Recenzja Forerunner 645 Music. Tutaj wszystko gra
Garmin Forerunner 645 Music to mój czwarty pulsometr. Wcześniej na moim nadgarstku gościł Polar M400, TomTom Spark i chińska rewelacja Xiaomi Amazfit Stratos. Muszę jednak przyznać, że żaden z nich nie zrobił na mnie tak pozytywnego wrażenia, jak zegarek amerykańskiej marki.
Moja przygoda z multisportowym modelem Forerunner 645 Music rozpoczęła się prawie rok temu. Za nami grubo ponad 3 tysiące wspólnie pokonanych kilometrów. Na treningach i startach. Myślę więc, że to odpowiedni moment, aby podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat tego sprzętu. `
Co w zestawie?
Urządzenie Garmina dotarło do mnie w prostokątnym, szarym pudełku. Oprócz zegarka znalazłem w nim jeszcze tylko kabelek zakończony standardowym złączem USB, a z drugiej strony klamerką. To taki krokodylek, który łapie w swoją szczękę zegarek. Z pinami styka się jego dolna część. Posiadacze Garminów znają doskonale ten przewód, ponieważ to dla tego producenta standard. Poza tym w opakowaniu były tylko dwie książeczki z instrukcjami.
FR 645 Music zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to niska waga. Ten zegarek jest naprawdę lekki, jego masa to tylko 42,2g. Mam raczej szczupłe ręce, dlatego od razu spodobała mi się jego okrągła koperta z wyświetlaczem o średnicy 30,4mm. Taka nie za duża i nie za mała. Na mojej dłoni zegarek dobrze się prezentuje, ale gdy przymierzył go mój fizjoterapeuta Mateusz Chajęcki, czyli popularny Dr Łokieć, to na jego potężnej ręce wyglądał jak dziecięca zabawka. Zgodnie z informacjami na stronie internetowej FR645 Music pasuje na nadgarstki o obwodzie 127–204 mm.
Jaki wyświetlacz i bateria?
Wyświetlacz zegarka pracuje w rozdzielczości 240×240. Jest czytelny w słońcu, dzięki transreflektywnej technoligii Memory-In-Pixel. Nie jest to jakiś cud techniki, ale wszystko wyraźnie widać, a taki ekran nie obciąża mocno baterii. Taki sam wyświetlacz możecie znaleźć m.in. w modelu Fenix 5 ze stajni Garmina. Według deklaracji producenta szybka wykonana jest ze szkła Corning Gorilla Glass 3, a ramka wyświetlacza ze stali nierdzewnej. Zegarek wyposażony jest w silikonowy pasek o długości 20 mm z mechanizmem szybkiej wymiany. Przez ten rok nie sprawiał mi żadnych problemów, wciąż wygląda jak nowy. To dla mnie miła odmiana, bo dobrze pamiętam, ile problemów z trzaskającymi paskami miałem w przypadku modelu TomTom Spark.
FR 645 Music ma naprawdę pojemną baterię. W trybie smartwatcha, a więc gdy nie biegamy, zegarek nie potrzebuje ładowania przez tydzień. W trybie GPS, a więc podczas treningu wytrzymuje nawet 14 godzin. No chyba, że uruchomimy wbudowany odtwarzacz muzyki, wtedy czas baterii będzie o wiele krótszy i wyniesie maksymalnie 5 godzin.
Sprzęt Garmina jest wodoszczelny, legitymuje się klasą 5 ATM. Nie jest to dla mnie szczególnie przydatna funkcja, bo nie pływam wyczynowo, ale to sygnał, że zegarek bezpiecznie można mieć na ręce również na basenie czy pod prysznicem.
Forerunner 645 Music to oczywiście pulsometr. Za pomiar tętna odpowiada tutaj czujnik zlokalizowany pod zegarkiem, a więc pomiar prowadzony jest z nadgarstka. Czy jest dokładny? Na pewno obarczony jest błędem, jak to przy tego typu rozwiązaniach bywa. Szczerze powiedziawszy nie zwracam na te wskazania wielkiej uwagi. Bardziej śledzę trendy i porównuję średnie tętno z podobnych jednostek treningowych.
