Deszcz, błoto i cała masa emocji. Trzecia edycja Bison Ultra-Trail za nami

Na początku października odbyła się trzecia edycja biegu przełajowego Bison Ultra-Trail. W wydarzeniu wzięło udział ponad 2 tysiące zawodników, którzy przemierzali szlaki prowadzące przez Puszczę Knyszyńską, turystyczną perłę Podlasia. 

Areną Bison Ultra-Trail był obszar Puszczy Knyszyńskiej sięgający od Puszczy Augustowskiej, aż do Puszczy Białowieskiej. Ten ogromny kompleks leśny to wizytówka Podlasia. Ma powierzchnię 126 tysięcy hektarów i lekkim półokręgiem okala Białystok. Funkcjonuje tu drugi co do wielkości park krajobrazowy w Polsce, a na jego terenie 21 wyjątkowych rezerwatów.

Biegacze do wyboru mieli pięć dystansów 16 km, 35 km, 50 km, 70 km, 100 km, a rowerzyści MTB dwie trasy o długości 20 km (w wersji indywidualnej i rodzinnej) oraz 60 km. Najmłodsi startowali w Bison Trail Kids na przełajowych odcinkach o długości 100 m, 500 m i 1km. Dziecięce biegi cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, wzięło w nich udział ponad 700 uczestników.

W tym roku warunki na trasach Bison Ultra-Trail były wyjątkowo trudne ze względu na intensywne opady deszczu. Niektórzy uczestnicy mówili, że błoto w Puszczy Knyszyńskiej było wcale nie mniejsze niż na ścieżkach słynącej z tego Łemkowyny Ultra Trail.

fot. Tomasz Król

Bison rośnie, wyzwania również

Na starcie stanęło dokładnie 2071 osób, co czyni Bison Ultra-Trail jednym z największych biegów terenowych w kraju. Zawodnicy przyjechali z rodzinami i kibicami, zatem śmiało można założyć, że pierwszy weekend października w Supraślu spędziło kilka tysięcy ludzi.

– Szczerze mówiąc, kiedy w 2019 roku zabieraliśmy się do przygotowań pierwszej edycji Bison Ultra-Trail, nie sądziłem, że ta impreza będzie tak duża, że nakłady pracy i środków będziemy mogli porównywać do PKO Białystok Półmaratonu. Oczywiście zakres jest inny niż organizacja biegu w centrum miasta, niemniej jest to kawał ciężkiej pracy, którą wykonujemy z ogromną chęcią i zapałem – mówi Grzegorz Kuczyński, prezes Fundacji Białystok Biega. – Ponad 2 tysiące ludzi w Supraślu to spore wyzwanie logistyczne. To takie zaplanowanie wszystkich godzin startów, żeby kolarze nie przeszkadzali biegaczom i odwrotnie, bezpieczeństwo dla nas jest najważniejsze. Wiele miesięcy rysowania różnych scenariuszy, teoretyczne sprawdzanie krytycznych momentów, zaangażowanie na trasie służb mundurowych. A wszystko po to, żeby znowu stanąć na starcie o 3:00 w nocy, spojrzeć na zawodników, poczuć ten niesamowity dreszcz emocji. Przed startem czułem się jakbym sam miał biec. I jak pomyślę sobie o tym starcie właśnie, to już chcę szykować kolejną edycję – dodaje organizator Bison Ultra-Trail.

fot. Tomasz Król

Oprócz biegaczy, po raz pierwszy w ramach Bison Ultra-Trail odbyły się zawody MTB. Przymiarki do organizacji rywalizacji rowerzystów były już w 2021 roku, ale ostatecznie pomysł udało się zrealizować w tym roku. Partnerem rowerowej części imprezy była Grupa Szalonych Rowerzystów.

– Wróciliśmy do rozmów w tym roku i się udało! Udało się do tego stopnia, że zabrakło nam miejsc, cały limit został wyczerpany. Mamy apetyt na więcej w 2023 i na pewno MTB będziemy kontynuowali – zapowiada Kuczyński.

