Grzegorz Kuczyński: Dajemy biegaczom poczucie normalności, a przynajmniej jej namiastkę
8 maja ruszył wyjątkowy bieg – Wirtualny PKO Białystok Półmaraton, który cieszy się ogromnym zainteresowaniem zawodników z całej Polski i nie tylko, bo na liście startowej są również uczestnicy z kilku krajów świata. O fenomenie tej imprezy i tęsknocie biegaczy „za normalnością” rozmawiamy z Grzegorzem Kuczyńskim, dyrektorem biegu.
Liczba uczestników Wirtualnego PKO Białystok Półmaratonu powoli zbliża się do 3 tysięcy. Cały czas zapisują się kolejni biegacze. Idziecie na rekord frekwencji?
Zaskakująco… tak! Jeszcze 2 tygodnie temu nikt się nie spodziewał, że w tego typu wyzwaniu może wziąć udział więcej niż 500 osób. Zaraz po uruchomieniu zapisów, kiedy dziennie dołączało po 200-300 zawodników wiedzieliśmy, że będzie duże zaskoczenie… jednak po przekroczeniu 2 tysięcy, aż nie wiem co powiedzieć. To prawda, teraz zbliżamy się do 3 tysięcy, a nasz rekord w PKO Białystok Półmaratonie wynosi ok 3,3 tysiąca, więc jesteśmy bardzo blisko do poprawienia tego wyniku. Bardzo się cieszę i dziękuję za wyraz zaufania oraz za tak ogromne wsparcie. Pamiętajmy, że całą akcję zrobiliśmy właśnie po to, aby biegacze mogli wesprzeć Fundację Białystok Biega. Społeczność biegaczy jest fantastyczna!
Jesteś zaskoczony popularnością tej akcji? Przyznaj szczerze, w ilu uczestników celowałeś na początku?
Szczerze? Zakładaliśmy, że być może będzie 300 osób, no może 500. Zastanawialiśmy się, jak biegacze przyjmą naszą propozycję. Choć pracy koncepcyjnej i komunikacyjnej było bardzo dużo, ogrom czasu nad tym spędziliśmy, to jednak wiedzieliśmy, że proponujemy coś, do czego, mówiąc delikatnie, nie jesteśmy przyzwyczajeni, jako środowisko biegowe. Braliśmy nawet pod uwagę, że to będzie klapa… ale cóż, wiedzieliśmy, że musimy coś robić, że się nie poddamy. Wiedziałem też, że biegacze potrzebują odmiany i mają dość tych wszystkich komunikatów o pandemii i kręcenia się wyłącznie wokół wirusa.
Do kiedy można się zapisywać na bieg?
Wyzwanie trwa do 24 maja i do samego końca, czyli do 24 można się zapisywać, mając jednak na uwadze to, że 24.05 zamykamy też rywalizację. Osoby, które ostatniego dnia się zapiszą, muszą od razu nałożyć buty i pobiec te 21 km z haczykiem. W naszej koncepcji dystans półmaratonu można pobiec też etapowo, rozbijając dystans na 2 lub maksymalnie 3 odcinki. Jeżeli ktoś zechce skorzystać z takiej formuły, musi pamiętać, żeby ostatni km przebiec 24 maja. To w zasadzie kluczowa data.
Jakie warunki należy spełnić, aby trafić na listę startową? Macie jakieś wymagania co do trasy?
W zasadzie wymóg jest taki sam jak przy tradycyjnym biegu – należy się zarejestrować do biegu i opłacić udział. Swoją drogą dostaliśmy mnóstwo ciepłych słów od biegaczy, że ta forma zapisów przypomniała im “normalność”, ludzie poczuli się jak jeszcze kilka miesięcy temu. Okazało się, że nawet element rejestracji do biegu jest ważny i doceniany. Po zapisaniu się zostaje już tylko przebiec wskazany dystans. Do naszej rywalizacji przyjęliśmy dystans 21,1 km, choć jak wiadomo półmaraton ma 21,0975 km. Jednak z racji na to, że każdy biegnie ze swoim urządzeniem (smartfonem lub zegarkiem) zaokrągliliśmy ten dystans to 21 km i 100 m, aby te 2,5 m nikogo nie stresowało. Nie mamy żadnych obostrzeń co do trasy i to też jest piękne, że uczestnicy wyzwania biegają swój półmaraton w górach, lesie, nad morzem, w centrum miasta – po prostu tam gdzie chcą, gdzie lubią. Do nas natomiast napływają fantastyczne wiadomości “dzisiaj Białystok był w Poznaniu”, “…Białystok Półmaraton był ze mną w Ustce” itp. To jest naprawdę wzruszające i dodające sił!