Bardziej kluczowy dla mnie jest GPS. FR 645 Music znajduje satelity bardzo szybko. Nie spotkałem się, aby tracił sygnał podczas biegu w lesie, lub w centrum miasta, gdy poruszam się między wysokimi budynkami.
Pierwsze uruchomienie zegarka przebiega gładko i sprawnie. Trzeba odpowiedzieć na kilka pytań i następnie sparować sprzęt z aplikacją Garmin Connect w telefonie. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Zegarek z aplikacją potem łączy się automatycznie i właśnie taką drogą zapis naszych treningów trafia do sieci.
Posłuchasz i zapłacisz
Jedną z cech, która wyróżnia ten smartwatch na rynku jest funkcjonalność Music. Byłem bardzo ciekawy, jak to działa i najważniejsze, czy w ogóle działa. Na początku ustalmy jedno: FR 645 Music ma wbudowany odtwarzacz wraz z pamięcią, a to oznacza, że chcąc słuchać muzyki na treningu nie musimy mieć przy sobie smartfonu. Bezprzewodowe słuchawki można podłączyć poprzez bluetooth. Korzystam tutaj ze sprzętu iFrogz, który z urządzeniem Garmina paruje się dosłownie w kilka chwil.
Skąd muzyka w zegarku? Są na to dwa sposoby. Pierwszy, powiedziałbym tradycyjny, to wgrywanie utworów z komputera bezpośrednio poprzez kabelek USB. Na szczęście Garmin zaprzyjaźnił się ze Spotify, dzięki czemu łatwo można załadować do zegarka swoje ulubione playlisty z tego serwisu streamingowego. Wszelako jest jeden warunek. Aby zintegrować zegarek ze Spotify trzeba posiadać tam konto premium. A to miesięczny koszt rzędu 30 złotych.
Najpierw tworzy się playlistę a następnie poprzez łączność Wi-Fi można przesłać utwory do urządzenia. Tutaj kolejny ważny warunek, podczas transferowania muzyki zegarek musi być połączony z aplikacją Garmin Connect. Według deklaracji producenta pamięć powinna być wystarczająco pojemna, aby pomieścić nawet do 500 utworów.
Drugim atutem modelu FR 645 Music jest możliwość realizowania płatności dzięki usłudze Garmin Pay. Dzięki niej można łatwo dokonywać transakcji zbliżeniowych zegarkiem, aby zapłacić za wodę, bilet na tramwaj czy autobus itd. Od prawie roku na bieganie nie zabieram ze sobą kart płatniczych, nie mówiąc już o portfelu.
Czuję się bezpiecznie, bo cały czas przy sobie mam pieniądze, po które w razie potrzeby mogę sięgnąć. W zegarku skonfigurowane mam dwa rachunki – Revolut i mBank, przy czym bank mieniący się „ikoną mobilności” dopiero niedawno zaoferował swoim klientom dostęp do Garmin Pay.
Pieniądze w moim zegarku są bezpiecznie, ponieważ dokonanie transakcji wymaga wpisania kodu PIN. Aby zapłacić wystarczy wybrać odpowiednią kartę z wirtualnego portfela i przytrzyymać nadgarstek w pobliżu czytnika kart.
Ruszamy na trening
Trochę rozpisałem się na temat dodatkowych funkcjonalności, ale jak spisuje się FR 645 Music na treningu? Znakomicie, jak to Garmin. Ekran można z łatwością konfigurować, zmieniać pola z danymi, wedle własnych upodobań.
Wyświetlacz nie jest dotykowy, a to oznacza, że należy operować przyciskami. Wokół tarczy jest dokładnie pięć takich guzików. Jeden służy do podświetlania tarczy, inny oferuje dostęp do menu, a jeszcze kolejny do aplikacji w zegarku, które można instalować przy użyciu Connect IQ. Można znaleźć tam stylizowane tarcze, gry itd. Najważniejszy przycisk znajduje się w prawym górnym rogu zegarka. Możemy nim uruchomić trening i następnie go zastopować. Jeśli chcemy złapać LAP, czyli okrążenie wciskamy prawy dolny guzik.
