Wojciech Kopeć: Rozwijajmy biegi długie tak jak Irlandczycy
W ostatni weekend października odbył się Dublin Marathon, do mety którego dotarło ponad 17 tysięcy uczestników. Szeroka elita biegu obejmowała nie tylko czołówkę irlandzkich biegaczy długodystansowców, ale również półprofesjonalistów i zaawansowanych amatorów. Jednym z zawodników elity był Wojciech Kopeć, z którym rozmawiamy o ciekawym programie wsparcia irlandzkich biegów długich uruchomionym przez organizatora maratonu w Dublinie.
Jak to się stało, że znalazłeś się w elicie maratonu w Dublinie?
Jestem sam dla siebie managerem i zależało mi, aby pobiec szybki maraton na jesieni lub na początku zimy. Rozważałem przede wszystkim biegi w Walencji, Fukuoce czy Osace, bo chciałem startować jak najpóźniej, aby mieć jak najwięcej czasu na przygotowania po chorobie, jaką przechodziłem na wiosnę. Dostałem jednak od organizatorów tych imprez odpowiedzi negatywne, więc zacząłem szukać innych biegów. Chciałem pobiec we Frankfurcie, ale niestety organizatorzy nie odpisali na mojego maila, widocznie nie odpowiadał im mój poziom sportowy.
I w końcu padło na Dublin?
Tak, napisałem do organizatorów tego maratonu i tym razem dostałem odpowiedź pozytywną. Postanowiłem tam ostatecznie wystartować, mimo że wiedziałem, że trasa tego maratonu nie jest najlżejsza. Wpływ na moją decyzję miały zapewnienia organizatora, że będzie bardzo mocna ekipa na szybie bieganie, ponieważ są to mistrzostwa Irlandii.
Czy organizator wywiązał się z tej obietnicy? Faktycznie na miejscu było wielu mocnych biegaczy na podobnym poziomie biegowym?
Hotel był przepełniony zawodnikami z Irlandii oraz również bardzo mocną grupą biegaczy międzynarodowych, wśród których znalazłem się także ja. Codziennie widzieliśmy się na śniadaniu i mogliśmy porozmawiać. Elita była naprawdę liczna, bo było w niej 50 biegaczy oraz 30 biegaczek. To jest bardzo dużo.
No dobrze, ale w jaki sposób organizatorowi maratonu w Dublinie udało się zebrać taką grupę biegaczy z jednego kraju? W Polsce od lat borykamy się z tym problemem. Na mistrzostwa kraju w maratonie czy półmaratonie rzadko przyjeżdża wielu polskich zawodników.
Przede wszystkim zapewnił zawodnikom odpowiedni program finansowania obejmujący wiele elementów. Po pierwsze uzależnił poziom wsparcia od wyniku w maratonie i w półmaratonie, jaki dany biegacz posiada w swoim sportowym CV. To wsparcie mogło oznaczać startowe, zwrot kosztów podróży, czy hotel z wyżywieniem. W przypadku maratonu w Dublinie była to wielka pomoc organizatora dla zawodników z Irlandii i ciekawe doświadczenie, jak np. w hotelu widzisz tylu rywali w jednym miejscu. To są emocje i zawsze jest stres, gdy schodzisz na śniadanie.
Ale to chyba nie całe wsparcie, jakie otrzymują irlandzcy biegacze długodystansowi?
Oczywiście, że nie. Ten program jest o wiele bardziej złożony. W szczegółach przedstawił mi jego założenia dyrektor dublińskiego maratonu. Chodzi o zbudowanie mocnej pozycji biegów długich w Irlandii, w szczególności maratonu. Długofalowym celem jest stworzenie drużyny kobiecej oraz męskiej, aby ta mogła walczyć o medal drużynowych Mistrzostw Europy w Europie. Irlandczycy liczą również, że przy okazji uda im się wyłonić utalentowanych biegaczy, którzy będą w stanie powalczyć o krążki w klasyfikacji indywidualnej.
Czy współpracują z ograniczoną liczbą biegaczy?