Jak wyglądają statystyki? Jak wielu biegaczy spoza Podlasia podjęło Wasze wyzwanie?
To znowu zaskoczenie. Zakładaliśmy, że lokalni biegacze odpowiedzą na nasze wyzwanie. Bardzo się myliliśmy, całe szczęście! W tej chwili zawodników z naszego regionu mamy ok 20-25%. Jak widać cała Polska biega z nami, dosłownie! Ponad 300 osób jest z samej Warszawy, ponad 100 z Krakowa czy Wrocławia. To jest niesamowite.
Jak sądzisz, co stoi za sukcesem tej imprezy?
Pozwolisz, że póki co, nie opowiem o wszystkim co zdecydowało o sukcesie, chcę zostawić jeszcze trochę w tajemnicy, bo nie odkryliśmy jeszcze wszystkich kart. Jeżeli jednak miałbym wskazać jakieś elementy ważne, to na pewno rywalizacja i poczucie wspólnoty oraz emocje. Są tutaj bardzo ważne. Daliśmy poczucie normalności, a przynajmniej jej namiastkę. Jak grzyby po deszczu pojawiają się przeróżne “biegi wirtualne” i pewnie będzie ich coraz więcej… jednak mam wrażenie, że osoby stojące za tymi “przedsięwzięciami” nie bardzo wiedzą chyba o co w tym chodzi, bo na pewno nie chodzi tylko o to, żeby ludzie zapłacili za medal i koszulkę. Obserwowałem dość dokładnie ten “rynek” przez ostatnie tygodnie. Byłem zażenowany. Większość “biegów” to sklep internetowy – wchodzisz, kupujesz medal i koszulkę, płacisz i tyle. Jak przebiegniesz super, jak nie, to nie. Kupiłeś medal, więc ci go wyślemy – widzę taką filozofię. A to zupełnie nie o to chodzi. Biegacze są wrażliwi na to, czy ktoś ich nie “naciąga”. Sprowadzanie “biegu” do zakupu przedmiotów jest, w moim przekonaniu, “słabe”. Zresztą to nie są tylko moje spostrzeżenia, pisze do nas wiele osób, które widzą to podobnie.
Orientujesz się, czy w Polsce był dotychczas bieg wirtualny na dystansie półmaratonu, który zgromadził więcej uczestników?
Według mojej wiedzy nie, i to nie tylko na dystansie półmaratonu… chyba, że ktoś się dobrze kamuflował! (śmiech)
Sam wziąłeś udział w Wirtualnym PKO Białystok Półmaratonie. Jak się biegło? Czuć było dreszczyk emocji z tym startem czy pobiegłeś całkiem na luzie?
To prawda. Zawsze marzyłem o tym, aby pobiec w białostockim półmaratonie i choć wiem, że to nie jest to samo, to jednak cieszę się, że “wybiegałem swój medal”. Emocje były, a jakże. Czułem się jakbym szykował do najprawdziwszego biegu… zresztą, przecież był prawdziwy, czułem to później w nogach! Wieczorem szykowanie stroju, butów. Rano, 2 godziny przed startem śniadanie, zjadłem to samo co zawsze przed startem. Założyłem soczewki (zakładam tylko na starty)… wszystko było “normalnie”. Wtedy poczułem i zrozumiałem jak dużo daliśmy tym biegiem. Jestem przekonany, że wiele osób poczuło to samo przed swoim startem w Wirtualnym PKO Białystok Półmaratonie. Biegłem z takim samym zaangażowaniem, jakbym startował “normalnie”, nie było taryfy ulgowej. To było super… aż chce się więcej!
Coś mi się wydaje, że przecieracie właśnie szlak dla innych organizatorów biegów znanych dotychczas z klasycznych, ulicznych imprez. Dużo odbierasz telefonów z pytaniem „Jak to zrobiliście?”
