Piotr Jakóbik: Jaki biznes jest w stanie przetrwać rok bez żadnego przychodu?
Jeszcze na początku roku zapowiadało się, że czeka nas wspaniały sezon biegowy z perełką w postaci marcowych Mistrzostw Świata w półmaratonie z udziałem gwiazd biegów długich, jakich jeszcze w Polsce nie widzieliśmy. Na starcie biegu masowego miało stanąć nawet 30 tysięcy uczestników – najwięcej w historii polskiej lekkoatletyki. Z powodu epidemii koronawirusa ten misterny plan, przynajmniej na razie, runął w gruzach, a los jesiennych imprez biegowych jest bardzo niepewny. O pomysłach na to, jak przetrwać trudny czas rozmawiamy z Piotrem Jakóbikiem z agencji Sport Evolution.
W ubiegłym tygodniu odwołany został wrześniowy maraton we Wrocławiu, a władze zapewniają, że na imprezy masowe przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Minister zdrowia powiedział, że w maseczkach będziemy chodzili nawet 2 lata, do czasu opracowania szczepionki na koronawirusa. Macie jakiś plan na wypadek, gdyby cały 2020 rok trzeba było spisać na straty?
Największym problemem organizatorów imprez – zwłaszcza tych prywatnych – w tej chwili jest to, że muszą mieć nie tylko plan B, ale i plany C, D, E… Nie sposób bowiem przewidzieć, co nas czeka. Nasza rzeczywistość zmienia się z tygodnia na tydzień, ale nikt nie zna przyszłości, zwłaszcza w odniesieniu do imprez masowych. Nasze władze również są niestety bardzo oszczędne w informowaniu o swoich planach w tym zakresie, a dzisiejsze deklaracje nijak mają się do tego, co słyszeliśmy 2 tygodnie temu. Można też zakładać, że decyzje związane z „otwieraniem gospodarki” i uwalnianiem swobód obywatelskich będą się jeszcze wielokrotnie zmieniały.
Przenieśliście marcowe Mistrzostwa Świata w półmaratonie Gdynia 2020 na 17 października. Jak oceniacie szanse, że się odbędą? Dzisiaj odwołany został Berlin Marathon zaplanowany na 27 września.
Oczywiście, nikt nie może dzisiaj zagwarantować, że imprezy jesienne się odbędą. Ale wydaje się też, że odwoływanie wydarzeń na pół roku do przodu byłoby zbyt pochopne. Trzeba wziąć pod uwagę, że takie decyzje dla niektórych biegów i organizatorów imprez oznaczają po prostu śmierć. O ile samorządy miejskie mogą sobie pozwolić na rezygnację z organizacji jednego, drugiego czy trzeciego eventu, to prywatni organizatorzy nie mają takiego komfortu. Bo jaki biznes jest w stanie przetrwać np. rok bez żadnego przychodu? Nadal liczymy, że październikowe mistrzostwa będą mogły się odbyć w zaplanowanej formule, ale równolegle, wspólnie z naszymi partnerami, pracujemy nad alternatywnymi rozwiązaniami.
Cała Polska rzuciła się do szycia maseczek. Firmy starają się zmienić model biznesowy, aby w tej trudnej sytuacji zapewnić sobie chociaż minimalne obroty. Jak to wygląda u Was? Macie pomysł na to, jak funkcjonować w tej nowej rzeczywistości?
Obecna sytuacja jest ekstremalnie trudna, dla naszej branży chyba mimo wszystko szczególnie. Organizacja imprez masowych – biegów, triathlonów, imprez kolarskich – ma określoną specyfikę i ryzyka, które w obecnej sytuacji zostały brutalnie obnażone. Wystarczy wspomnieć o tym, że z trzech głównych źródeł finansowania imprez – środków publicznych, sponsoringu i opłat startowych – tylko te ostatnie trafiają do organizatora przed datą imprezy, a w bardzo wielu przypadkach nie pokrywają one nawet połowy kosztów organizacyjnych. Organizator przez wiele miesięcy „kredytuje” więc event, a środki z samorządów i od sponsorów spływają do niego dopiero po wydarzeniu – przy dużych eventach nawet do 60 dni po imprezie, bo tyle czasu potrzeba, aby dostarczyć pełne raporty, dokumentację i rozliczyć event. W sytuacji, gdy impreza zostaje odwołana lub przeniesiona o kilka miesięcy, te środki publiczne i sponsorskie do organizatora nie trafiają w ogóle, a w najlepszym układzie trafiają kilka miesięcy później.
Świat jednak w tym czasie się nie zatrzymuje.
Dokładnie. Za pracę zespołu organizacyjnego trzeba płacić co miesiąc. To w końcu ciężka praca wielu ludzi. Do tego dochodzą wszystkie inne koszty stałe, a także koszty związane bezpośrednio z organizacją imprezy – zakup koszulek, medali, numerów startowych, projekty zmian w organizacji ruchu, rezerwacje hoteli, wydatki na promocję wydarzenia i wiele, wiele innych usług, które przy zmianie terminu wydarzenia, czasem trzeba pokryć dwukrotnie.
Na rynku funkcjonują różne podmioty organizujące biegi. Kryzys nie wszystkich dotknie jednakowo?