Oni wiedzą, że nie mogą szkolić kilku osób, bo z tego nie będzie drużyny. Wiadomo, jak to jest, ktoś tam się zawsze wykruszy, ktoś zachoruje, ktoś nie zbuduje formy. Wiedzą, że rywalizacja o miejsce musi być większa, dlatego pracują z większą liczbą biegaczy niż ta podstawowa szóstka, która może jechać na Mistrzostwa Europy. Pamiętajmy, że nawet wolniejsi dzisiaj biegacze mogą zrobić progres większy, jeżeli będzie odpowiednie finansowanie i odpowiedni program rozwoju. I wreszcie, nie rozdają pieniędzy na prawo i lewo. Na fundusze zawodnicy muszą zasłużyć i pokazać, że mają determinację oraz chęć walki o lepsze wyniki i pozycje. Aby być w grze, trzeba potwierdzać formę wynikami biegowymi.
Brzmi interesująco, ale dla kogo to jest program? Kto może liczyć na wsparcie?
Pierwszym i koniecznym warunkiem, aby zakwalifikować się do tego programu jest osiągnięty wynik w maratonie poniżej 2:24. To jest najważniejszy wymóg, ale oczywiście nie jedyne kryterium wyboru uczestników. Ostatecznie do programu trafiają tylko zweryfikowani biegacze, którzy demonstrują mocną chęć poprawy wyników, systematycznie trenują oraz mają możliwość walki o te najwyższe cele, czyli wyjazdy na największe światowe imprezy. Jak wspomniałem priorytetem dla Irlandczyków są Mistrzostwa Europy. Ostateczną decyzję podejmuje specjalna komisja, która obiektywnie ocenia szanse kandydata.
Kto stoi za tym programem? Irlandzka federacja?
To jest właśnie najlepsze, że właścicielem tego projektu wcale nie jest federacja lekkiej atletyki tylko organizator maratonu w Dublinie. Kika lat temu uzmysłowił on sobie, że warto mocniej działać na rzecz lokalnych biegaczy, budować wśród nich markę imprezy i w ten sposób zachęcać do startu u siebie. Podstawowe założenie jest takie, że maraton w Dublinie dofinansowuje przygotowania pod konkretny cel startowy. Co ciekawe, to wcale nie musi być bieg, który oni organizują. Praktyka pokazuje jednak, że irlandzcy zawodnicy bardzo często wybierają maraton w stolicy Irlandii.
Jakiej wysokości koszty pokrywa organizator maratonu?
Program wygląda tak, że każdy uczestnik programu może otrzymać maksymalnie połowę kosztów przygotowań do konkretnego biegu, czyli jadąc na obóz wysokogórski trzeba zbierać wszystkie paragony, faktury itp. Potem należy je okazać i wówczas otrzymuje się zwrot gotówki.
Ktoś powie, że przecież jeden obóz nic nie daje, trzeba jeździć więcej?
Na to Irlandczycy też mają rozwiązanie. Wszystko oczywiście zależy od wyników. Biegacz, który biega lekko poniżej 2:24 może liczyć tylko na jeden zwrot kosztów z obozu w roku. Ale już zawodnik, który uzyskuje wyniki na poziomie 2:12-15 może liczyć nawet na trzy takie zwroty w ciągu roku. Wszystko oczywiście finansuje maraton w Dublinie, a nie irlandzka federacja. To jest program pomocy maratonu dla zawodników wyróżniających się i chcących biegać szybciej.
No dobrze, ale 50% to jest tylko lub aż 50%, ale co z resztą kosztów?
Reszta finansowania już jest przerzucona na zawodnika. Zazwyczaj irlandzka federacja pomaga tym najbardziej wyróżniającym się biegaczom albo klub, który pokrywa drugą połowę kosztów. Dodatkowo najlepsi mają często jakiś dodatkowych mniejszych lub większych sponsorów indywidualnych, którzy pomagają im sfinansować przygotowania.
Rozumiem, że oprócz wsparcia w przygotowaniach biegacze mają w Dublinie dostęp do atrakcyjnych nagród finansowych? To tłumaczyłoby wysokie zainteresowanie imprezą lokalnych zawodników.
Aby zarobić pieniądze trzeba biegać dość szybko. Czyli biegasz szybko – zarabiasz, nie biegasz szybko – nie zarabiasz. Zależność jest prosta, tak samo jak wyniki w tabelach. Aby w ogóle otrzymać nagrodę pieniężną musisz biegać maraton na poziomie 2:35. Jeśli uzyskałeś wynik poniżej 2:20 jest oczywiście ona wyższa itp. Co minutę lub dwie kwota do wygrania się powiększa. Co ważne, mówimy o puli pieniędzy przeznaczonej wyłącznie dla zawodników z kraju. Czyli nie ma znaczenia, ilu biegaczy uzyska wynik poniżej 2:20, organizator wypłaca daną sumę wszystkim, którzy złamią tę granicę.