Czasy dla organizatorów imprez sportowych są trudne. Niełatwo jest spiąć budżet zawodów, gdy inflacja galopuje, a koszty szybują, na co wpływ ma również wojna na Ukrainie.

– Ceny pakietów ustalaliśmy w warunkach z końca 2021 roku. Łatwo się domyślić, w jakiej sytuacji znaleźliśmy się w drugiej połowie roku. Chciałbym podziękować Marszałkowi Województwa Podlaskiego za pomoc w sfinansowaniu przedsięwzięcia w stopniu, który umożliwił nam utrzymanie jakości imprezy, na której nam zależało – wskazuje szef Fundacji Białystok Biega.

Trzy razy 100 kilometrów

Najlepszą miarą sukcesu biegu w Puszczy Knyszyńskiej są pozytywne opinie uczestników. Prawdziwą ambasadorką imprezy jest Iska Kwiatkowska z Lublina, która do Supraśla przyjechała po raz trzeci.

– Bison Ultra-Trail to bieg, który przyciąga urokiem Puszczy Knyszyńskiej, charyzmą i zaangażowaniem organizatorów, oraz serdecznością wolontariuszy. Sama na niego trafiłam zupełnie przypadkiem szukając biegu idealnego na pierwszą w swoim życiu „setkę”. Myślałam jeszcze wtedy naiwnie, że będzie to pierwszy i zarazem ostatni taki dystans w moim życiu biegowym. Pomyliłam się tak bardzo, że zrobiłam to nie raz ani nawet nie dwa…a w tym roku już po raz trzeci stanęłam na starcie (i szczęśliwie również na mecie) Bison Ultra-Trail 100 km+ – mówi Iska Kwiatkowska. Ten start miał być wyjątkowy i lepszy od poprzednich. Niestety cały sezon nie był ani trochę lepszy i gdybym miała trenera to pewnie zakazałby mi udziału w tym biegu. Na szczęście trenera nie mam, a serce i głowa mówiły, żeby zrobić to znowu – dodaje.

fot. Zabłąkany Aparat

Ponieważ w Puszczy Knyszyńskiej startowała już dwa razy, trasa nie była dla niej zaskoczeniem. Pamiętała ją z poprzednich edycji i wiedziała, że jest sporo płaskich, długich odcinków.

– Trzeba wiedzieć, że to jest ultra, na którym dużo się biega. Amatorzy tacy jak ja często lubią w biegach ultra długie podejścia pod górę, gdzie można bezkarnie iść i odpoczywać. Wiedziałam, że tutaj nie będzie za dużo okazji do tych „spacerów”. Za to trasa biegnie leśnymi ścieżkami, z widokami na urocze wioski, a na deser Góry Krzemowe budzą do życia uśpione płaskim terenem „czwórki”. Znałam na pamięć odległości do punktów kontrolnych i wiedziałam, co będzie na mnie czekać na każdym z nich. Niestety brak solidnego przygotowania do startu i zupełnie niesprzyjająca mi pogoda (padało przez pierwsze 5 godzin biegu) sprawiły, że dobiegałam na punkty jako jedna z ostatnich – relacjonuje biegaczka.

Ostatecznie Iska Kwiatkowska zdołała po raz trzeci dotrzeć do mety biegu na dystansie 100 km w limicie czasu, który wynosił 16 godzin.

– Nie wiem ile osób odpadło na trasie, ilu się poddało, ilu nie miało szczęścia i złapało kontuzję. Wiem jednak, że warto było wystartować i powalczyć ze swoimi słabościami, by wreszcie dobiec jako jedna z ostatnich na 21 minut przez limitem końca biegu. Warto było dlatego, że dzięki temu mam cel na przyszły rok. Jakby tego było mało, to obiecałam Grzegorzowi Kuczyńskiemu – sprawcy tego całego zamieszania, że jak tylko zdrowie pozwoli to spotkamy się również po raz piąty. To oznacza, że najpierw muszę ukończyć bieg za rok – zauważa zawodniczka z Lublina.

red