Dariusz Wojda o koronawirusie: „Czas włączyć myślenie”
Już mi się ulewa od tego biadolenia na temat odwołanych startów. Nawet zacząłem się zastanawiać, kiedy prysł czar tej fajnej społeczności biegowej, jaką tworzymy. Odwołują nam biegi – no i co z tego. Siła wyższa, ogólne dobro społeczne nad potrzebami biegaczy ma moc wyższą i dobrze.
Każdy z nas miał jakieś startowe plany, orał na treningach byle tylko przesunąć wskazówkę sekundnika o parę jednostek, sumiennie wykonywał plan, gromadził wybiegane kilometry jak punkty na karcie Biedronka. No i odwołali. Trudno.
Jak ktoś chciał łamać życiówkę, potrzebował do tego tłumu i dopingu to niestety. Skoro inaczej nie potrafi, to tu przegrał sromotnie. Mety i tumultu nie będzie. Pozostaje rzucić się na sznur lub orać dalej i czekać na otwarcie sezonu.
Kilogramy w dół, ambicja w górę
Ale tak się zastanawiam, co się porobiło, że jest tyle hejtu na sytuację, na organizatorów. Zdecydowana większość z nas niedawno była grubasami, którzy chcieli zrzucić masę. Kilogramy poszły w dół, a ambicja w górę. Nagle zapragnęliśmy wyników, super wyników, kompresje, technologie, podeszwy za nas biegające i ch.j wie jeszcze co.
W mózgu zrobił się taki kibel z potrzebami i oczekiwaniami… Efekt? Ano taki, że nawet jak jest zagrożenie życia to tego nie zauważamy. Każdy myśli podobnie – ja zdrowy to się nie zarażę, nie jestem w grupie ryzyka śmierci.
Ale się zapomniało o tym, że każdy z nas ma w rodzinie starszą osobę, którą będąc zarażeni zarazimy pośrednio lub bezpośrednio. Albo po prostu damy wirus komuś, kto ma bliską starszą osobę. I ten ktoś wykituje. A jeśli to będzie Twoja Mama, Babcia? Słabo co? Przez głupie ciśnienie startu.
Przegrani organizatorzy
A organizatorzy? To są prawdziwi przegrani – nie my. Oni tyrali cały rok, aby zrobić nam bieg. Ludzie z pasją, dla których to najczęściej jedyne takie wydarzenie w roku, nie tak jak my, że mamy ich po kilka czy naście. Mało tego, wydali większość kasy, która teraz poszła w błoto. Zamówili koszulki, medale i czekali na siano od sponsorów. Ale skoro bieg odwołany to i siana nie dostali.
Więc co? Dopłacili do tego i zostali z koszulkami w każdym rozmiarze i medalami, które bez zawiśnięcia na szyi nie mają wartości. Rok temu organizator Bieg Szlak Trafi napisał małą prośbę, apel do biegaczy o wsparcie oraz propozycję sponsoringu dla ewentualnych sponsorów. Podał też koszt organizacji takiej imprezy – 55 tysięcy zł.
Łącznie bieg ukończyło 527 zawodników, pewnie ciut więcej się zapisało. Sądzicie, że ilość pakietów startowych pokryła wydatki? Pewnie, że nie. I tak jest z większością biegów.
Dajmy organizatorom wsparcie bo owszem, zarabiają na organizacji (nie zawsze ale najczęściej tak) ale tylko część biegów, które się odbędą. Zostawiają przy okazji serce starając się dogodzić nam najlepiej jak potrafią i jakie mają możliwości. Przy tych odwołanych są w głębokiej dupie.
I jak czytam komentarze, aby jakiś organizator oddawał kasę lub pieprzenie w stylu „Co z Koroną Maratonów, skoro bieg się nie odbędzie, a ja muszę zaliczyć ten maraton, aby mi się liczyło do korony” to naprawdę myślę, że niektórzy biegacze są jak tępe dzidy. I zdecydowanie nie zdają sobie sprawy z problemu, który nas zaczyna dotykać i który naprawdę zatruje nam życie.
Skończmy z napinką
Cieszmy się aktywnością, zdrowiem. Przypomnijmy sobie, jak było fajnie sobie wybiec tak bez napinki, rozglądając się na boki zauważając detale, których zza szyb samochodów nie widzieliśmy. Puszczajmy bąki bez skrępowania, bo biegniemy sobie sami, oddychajmy całym ciałem, a nie przez zegarek ciągle zerkając w podniesiony nadgarstek.
Z tego nadęcia sportowego można śmiało zejść, zwłaszcza, że zaraz wejdą ograniczenia takie jak we Włoszech. Siedzenie w domu, trasa dom-praca-dom, żadnej aktywności na zewnątrz, full ograniczeń.
I wtedy zatęsknimy już nie za startami, a po prostu za zwykłym bieganiem, klepaniem kilometrów. A taka kwarantanna to znów kilogramy do góry (skoro nie ma aktywności to organizm robi zapasy). Znów zostaniemy grubasami, bo w domu trenowanie jest trudne, gdy tak łatwo uruchomić Netflix i zasiąść z miseczką lodów, słonecznikiem czy chipsami.
I jak już ruszy sezon startowy to te wszystkie nasze grube dupy będą walczyć o życie, a nie o czas, bo przecież biegaliśmy szybciej, a jakoś teraz tak ciężko i wolniej. Niestety, ale tłusta dupa nie pozwoli na takie harce.
Statystyki rozwoju pandemii pokazują, że dużo czasu części z nas nie zostało… A krzyk o kasę za odwołany bieg? Może niektórym już nie będzie potrzebna?
To już czas, aby włączyć myślenie.
Autor: Dariusz Wojda
Biegam amatorsko od 2012 roku. Grubas, który miał dosyć swojej otyłości. Zdefiniowałbym siebie jako amatora biegowego kręcącego średnie czasy na dystansach od 5km do biegów ultra.
Z małych sukcesów amatora to 66. miejsce w Biegu Rzeźnika 2019, 18. miejsce na 169 zawodników w bardzo trudnym biegu Ultra Mirage 100km przez pustynię Sahara w czasie 14 h i 7 min, finisher Lavaredo Ultra Trail 120km i wiele innych. Cały czas niezmiennie dalej niż bliżej do tzw. „pudła”.
Jestem zakochany w turystyce biegowej. Pięć razy biegłem maraton w Rzymie, Barcelonie i Florencji. Zdecydowanie jestem zwolennikiem czerpania przyjemności z biegania niż robienia życiówek. Trenuję 5-6 razy w tygodniu z objętością 60-90 km tygodniowo, więc się nie lenię. Współpracuję z firmami Brubeck, Altra, Zdrovit oraz mam wsparcie Ratyńscy Dental Clinic Józefów. Zdecydowanie treningi w lesie niż po asfalcie, długie wybiegania w ukochanym Mazowieckim Parku Krajobrazowym.
Zbieram pieniądze dla Polskiej Akcji Humanitarnej na studnie, na koncie zbiórki jest już ponad 31 tysięcy złotych. Zbieram pieniądze dla Polskiej Akcji Humanitarnej na studnie, na koncie zbiórki jest już ponad 31 tysięcy złotych. Prowadzę fanpage Emocje_biegacza 100KM BIEGU PRZEZ Saharę PO Studnię ŻYCIA.