O jakich kwotach rozmawiamy?
Kwoty ustalane są w zależności od wysokości nagród Open. W przypadku Dublin Marathon za zwycięstwo w Open można było otrzymać 12 tysięcy euro, a w tej specjalnej kategorii za uzyskanie wyniku 2:20 można było dostać około 2 tysiące euro, czyli średnio wychodzi około 15-20% sumy nagrody Open. Taki system naturalnie pomaga podjąć decyzję każdemu biegaczowi i biegaczce, że jednak warto startować właśnie w tym maratonie u siebie. Ta pomoc finansowa jest dość duża.
Myślisz, że ten system motywuje biegaczy do szybszego biegania?
Jak najbardziej. Pomoc finansowa jest dość duża. Zarówno profesjonalista i amator mogą łatwo policzyć, ile mogą zarobić uzyskując określony wynik. Prosta sprawa, biegasz szybko, zarabiasz. Uważam, że jest to super system, bo zmusza do szybkiego biegania oraz zachęca do przyjazdu na maraton do Dublina śmietankę irlandzkich biegaczy. W tym systemie nie ma żadnych haczyków. Motywuje każdego biegacza do walki na trasie do końca za wszelką cenę. O każdą sekundę.
Czy ten program działa?
Widać było to dokładnie w tym roku, że po kilku latach program zaczyna działać. Poziom, jaki zaprezentowali zawodnicy z Irlandii pokazuje, że w progres zrobili niesamowity. Wystarczy popatrzeć na wyniki maratonu w Dublinie. Mimo ciężkiej naprawdę trasy oraz niełatwej pogody jednak wyniki wyraźniej poprawiły się w porównaniu z ubiegłym rokiem. Widać, że ten system działa i to bardzo solidnie działa. Dodatkowo organizator powiedział mi, że dwóch teoretycznie najsilniejszych zawodników – maratończyków z Irlandii nie biegało Dublin Marathon. Jeden z nich, Kevin Seaward biegał w Berlinie i uzyskał 2:13, a drugi z nich aktualnie jest kontuzjowany. Wielu bardzo dobrych zawodników zeszło z trasy jak np. mój kolega, którego poznałem w USA. Zanotował w tym roku 1:03 w półmaratonie i teoretycznie był najmocniejszym biegaczem w stawce, a jednak nie dał rady dobiec do mety.
Powiedziałeś, że organizator maratonu w Dublinie pomaga w kosztach i liczy potem na start takiego zawodnika w tej właśnie imprezie. Niektórzy jednak biegają gdzie indziej. Co wtedy? Czy wtedy nie ma tego finansowania?
Tak jak wspominałem wtedy nic się nie dzieje. Biegacz zawsze ma finansowanie, jeżeli trenuje, walczy o lepszy czas i biega maraton szybciej niż 2:24. Niezależnie od tego, gdzie startuje.
O jakich profitach mówisz?
Najlepszy aktualnie Irlandczyk Kevin Seaward, który startował w Berlin Marathon nie dość, że dostał zwrot w postaci 50% od kosztów poniesionych na obozie przygotowawczym, to jeszcze mógł złożyć podanie lub prośbę o dofinansowanie kosztów już na sam bieg w stolicy Niemiec. Organizator maratonu w Dublinie pomógł mu w załatwieniu pakietu startowego i zapewnił mu lot w obie strony. Poza tym pokrył koszt hotelu oraz wyżywienia już na miejscu. Jednak takie wsparcie to już jest opcja dla najlepszych biegaczy.
Myślisz, że jeżeli w Polsce znalazłaby się organizacja lub maraton, który zaoferowałby takie warunki poziom maratonu znacznie podniósłby się?
Bez dwóch zdań! W ciągu kilku lat byśmy oglądali naprawdę bardziej wyrównany, a może i wyższy poziom naszych zawodników niż teraz. I myślę, że może by się znalazł taki drugi Henryk Szost, który biegałby regularnie poniżej 2:10, a w ślad za nim znalazłoby się kilku biegaczy, którzy deptaliby mu po piętach. To byłaby naprawdę niesamowita rywalizacja i byśmy ją oglądali na własne oczy! Jestem tego pewien.