Bardzo dużo. (śmiech) Zdaję sobie sprawę, że przecieramy szlaki i w sumie cieszę się z tego, że znowu jesteśmy pierwsi. Zresztą wielu organizatorów dzwoni też do STS-u, z którym technicznie nasz bieg realizujemy. Także trochę namieszaliśmy! Z drugiej strony cieszę się, że organizatorzy biegów się odzywają i rozważają aktywność w tym temacie. Uważam, że niepotrzebnie oddaliśmy trochę pola podmiotom, które z organizacją biegów nie mają nic wspólnego, a zaczęły zasypywać zwolenników biegania ofertą “biegów wirtualnych” zrobionych na zasadzie sklepu. Chyba jednak pandemia, odwoływanie naszych imprez było dużym szokiem i skupiliśmy się wszyscy na tym, jak przetrwać najbliższe miesiące. Czasem trzeba pomyśleć, jak “uciec do przodu”. Biegacze też nie mają teraz łatwo, więc bycie razem, relacje ze społecznością biegową są niezwykle ważne.
Od strony organizacyjnej – chyba dużo łatwiej zorganizować bieg wirtualny niż uliczny? Odpada sporo formalności, kwestie wytyczenia trasy, zabezpieczenia jej od strony medycznej itd. Może to kierunek, w którym biegi będą się mocniej rozwijały, gdy odpuści koronawirus?
Dostajemy wiele wiadomości, w których biegacze piszą “hej, swoje 21 km już przebiegłem, było fantastycznie, róbcie tego wirtuala poza normalnym biegiem”. Zobaczymy, jak się to potoczy. Myślę, że dalsze obostrzenia i czas ich trwania zdeterminują to, czy i jak będą się rozwijały biegi wirtualne. Oczywiście praca przy tego typu wydarzeniach jest zupełnie inna, to nawet trudno porównać. Nie ma wytyczania trasy, pracy nad zabezpieczeniem, ale jest ogrom, proszę mi wierzyć, ogrom pracy biurowej. Obsługa poczty e-mail (kilkadziesiąt maili dziennie), mediów społecznościowych (setki komentarzy i pytań), obsługa systemu wyników, weryfikacja każdego zgłoszenia. Tak tak! Sprawdzamy każde zgłoszenie, które wpływa do nas. Jak widzimy, że na zrzucie ekranu jest 1:47:38, a zawodnik wpisał 1:47:00 to poprawiamy. Wszyscy w Fundacji doszliśmy do wniosku, że albo coś robimy dobrze, albo nie róbmy tego wcale.
Widzę, że podchodzicie do tego bardzo poważnie.
Mimo, że wiem, iż nie są to profesjonalne zawody, nie ma jednej trasy, nie ma sędziów, mało tego, ktoś biega w górach, a ktoś ma cały czas z górki, ktoś przebiegł 21,1 km, a ktoś 21,4 km i te czasy są nieporównywalne… to my powinniśmy trzymać się założeń, regulaminu. Chcemy zrobić wszystko, aby było najuczciwiej jak to tylko możliwe. Niektórzy się dziwią, ale większość to docenia i bardzo ciepło komentuje. Zawodnicy piszą, że są bardzo zaskoczeni, pozytywnie. Tak więc jest to inna praca, ale jest jej dużo. Nad Wirtualnym PKO Białystok Półmaratonem 4 osoby pracują praktycznie non-stop. Dobrze, że ta praca przynosi jeszcze więcej satysfakcji, więc cieszymy się, że ona jest. Dziękuję raz jeszcze wszystkim, którzy przyłączyli się do naszej zabawy. Dziękuję za wszystkie słowa otuchy i wsparcia. Mam wrażenie, że wspólnie z biegaczami zrobiliśmy coś wielkiego, coś, z czym wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Pojawiło się poczucie wspólnoty, która jest teraz tak ważna.
Jakie są Wasze kolejne plany?
Zdradzę, że już pracujemy nad innym wydarzeniem. Chyba znowu zaskoczymy. Na pewno damy dużo frajdy!
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Dulnik
fot. Krzysztof Karpiński