W moim zegarku w głównym widoku widzę pokonany dystans, czas i średnie tempo. Jeśli chcę sprawdzać tempo rzeczywiste danego okrążenia przesuwam tylko lewym dolnym przyciskiem i już mam dostęp do interesujących mnie informacji. Gdy biegam po zmroku ekran sam się podświetla, gdy tylko na niego spojrzę.
Poza tym zegarek oferuje asystenta głosowego. Można sobie dokładnie skonfigurować, kiedy ma się odzywać i w jakim języku. Wśród kilku dostępnych znajduje się również język polski. Oczywiście informacje usłyszymy tylko wtedy, gdy będziemy mieli słuchawki na uszach. Sam zegarek nie jest wyposażony w głośnik.
Co ważne, podczas treningu urządzenie Garmina gromadzi o nas wszystkie dane, do których potem mamy dostęp w aplikacji Connect. Po mniej więcej sześciu minutach od rozpoczęcia biegu na wyświetlaczu pojawia się informacja o aktualnej kondycji w stosunku do poprzedniego treningu. Teoretycznie ta funkcjonalność pozwala dopasować obciążenia treningowe. Po zakończeniu biegu zegarek pokazuje dwa wskaźniki – efekt treningu aerobowego i beztlenowego, a także rekomendowany czas odpoczynku.
Garmin Connect – aplikacja, która ma wszystko
O aplikacji Garmin Connect nie będę się rozwodził, w Internecie na jej temat jest masa informacji. To klasa sama w sobe i skarbnica wielu danych na temat naszych aktywności. Można z łatwością sparować ją z innymi popularnymi trackerami, jak Strava i Endomondo, chociaż przy transferowaniu treningów do tego ostatniego lepiej uzbrójcie się w cierpliwość. Wina zdaje się jednak leżeć po stronie Endomondo, które w ostatnich miesiącach działa coraz gorzej.
Oczywiście FR 645 Music działa jako smartwatch, a więc można sparować go ze swoim telefonem. W moim przypadku łączy się z iPhone bez żadnego problemu. Na ekranie zegarka mogę śledzić wszystkie powiadomienia i SMS-y, przydatne np. podczas spotkania. Jestem z informacjami na bieżąco, a nie muszę sięgać po telefon.
Rysa, ale nie na szkle
Widzę, że wyszła mi z tego tekstu niezła laurka, ale ten zegarek naprawdę daje radę. Czy zatem jest w nim coś, co mi się nie podoba? Tak, zdecydowanie najsłabszym elementem zegarka jest metalowa ramka. Fakt, nadaje temu Garminowi eleganckiego wyglądu, ale jest kompletnie nieodporna na zarysowania. Ponieważ zegarek mam cały czas na ręce i zdarza mi się nim zahaczyć o różne powierzchnie. Efekt? Wiele rys, które po jakimś czasie psują efekt wizualny. Za to muszę przyznać, że szkło wyświetlacza, mimo braku dodatkowego zabezpieczenia opiera się wszelkim rysom i po prawie roku korzystania wygląda jak nowe.
Podsumowując, dla kogo to zegarek? Myślę, że dla każdego No, może tylko niekoniecznie dla biegaczy o posturze Dr Łokcia. W ich przypadku lepiej powinny sprawdzić się masywne modele Garmin z serii Fenix.
FR 645 Music to bardzo uniwersalny sprzęt, który oferuje wiele funkcji, które docenić powinni zarówno zaawansowani, jak i początkujący biegacze. Ta uniwersalność przejawia się również w wyglądzie tego zegarka. Może być spokojnie elementem zarówno eleganckiej jak i sportowej stylizacji. Poza tym to multisportowy model, a więc można z nim uprawiać nie tylko bieganie.
Zegarek kosztuje około 1,7 tysiąca złotych i można go zakupić m.in. w sklepach eazymut.pl i decathlon.pl
Marcin Dulnik