytuacja jest jasna – pięć biegów i 24 miesiące – resztę ułóż sobie sam.

Marcin Dulnik

fot. Marek Pereć