Rafał Wójcik: „W Dębnie mogą posypać się minima”

Moje największe maratońskie sukcesy wiążą się z Dębnem – mówi dwukrotny mistrz Polski na tym dystansie, siedmiokrotny mistrz kraju w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, olimpijczyk z Sydney Rafał Wójcik.

Rafał Wójcik to przeszkodowiec, przełajowiec, uczestnik mistrzostw Europy i świata, z rekordami życiowymi: bieg na 3000 metrów z przeszkodami – 8:17,09 (25 lipca 2000, Barcelona), półmaraton – 1:03:54 (9 września 2007, Piła), maraton – 2:13:02 (13 kwietnie 2008, Dębno).  Poniższa rozmowa dotyczy m.in. zbliżających się zawodów w Dębnie i szans Polaków na wypełnienie minimum kwalifikacyjnego do igrzysk w Tokio.

Co spowodowało, że na pewnym etapie kariery zdecydowałeś się na maraton?

Biegałem przeszkody, ale przyszedł czas, gdy zaczęły mi one trudniej iść, wyniki były co prawda na podobnym co wcześniej poziomie, ale świat zaczął uciekać. Nie byłem już w stanie ich dogonić. Uzyskując wyniki na poziomie 8:17 wcześniej plasowałem się w granicach 30 miejsca, czasami 24 na świecie, niestety z każdym kolejnym rokiem byłem coraz dalej. Trzeba było biegać 8:10, 8:05 żeby dorównać tym najlepszym na świecie.

Taka kolej rzeczy, człowiek się starzeje i wiadomym było, że przeszkody będzie trzeba w pewnym momencie zakończyć. Stąd maraton, także dlatego że był ciekawszy finansowo, dawał szansę na finansowanie przygotowań. Czyli raz finanse, dwa ciekawość, czy ja się na tym dystansie sprawdzę. Z przeszkodami u mnie było cięcie poprzeczne. W jednym roku jeszcze je biegałem, w kolejnym już tylko maraton. W 2004 roku w przeszkodach byłem 4. na mistrzostwach Polski, nie pojechałem na igrzyska olimpijskie. Rok później wystartowałem w Helsinkach na mistrzostwa świata w maratonie.

Czy maraton w Dębnie ma dla Ciebie znaczenie szczególne?

W Dębnie rozpocząłem w 2001 roku. Wtedy przybiegłem albo szósty, albo piąty, nie pamiętam, ale od razu zdobyłem brązowy medal, pierwszy medal w maratonie mistrzostw Polski. Tam pobiegłem 2:16:19. Kolejne trzy lata startowałem w przeszkodach i w 2005 roku znów wróciłem na królewski dystans i znów do Dębna. I wygrałem to Dębno z wynikiem 2:14:47, zakwalifikowałem się do Goeteborga na mistrzostwa Europy. Zająłem tam 12. miejsce.

W 2007 roku w mistrzostwach kraju byłem trzeci. Wróciłem ze Stanów trochę podziębiony, biegłem Dębno z temperaturą. Wtedy uzyskałem 2:17:17, ledwo dobiegłem, brąz jednak zdobyłem. Rok później szykowaliśmy się do igrzysk w Pekinie. Finansowo się wtedy mocno wyczyściłem, byłem niestety trzeci, drugi w mistrzostwach Polski. Heniu Szost zrobił minimum 2:11:59, ja 2:13:02 i życiówka, ale nie pojechałem na igrzyska. To był mój ostatni start jako zawodowca.

Maraton organizowany tylko dla zawodowców – to ma sens?

Tak naprawdę trzeba organizować tego typu maratony, pomimo braku amatorów. Ci zawodowcy muszą gdzieś startować. Muszą z czegoś żyć. Przecież sponsorzy oczekują konkretnych wyników, podobnie jak Polski Związek Lekkiej Atletyki. Wyznaczone są minima na mistrzostwa Europy, świata, igrzyska, gdzieś je trzeba wypełniać. Bez startów zawodnik nie jest w stanie zrobić formy. Trening treningiem, ale starty muszą być. Na krótkim, na długim, czy na maratońskim dystansie to musi być rozgrywane. Mam nadzieję, że nic się nie zmieni, że mistrzostwa Polski i maraton w Dębnie dojdą do skutku.

Trasa w Dębie wraca do swojej historycznie najszybszej, ułatwi to wypełnianie minimum?

Jeżeli to jest trasa z 86’ roku (od autora – dokładnie ta sama), kiedy to Antoni Niemczak pobił rekord Polski  to faktycznie to była szybka trasa. Ja na niej nie biegałem, bo ja już rywalizowałem na trasie z trzema pętlami. Może być szybko. Dużo zależy od warunków atmosferycznych, wiatru. Jeżeli pogoda będzie sprzyjała to mogą być fajne wyniki, te minima mogą też się posypać.

Kto z Polaków realnie ma szanse na wypełnienie minimum kwalifikacyjnego do igrzysk?

Jestem ciekaw Krystiana Zalewskiego, który 11 kwietnie będzie biegał maraton w Enschede w Holandii. Tam też będzie Adam Nowicki, który też się bardzo mocno szykuje. No i nasz Marcin Chabowski. Ja im kibicuję i całej reszcie, która marzy o wypełnieniu kwalifikacji. Ta pandemia trochę nam przeszkadza. Obostrzenia trening jednak zaburzają, ale każdy sobie radzi jak może. Niektórzy nawet biegają na elektrycznych bieżniach w domu. Mimo wszystko po naszych najlepszych widać, ze forma być powinna. Starty, sprawdziany na to wskazują. Trzymam kciuki za wszystkich, przynajmniej niech ta trójka wypełniła minimum i pojechała na igrzyska olimpijskie.

Dziękuję za rozmowę.

materiał organizatorów