Christian Riedl: Osiągnąć limit wytrzymałości i cieszyć się uczuciem totalnego wyczerpania

Już 23 lutego na schodach warszawskiego biurowca Rondo1 odbędzie się dziewiąta edycja Biegu Na Szczyt. Wielkim nieobecnym tej imprezy będzie Christian Riedl, który w ubiegłym roku zwyciężył w rankingu Towerrunning World Cup. Niemiec wielokrotnie startował w Warszawie, w 2016 roku właśnie tutaj wygrał Mistrzostwo Europy w Towerruningu. Postanowiliśmy porozmawiać z nim m.in. o początkach jego przygody z bieganiem po schodach, rywalizacji z Piotrem Łobodzińskim oraz Rekordzie Guinessa, który ustanowił w 2014 roku. 

Jak zaczęła się Twoja kariera? Wszystko zaczęło się od biegania? Czy od innego sportu?

Bieganie przyszło później, na początku byłem skupiony na kolarstwie i triathlonie, ale początkowo wcale nie ściągałem się z najlepszymi. W ogóle to zacząłem stosunkowo późno, w trakcie studiów, gdy miałem około 20 lat. Nigdy nie należałem do żadnego klubu sportowego, dlatego byłem otwarty na różne rodzaje sportu. Pierwszy start w triathlonowych zawodach Ironman zaliczyłem w 2002 roku, potem wkręciłem się w jazdę rowerową na długich dystansach i zostałem mistrzem świata w swojej kategorii wiekowej na ultra maratonie rowerowym w 2005 roku.

A co z bieganiem po schodach?

Moja przygoda z towerrunningiem zaczęła się dwa lata później. Dość nietypowo, bo nie od klasycznych zawodów w formule kilkuminutowego wbiegania na ostatnie piętro biurowca, ale od podwójnego maratonu na schodach, w trakcie którego pokonałem 39,700 stopni. Był to Mount Everest Stair Marathon, który odbywa się niedaleko Drezna w Niemczech. W tych zawodach zająłem drugie miejsce i…złapałem bakcyla biegania po schodach. Począwszy od 2008 roku do dzisiaj skupiłem się na klasycznych zawodach odbywających na najwyższych wieżowcach na świecie i zdałem sobie sprawę z tego, że w tej dziedzinie mam szansę odnosić znaczące sukcesy.

Czy równolegle startowałeś w triathlonach?

Moim ostatnim triathlonowym startem były Mistrzostwach Świata Ironman w Kailua-Kona na Hawajach w 2013 roku. Od tamtego czasu skupiam się wyłącznie na towerruningu. W ostatnich latach zaliczyłem ponad 100 takich imprez na schodach wieżowców na całym świecie. Od czasu do czasu zdarza mi się wziąć udział w biegach ultra, jak wtedy w 2014 roku, gdy ustanowiłem Rekord Guinessa w 12-godzinnym bieganiu po schodach. Mój najbliższy maraton odbędzie się w lutym w jednym z wieżowców w Hannowerze. Żałuję, że jego data wyklucza mój start w tegorocznym Biegu Na Szczyt w Warszawie.

Czy polecasz bieganie po schodach amatorom? Co jest w tym interesującego? Gdzie w tym jest zabawa? 

Towerrunning to coś zdecydowanie dla biegaczy amatorów, zwłaszcza tych, których nie mają zbyt wiele czasu na aktywność fizyczną ze względu na obowiązki zawodowe lub rodzinne. Oczywiście warto zacząć od wolnego biegania, zwłaszcza podczas pokonywania schodów w dół, mięśnie wtedy mocno dostają w kość, co wyraźnie można odczuć na drugi dzień. Przed wykonywaniem intensywnych treningów zalecam wykonanie badań u fizjoterapeuty sportowego, to w zasadzie tyczy się każdej aktywności sportowej. Co najważniejsze, schody można znaleźć praktycznie wszędzie, nie trzeba specjalnie jeździć do siłowni, wystarczy ruszyć w miasto.

