Grzegorz Kuczyński: „Jeżeli możecie, nie wycofujcie opłat startowych”

Przyznam, że wolałbym rozmawiać z Grzegorzem Kuczyńskim, szefem Fundacji Białystok Biega o przygotowaniach do majowego półmaratonu w stolicy Podlasia. Zamiast tego, przyszło nam poruszyć kilka bardzo przykrych tematów jak np. finansowe tarapaty organizatorów, którzy z powodu epidemii koronawirusa masowo odwołują swoje imprezy. Nie mogliśmy również przejść obojętnie obok chamskiego wpisu, jakim popisał się właściciel jednego z portali biegowych informując o przełożeniu białostockiej imprezy.

Już wiemy, że ósma edycja PKO Białystok Półmaratonu nie odbędzie się 10 maja. Jeśli koronawirus ustąpi, impreza odbędzie się jesienią.

Takie decyzje, choć bardzo trudne, są jedynie słuszne. Powiem więcej, uważam, że żadna impreza w maju się nie odbędzie, a pod ogromnym znakiem zapytania stoją imprezy czerwcowe. Uważam, że organizatorzy powinni jak najszybciej przekazać informacje zawodnikom, bo czekanie tylko pogłębia kryzys. Lepiej wstrzymać zapisy i nie narażać biegaczy na ponoszenie dalszych kosztów. Nie ma co się oszukiwać. Przecież nawet jak administracyjne zakazy skończą się w maju, to dwa tygodnie później mało kto odważy się uczestniczyć w masowej imprezie.

Co ta zmiana oznacza dla Fundacji Białystok Biega, którą kierujesz?

Co takie zmiany oznaczają dla Fundacji? Prawdę mówiąc nie tylko dla Fundacji, ale wszystkich organizatorów. Jesteśmy teraz w bardzo kiepskiej sytuacji, z takim kryzysem jeszcze się nie mierzyliśmy. Dla nas to są bardzo duże straty finansowe. Przecież przygotowywaliśmy tę imprezę kilka miesięcy, ponosiliśmy koszty, zaliczkowaliśmy usługi, wydawaliśmy pieniądze na promocję, robiliśmy już zakupy związane z pakietami startowymi. Pomijając zagadnienia prawne, bo nie chodzi o przerzucanie się kto ma rację w sensie prawnym, to w imieniu wszystkich organizatorów apeluję do biegaczy, aby powstrzymywali się z wycofaniem opłat startowych.

Musimy wszyscy zrozumieć, że dla części organizacji będzie to oznaczało bankructwo. Wyobraźmy sobie sytuację (a przecież w takiej znalazł się np. półmaraton w Gdyni), że zakupiliśmy medale, koszulki, worki… kompletny pakiet startowy. Organizator pieniądze, jakie dostał od biegaczy już wydał. Teraz część uczestników żąda zwrotu opłaty. Co ma zrobić organizator? Tu nie chodzi o zwrot 100 zł, to jest 100 zł x kilka tysięcy, które są już wydane. Ja również jestem w tej sytuacji, że mam opłacone trzy biegi, które się nie odbędą. Do głowy nie przychodzi mi w tej chwili, żeby żądać zwrotów, bo wiem, że są tacy organizatorzy, którzy tego nie przeżyją.

Niektórzy mogą powiedzieć, że przecież były tłuste lata. Trzeba było odkładać na czarną godzinę.

Przecież duża część z nas robi to z pasji, „kasa” była na drugim planie. Jeżeli bieg organizuje stowarzyszenie czy fundacja, skąd ma wziąć pieniądze na zwroty? Cieszę się, że większość biegaczy zaczyna to rozumieć, że „dla mnie to jest kilkadziesiąt złotych”, a organizator mierzy się z tym, że będzie musiał zwracać od kilkudziesięciu tysięcy do kilku milionów złotych. Dla organizatorów obecna sytuacja to być albo nie być.

Apeluję do biegaczy o solidarność i przemyślenie dwa razy zanim napiszemy na Facebooku „oddawać kasę złodzieje”. Organizatorzy są naprawdę w nieporównywalnie większych tarapatach niż oni. Jeżeli możemy poczekać i pobiec za kilka miesięcy, może za rok, to zróbmy tak, zamiast wycofywać opłaty. Tutaj nie ma wygranych i przegranych, jesteśmy razem po tej samej stronie.

Czy spodziewasz się, że jesienny bieg będzie cieszył się mniejszym zainteresowaniem? Możliwe, że część biegaczy będzie obawiało się biegów masowych nawet wtedy, gdy zostanie ogłoszony koniec epidemii.