Sytuacja każdego organizatora jest inna. Część z nas – organizatorów – to podmioty publiczne, finansowane z budżetów miejskich. To oczywiste, że są bardziej odporni na kryzysy, choć nie oszukujmy się – samorządy też czekają duże cięcia wydatków, a sport czy kultura cierpią na tym zwykle najmocniej. Organizatorzy prywatni również są bardzo zróżnicowani. Czasem to firmy jednoosobowe lub niewielkie zespoły liczące 3-4 osoby. Innym razem mówimy o teamach liczących 20 czy nawet 50 osób. To zupełnie inna skala, inne koszty stałe działalności, a obecna sytuacja jest o tyle bezprecedensowa, że nie mówimy o jakimś proporcjonalnym spadku obrotów, okresowym załamaniu na rynku rzędu 10-20%, które niejako równomiernie uderzyłoby w każdego. Mówimy o sytuacji, w której z dnia na dzień każdy organizator stracił w zasadzie wszelkie przychody – bez względu na to, czy jego koszty stałe wynoszą 10 tys. zł miesięcznie, czy 200 tys. zł miesięcznie. Bez względu też na to, czy musiał odwołać imprezę na 3 miesiące przed planowanym terminem, czy na tydzień przed, gdy już poniósł znaczącą większość kosztów organizacyjnych. I bez względu na to, czy te koszty wynoszą kilkanaście tysięcy złotych, czy może kilka milionów złotych.
Jaki przewidujesz zatem scenariusz dla branży biegowej?
Nie mam wątpliwości, że będziemy mieli do czynienia z masowym „wymieraniem” eventów i firm je organizujących. Zakładam, że ktoś może utrzymać się na powierzchni 2-3 miesiące, ktoś inny – pół roku. Ale nie wiem, czy jest ktokolwiek – poza podmiotami publicznymi – kto przetrwa, jeśli zakaz organizacji imprez miałby utrzymać się np. przez kolejny rok lub półtora roku. To wydaje się niemożliwe. Część podmiotów może na różne sposoby odkładać problem w czasie, ale wcześniej czy później, ta dziura po obecnym kryzysie stanie się niemożliwa do zasypania.
Macie jakiś plan B, na wypadek gdyby stan zawieszenia miał się utrzymać dłużej?
Jesteśmy jednak sportowcami, a sportowiec nie poddaje się bez walki. Dlatego też widzimy w ostatnich tygodniach różnego rodzaju inicjatywy i pomysły, które mają na celu pomóc organizatorom przetrwać ten okres, choć do końca nie wiadomo, jak długi on będzie. Na ten moment – poza wspólnymi konsultacjami, dzieleniem się wiedzą i doświadczeniami z innymi organizatorami – uruchomiliśmy m.in. cykliczne webinary ze znanymi sportowcami i ludźmi związanymi z bieganiem, kolarstwem czy triathlonem – rozmawialiśmy już m.in. z Pawłem Korzeniowskim i Henrykiem Szostem. Poza tym trzy razy w tygodniu publikujemy słuchowisko „Uwięzieni w metrażu”. To pełne humoru perypetie małżeństwa uwięzionego w czterech ścianach, gdzie ona (Ola) jest triathlonowym „freakiem”, a on (Maks) – no cóż, bije rekordy w siedzeniu na kanapie. Warto podkreślić, że dialogi do słuchowiska przygotowuje Tomasz Jachimek, a w dwie główne role wciela się aktorskie małżeństwo – Ewa Gawryluk i Waldemar Błaszczyk.
Rozumiem, że to projekty, do których oferujecie biegaczom bezpłatny dostęp. A na czym teraz zarabiacie?
Dzielimy się naszą bogatą wiedzą i doświadczeniem z zakresu marketingu sportowego, sponsoringu, social media, pracy przed kamerą czy obsługi przydatnych programów, jak np. Canva. Szkolenia odbywają się online, „na żywo”. Część z nich jest bezpłatna, część odpłatna w przedziale cenowym 49-69 zł. To bardzo atrakcyjne ceny, ale traktujemy to jako swoiste „cegiełki”, które nasi klienci mogą nam podarować w tym trudnym czasie, ale nie za darmo, tylko w zamian otrzymując dawkę solidnej wiedzy i umiejętności. Czy to pozwoli nam przetrwać? Nie. Jesteśmy nadal firmą eventową, ale staramy się dostarczyć naszym klientom ciekawy content na czas lockdownu, a nawet możliwość rozwoju osobistego w dziedzinach, które nie są nam obce. Liczymy, że przynajmniej niektóre z tych pomysłów się przyjmą i może zostaną z nami na dłużej – nawet wtedy, gdy eventy powrócą wreszcie do naszego życia.
A może to czas, aby organizować biegi wirtualne? Myślicie o tym?
Tak, zdecydowanie. Ale nie chcemy robić tego „na kolanie”. Przed nami już pierwszy kolarski wyścig wirtualny, który organizujemy – Gran Fondo Gdynia VR. Tutaj podjęliśmy współpracę z twórcami aplikacji Rouvy, która szturmem zdobywa rynek wyścigów wirtualnych w świecie kolarskim, została też globalnym partnerem IRONMAN. Biegi wirtualne już dawno stały się bardzo popularne za granicą, zwłaszcza w Chinach. Pandemia koronawirusa bez wątpienia zwróciła oczy wielu osób ku takim rozwiązaniom. Jeszcze nie podjęliśmy decyzji, ale na pewno jest to tematem naszych rozważań. . I jak zawsze – myślimy o tym, jak to zrobić, aby było „wow!”. Choć trzeba sobie jasno powiedzieć, że same biegi wirtualne nie rozwiążą aktualnych problemów organizatorów imprez biegowych.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Dulnik
fot. sportografia.pl