W bieganiu po schodach lubię to, że w bardzo krótkim czasie mogę osiągnąć limit mojej wytrzymałości i potem cieszyć się uczuciem totalnego wyczerpania. To totalna odskocznia od codziennego życia. Efektem ubocznym takiej efektywności jest to, że można pozostać w formie, bez potrzeby inwestowania w to dużej ilości czasu. Poza tym, bieganie po schodach pozwala zbudować siłę biegową, dzięki czemu można naprawdę szybko pokonywać góry. Praca wykonana na schodach może zaprocentować podczas wiosennych i letnich startów w górach. Towerruning pozwala udoskonalić koordynację ruchową i świetnie przygotowuje do startów np. w biegach przełajowych.

Masz jakieś praktyczne rady dla biegaczy, którzy w lutym zmierzą się z 38 piętrami wieżowca Rondo1 w Warszawie?

Najważniejsza rada jest dość banalna i powszechnie znana, warto zacząć wolniej. Ta zasada dotyczy w zasadzie wszystkich biegaczy, zarówno amatorów jak i tych najlepszych. Ważna jest również koncentracja. Pomyśl, że spędziłeś wiele godzin na treningach przygotowując się do tego startu i od dawna czekałeś na dzień tej próby. A potem daj z siebie wszystko, osiągnij granicę i postaraj się ją przekroczyć! Nie odpuszczaj, gdy w drugiej części dystansu poczujesz zmęczenie, gdy zrobi się ciężej. Wręcz przeciwnie, nie zapomnij przyspieszyć w końcówce. To jest zawsze możliwe, wszystko jest w Twojej głowie.

Masz na koncie Rekord Guinessa w 12-godzinnym bieganiu po schodach.

Jak już wspominałem w 2007 roku byłem drugi w Mount Everest Stair Marathon, który odbył się niedaleko Drezna. Do pokonania było tam prawie 40 tysięcy schodów. Zawody zwyciężył Szwajcar Kurt Hess, który wtedy był i aktualnie jest rekordzistą świata w biegu 24-godzinnym po schodach. Już wtedy zakiełkowała w mojej głowie myśl, aby ustanowić własny rekord świata. Kilka lat później, w 2014 roku pojawiła się szansa, aby zrealizować to marzenie. Z przyczyn organizacyjnych skupiłem się na wersji 12-godzinnej wyzwania, która ze sportowego punktu widzenia jest trudniejsza do realizacji. Miejscem bicia rekordu był wieżowiec „Tower 185” we Frankfurcie nad Menem z bardzo szybką windą. Ponieważ istota rekordu dotyczyła największej liczby schodów pokonanych w trakcie 12 godzin, mogłem sam wybrać sposób, aby powrócić na dół.

O sukcesie decydowało również posiadanie bardzo dobrego i mocno zmotywowanego zespołu, który cały czas wspierał mnie w realizacji wyzwania, a także pomoc ze strony ludzi, którzy utrzymywali kontakty z właścicielami budynku. Po całym dniu ciężkiej pracy ostatecznie zdołałem ustanowić Rekord Guinessa. Wspiąłem się na łączną wysokość 13,145.65m, pokonując 70, 148 stopni w trakcie 71 kolejnych wejść.

Wciąż pamiętamy pasjonujące pojedynki między Tobą i Piotrem Łobodzińskim, które toczyliście na schodach Rondo1 w 2016 i 2017 roku. Czy już jesteście kwita?

Biorąc pod uwagę te dwa lata, to tak! (śmiech). Piotr pokonał mnie kilka razy w zawodach na schodach wieżowca Rondo1. Jednak te Mistrzostwa Europy z 2016 roku to chyba najważniejsza z dotychczasowych odsłon tej imprezy. Pokonanie Piotra w jego mieście w tak kluczowym biegu było zdecydowanie przełomowym momentem w mojej karierze. Analizując nasze wyniki w biegach na całym świecie, w których startowaliśmy przez te wszystkie lata można zauważyć, że jest biegaczem szybszym ode mnie.

Mimo to okazuje się, że jestem w stanie Piotra pokonać, gdy jest w swojej przeciętnej formie, a ja prezentuję wysoką dyspozycję. To się czasami zdarza i szczególnie cieszę się, gdy dzieje się to na tak ważnych zawodach jak Mistrzostwa Europy w Rondo1, a także podczas listopadowego Shanghai Tower Run Up czy zawodów Ostankino Tower Run w Moskwie w lipcu ubiegłego roku. Te dwa ostatnie biegi są dla mnie wyjątkowo ważne, ponieważ pozwoliły mi wyraźnie wygrać z Piotrem w Towerrunning World Cup (Towerrunning Tour) w 2018 roku.