A co sądzisz o nagrodach czasowych na maratonie?
Uważam, że jeżeli któryś z większych polskich maratonów zdecydowałby się wprowadzić takie nagrody czasowe, czyli premiowanie i finansowanie osób, które osiągają dobre czasy, zobaczylibyśmy całą maratońską czołówkę w jednym miejscu – od profesjonalistów po amatorów. Po prostu na starcie byliby wszyscy, myślę ze nikt nie odpuściłby takiej szansy i jak by wiedział odpowiednio wcześniej, że jest taki maraton z atrakcyjnymi nagrodami. Przygotowania szły by pełną parą właśnie pod ten start. Oczywiście te premie czasowe musiałyby być uzależnione procentowo od wysokości nagród Open, tak jak w przypadku maratonu w Dublinie.
Jakby to miało wyglądać w lokalnych warunkach?
Dzisiaj sytuacja wygląda tak, że jeśli na przykład na ORLEN Warsaw Marathon za pierwsze miejsce w klasyfikacji Open wygrania jest 70 tysięcy złotych, to nagroda za złamanie 2:20 wynosi 500 złotych czy 1 000 złotych. Wiadomo, że takie nagrody nikogo nie motywują do startu. Jednak jeśli stać organizatora, żeby wypłacić 70 tysięcy złotych za pierwsze miejsce Open, to powinno być go stać na porządne nagrody czasowe. Czyli licząc około 20% za 2:20 musiało by być to 14 tysięcy złotych, czy nawet 10 tysięcy złotych i wtedy to jest adekwatne, a za 2:30 powiedzmy 2 tysiące złotych. To jest naprawdę bardzo proste proste liczenie.
Co z takiej inwestycji będzie miał organizator?
Po pierwsze, podniesie się poziom sportowy maratonu i wyrówna się poziom czołówki. Po drugie na jego imprezę przyjedzie nie tylko elita, którą zaprosi, ale również wszyscy najlepsi biegacze z kategorii semi-pro i zaawansowani amatorzy. Dzisiaj ta całkiem liczna grupa biegaczy jest poza sferą zainteresowania organizatorów, a są to zawodnicy, którzy często obserwowani są w mediach społecznościowych np. przez tych, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w maratonie Za ich pośrednictwem łatwiej dotrzeć do tej bardzo licznej grupy i budować tam wizerunek najlepszej imprezy biegowej w kraju. W efekcie spodziewam się, że efektem działania nowego systemu nagród byłby wzrost frekwencji i co za tym idzie większe zainteresowanie biegiem mediów i potencjalnych sponsorów.
Na koniec, jak oceniasz organizację Maraton Dublin?
Uważam, że że organizacyjnie nie ma w Polsce tak dobrego maratonu. Nie ma co się oszukiwać, ale nie potrafimy przyciągnąć kilkunastu tysięcy biegaczy na maraton, a Irlandczycy potrafią. Ściągają biegaczy z całego świata. Jest to aktualnie jeden z największych maratonów w Europie. Można nawet przeczytać opinie biegaczy i kibiców. Była to naprawdę mega impreza biegowa, a biegam ich trochę na świecie. Nie mówię, że u nas są źle zorganizowane maratony, bo owszem są one bardzo dobrym poziomie, ale naprawdę do takiej organizacji jak w Dublinie wciąż mamy lata świetlne.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Dulnik
Wojciech Kopeć – biegacz długodystansowy legitymujący się rekordem życiowym 2:17:22, który uzyskał w 2014 roku w Limassol. Pasjonat podróżowania oraz biegania, przede wszystkim treningu maratońskiego i treningu pod maraton. Kocha turystykę biegową oraz sporty ekstremalne takie jak: spadochroniarstwo, nurkowanie oraz jazdę motocyklem.
Dublin Marathon ukończył z czasem 2:29:27 został sklasyfikowany na 40. miejscu Open. Warto podkreślić, że dwa tygodnie wcześniej startował w maratonie w Melbourne w Australii, do mety którego dotarł z wynikiem 2:27:02.
Na Facebooku prowadzi fanpage, a na Instagramie dwa kanały @eggtravel i @boardingtimebywk, na których umieszcza zdjęcia ze swoich biegowych wyjazdów.