Wierzę w to, że o ile obawy mogą być jeszcze w czerwcu czy lipcu to jesienią będziemy na to inaczej patrzyli. Pewnie, że już zawsze trzeba będzie być bardziej czujnym, niemniej myślę, że będziemy chcieli biegać. Frekwencja jesienią może być niższa, z tym się liczymy, ale nie ze względu na strach, ale z powodu mnogości imprez. Przecież imprezy z całego roku będziemy mieli w 3-4 miesiące, taka kumulacja przełoży się na frekwencję. Już wiemy, że będą biegi, które terminowo się na siebie nałożą, więc fizycznie nie będziemy w stanie pobiec w jednym i drugim.

To fakt, jesienny terminarz już puchnie od biegów przełożonych z wiosny.  Macie pomysł, jak poukładać kalendarz, żeby imprezy nie kanibalizowały się nawzajem?

Pracujemy nad tym. Trwają w tej chwili konsultacje z największymi organizatorami w Polsce, jak ten kalendarz może wyglądać. Oczywiście niektórzy już podali nowe daty. Zaczęliśmy rozmawiać o kilka dni za późno, ale to wyjątkowa sytuacja, która zaskoczyła wszystkich. Ważne, że rozmawiamy ze sobą, staramy się wypracować wspólne stanowisko i branże trzyma się teraz razem. To też cenna lekcja i pozytywny aspekt kryzysu.

Jako jeden z nielicznych zaznaczyłeś, że nowy termin PKO Białystok Półmaratonu podasz po konsultacjach z innymi organizatorami. Czy to jest powszechną praktyką w środowisku biegowym? Czy organizatorzy po prostu samodzielnie ustalają nowe terminy biegów?

Proszę nie przypisywać nam takiej wyjątkowości (śmiech). Wspólnie założyliśmy dużą grupę największych biegów w Polsce i rozmawiamy o kalendarzu, synchronizacji działań. Pewnie gdybyśmy spotkali się 2-3 tygodnie wcześniej byłoby lepiej, ale kto wiedział jak sytuacja się rozwinie?

Nie obawiasz się, że organizatorzy zaczną konkurować cenami, żeby przyciągnąć do siebie więcej biegaczy?

Nie, tego się nie obawiam. Wierzę w to, że nikt obecnego kryzysu nie wykorzysta, żeby „dogryźć” konkurentowi. To będzie miało „krótkie nogi”. Powinniśmy się raczej wspierać, bo wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

Obserwujesz biegowy rynek i jesteś jego czynnym uczestnikiem od lat. Jak Twoim zdaniem koronawirus wpłynie na jego obraz? Jakich organizatorów odwoływanie imprez dotknie najmocniej?

Ten rok, przyszły może również, wstrząśnie imprezami biegowymi. Jak bardzo? To zależy też od zawodników. Liczymy się z tym, że będą organizacje, które zamkną działalność, ponieważ zabraknie środków na finansowanie. W najbardziej krytycznej sytuacji są organizacje, które odwołały biegi na 2-3 tygodnie przed wydarzeniem, nie mówiąc o takich, którzy musieli odwołać na 2-3 dni przed. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Wszystkie środki wydane, dosłownie wszystkie, a teraz groźba zwrotów opłat?! To jest absurdalne.

Co organizatorzy mogą zrobić, aby minimalizować straty?

I znowu. Zależy kto jest/był na jakim etapie. W najgorszej sytuacji są organizatorzy, którzy odwołali imprezę i mają już wszystko kupione. Jak mogą minimalizować straty? Apelować do biegaczy o rozsądek i niepanikowanie, nierobienie nieprzemyślanych ruchów, a przede wszystkim nienapędzanie spirali hejtu. To nie jest widzimisię tego czy innego podmiotu. Sytuacja jest wyjątkowo trudna. Jeżeli możecie, przełóżcie opłatę na nowy termin lub może za rok. Dobrym pomysłem, ze strony organizatorów, jest umożliwienie przesuwania opłat startowych na inne biegi w portfolio organizatora.

Organizatorzy, którzy jeszcze nie wydatkowali środków w tak dużej mierze, powinni jak najszybciej odwołać imprezę, nie czekać do ostatniej chwili, bo nic to nie da, poza dochodzącymi kosztami z jednej i drugiej strony. To jedyne rozsądne rozwiązanie teraz.

Ważnym partnerem dla organizatorów są sponsorzy. Masz pomysł, jak wywiązać się ze świadczeń wobec nich, jeśli impreza się nie odbędzie?

Nie mogę zdradzać szczegółów, ale oczywiście prowadzimy rozmowy ze sponsorami. Jestem przekonany, że nasi partnerzy rozumieją sytuację i będą w tym z nami. Na razie nie otrzymujemy złych wieści na tym polu.

W środowisku biegowym głośno zrobiło się o chamskim poście serwisu Biegologia.pl, o treści m.in. „Podlascy organizatorzy wytrzeźwieli, skumali, że po Polsce zapierdala jakiś wirus i też odwołali bieg. Nowy termin zostanie podany kiedy znowu znajdą chwilę kiedy będą trzeźwi.” (pisownia oryginalna). Jakiś komentarz w tej sprawie?