Biegasz po schodach wieżowców na całym świecie. Czy klatki schodwe jakoś wyraźnie się różnią od siebie? Co sądzisz o budynku Rondo1 i Biegu Na Szczyt?

To nawet całkiem zabawne, że niezależnie od tego, gdzie pojedziesz i jak różne zobaczysz miasta, kultury czy krajobrazy, schody w budynkach są zawsze mniej więcej takie same. Oczywiście pewne drobne różnice występują i jako zawodowiec muszę je brać pod uwagę, w końcu liczy się dla mnie każda sekunda. Jednak ogólnie rzecz biorąc w schodach poszczególnych budynków jest znacznie więcej podobieństw niż różnic. Niezależnie od tego dla mnie bardzo ważne jest, aby dokładnie obejrzeć klatkę schodową przed każdym biegiem i spróbować sobie jakoś zwizualizować pokonywanie schodów, chwytanie poręczy, 180 stopniowe nawroty itd.

Bieg Na Szczyt to dla mnie jeden z najważniejszych biegów i jednocześnie jedna z imprez o najdłuższej tradycji w Europie. Bieg jest organizowany absolutnie perfekcyjnie. Nie brakuje tutaj biegaczy amatorów, gwiazd, zawodników elity, a wszystko relacjonowane jest w mediach. Zawsze fascynuje mnie, jak szybko sprzedają się pakiety na ten bieg. Chciałbym, aby ta impreza odbywała się jeszcze przez wiele lat.

Wygląda na to, że jesteś bardzo wszechstronnym biegaczem. Odnosisz sukcesy w bieganiu po schodach, ale masz na koncie również starty w biegach ultra oraz w triathlonie. Jakie jest Twoje podejście do treningu?

To może tak wyglądać, ale w ostatnich latach w zasadzie skoncentrowałem się wyłącznie na towerruningu, nie licząc udziału w kilku mniejszych zawodach biegowych. Triathlonu nie uprawiam od Mistrzostw Świata Ironman w 2013 roku, poza tym mocno zredukowałem liczbę godzin, jaką spędzam na rowerze i porzuciłem długie biegi po płaskim terenie. W trakcie cyklu treningowego dużo pracuję na schodach, podczas roztrenowania biegam po płaskim. Pięć lat temu trenowałem o wiele więcej, ale teraz ćwiczę bardziej intensywnie. Mam trzyletniego synka, któremu chcę poświęcać czas, dlatego muszę znaleźć sposób, aby trenować efektywnie.

Myślę, że bardzo ważne jest, aby zmieniać metody treningowe i poszukiwać typu, który najlepiej pasuje do naszych potrzeb. Poza tym koniecznie jest wychwycenie dobrego balansu między mocnymi jednostkami i okresami, gdy regenerujemy siły. W mojej opinii najważniejsze jest, aby podczas intensywnych treningów wielokrotnie docierać do limitu swoich możliwości.

Jakie są Twoje plany na ten rok? Maraton na schodach w Hanowerze wygląda na wielkie wyzwanie.

Hanower to dla mnie taki powrót do korzeni, w końcu do towerruningu trafiłem poprzez udział właśnie w takim biegu. Od czasu do czasu mam ochotę na rywalizację w biegach o takiej charakterystyce. W Hanowerze zmierzę się z maratonem, który będzie się odbywał tylko na schodach, tzn. 20 uczestników będzie biegało w górę i w dół. Czeka nas 194 wbiegnięć na 13 piętro biurowca. Oznacza to, że pokonamy 41, 904 stopni w górę i tyle samo w dół. Rekord imprezy wynosi trochę nieco 10 godzin.

Ponieważ tegoroczny Bieg Na Szczyt odbywa się zaledwie tydzień po zawodach w Hanowerze niestety musiałem odpuścić udział w zawodach w Warszawie. Kolejnym moim ważnym startem będzie zatem Verticale de la Tour Eiffel w Paryżu. Mam nadzieję, że do tego czasu zdążę odpocząć po maratonie. Po wygraniu ubiegłorocznego Towerrunning Tour wciąż nie wiem, w ilu biegach wystartuję w tym roku. Zobaczymy, co przyniosą następne miesiące.

Dziękuję za rozmowę.

Marcin Dulnik