Pisałem o tym już na swoim prywatnym profilu. To było tak słabe, że w pewnym momencie zabrakło mi słów. Chamskie, obraźliwe, to był po prostu hejt. Jak można napisać, że organizator jak wytrzeźwieje to poda nowy termin imprezy?! Proszę mi powiedzieć, czy jakikolwiek redaktor w Polsce byłby w stanie napisać takie sformułowanie? Mało tego, osoby które komentowały ten wpis, piszące, że autor mocno przegiął, dostawały krótki komentarz od autora „Wypierd…. stąd”. Czy to jest normalne?

Już Henryk Szost nazwał kiedyś ten portal biegopatologią i chyba nie minął się z prawdą. Ja cały czas nie mogę uwierzyć, że są ludzie, których takie rzeczy śmieszą. Powinniśmy reagować, bo sami odpowiadamy za to w jakim otoczeniu przyjdzie nam żyć. Brak reakcji równa się akceptacji takich zachowań.  Kilkaset osób opuściło portal w ciągu dwóch dni, co jest wyrazem tego, że jednak nie jest z nami, biegaczami, aż tak źle, że jednak możemy zareagować.  Dziwię się, że są firmy, które chcą reklamować się w takim miejscu i być kojarzonymi z takim językiem.

Podejmiecie w tej sprawie jakieś kroki prawne?

Pewne kroki już podjęliśmy. Nie można tego tak zostawiać. Dzisiaj jesteśmy my, jutro będzie ktoś z Wrocławia czy Poznania.

Skandaliczny post został przez administratorów usunięty, ale przecież wiadomo, że Internet nigdy nie zapomina.

Tak, został usunięty, ponieważ na portalu maratonypolskie.pl ukazał się artykuł pokazujący obraz tej żenady. Gdyby nie to, jestem przekonany, że ten wpis cały czas by tam był. Mało tego, biegologia kpiła sobie z nas w ramach przeprosin, co tylko pokazuje, z kim mamy do czynienia.

Są tacy, którzy apelują o więcej luzu, ale czy faktycznie my jako środowisko biegowe powinniśmy przejść obojętnie obok takich postów?

Właśnie nie możemy przechodzić obojętnie. Tu nie chodzi o luz, który można mieć tam, gdzie jest śmiesznie. Gdzie jest jakiś „żarcik”. Tam było chamstwo i obrażanie. Poniżej wpisy jeden z tzw. „liderów strony” wstawił gif pokazujący pijaną, zataczającą się nastolatkę z podpisem, „oto szefowa biura zawodów”. To jest śmieszne? Nie wierzę w to, że prawdziwi biegacze, inteligentni ludzie są w stanie śmiać się z takich wpisów. Czy to jest brak luzu? Nie! Autor bronił się, że śmieje się z Podlasia. Kiepskie tłumaczenie, jeżeli w komunikacie umieszcza logo naszej imprezy i pisze dosłownie, że chodzi o Białystok Półmaraton.

Powinniśmy udostępniać artykuł Michała Walczewskiego, aby pokazać, jak biegologia.pl traktuje swoich czytelników. Dziwi mnie, że osoby „lajkujące” ten wpis nie dostrzegają tego, że w momencie, kiedy napiszą, że nie zgadzają się z jednym czy drugim dostaną bana i hasło „wypierd…”. Czy naprawdę w takim środowisku chcemy być?

Sam jesteś biegaczem, masz na koncie kilka maratonów. W kwietniu miałeś startować w Southampton. 

Tak, zgadza się. Maraton w Southampton również został odwołany. Choć jak wszyscy wiemy, Wielka Brytania zwlekała do ostatniej chwili z odwoływaniem imprez.  Zresztą nie tylko o ten maraton chodzi. Byłem zapisany do Gdyni, chciałem biec w Poznaniu… Nic nie poradzimy. Siła wyższa i jedyne co nam pozostało to pogodzić się z tym. Nie ma co się denerwować na rzeczy, na które nie mamy najmniejszego wpływu.

Jak radzisz sobie z bieganiem w czasach epidemii? Masz jakieś rady, jak przetrwać ten ciężki czas?

Jak sobie radzę i co mogę poradzić biegaczom? Ja cały czas biegam. Systematycznie. Oczywiście nie mamy wspólnych treningów, biegam sam. Nie odpuszczam. Jedyne co polecam to pozostać w ruchu. Kto wie, być może czeka nas całkowity zakaz opuszczania domów, wtedy trzeba będzie pomyśleć nad ćwiczeniami w domowym zaciszu. Na pewno nie zamierzam spędzić najbliższych tygodni przed telewizorem, bo pamiętajcie… za kilka miesięcy znowu zaczniemy startować, a kiepsko będzie znowu zrzucać kilka kilogramów przed startem.

Dziękuję za rozmowę.

Marcin Dulnik

fot. Krzysztof Karpiński, Joanna Szubzda Polskie Radio Białystok