Dariusz Boratyński w drodze przez przełaje do maratonu [ROZMOWA]
Dariusz Boratyński to jeden z czołowych polskich biegaczy przełajowych. Ma 25 lat i już jest multimedalistą mistrzostw Polski. Dwa ostatnie tytuły wywalczył w listopadzie tego roku – najpierw został wicemistrzem Polski na 5 km, a trzy tygodnie później w imponującym stylu wygrał Mistrzostwa Polski w Biegach Przełajowych w Oleśnie na dystansie 8 km. W rozmowie z Justyną Grzywaczewską opowiedział, jakie cechy musi posiadać dobry biegacz terenowy oraz wyjaśnił czy bieganie w przełaju wyklucza się ze startami na bieżni i na ulicy. Uchylił również rąbka tajemnicy na temat planów swojego maratońskiego debiutu.
Justyna Grzywaczewska: Nie od dziś wiadomo, że jeśli na starcie biegu crossowego staje Boratyński, będzie groźnym rywalem. Podczas tegorocznych przełajowych mistrzostw Polski byłeś jednym z faworytów, a przed biegiem zapowiadałeś walkę o zwycięstwo. Czy spodziewałeś się, że wygrana przyjdzie tak łatwo?
Faktycznie traktowaliśmy z trenerem (Jackiem Wośkiem – przyp. red.) ten start jako ostatni strzał tegorocznej formy. Tym najważniejszym startem jesienią był półmaraton w Krakowie, ale tak się złożyło, że byłem tam przeziębiony. Po tym starcie byłem osłabiony, spadły mi parametry krwi. Wiedzieliśmy jednak, że z formy, którą długo szykowaliśmy będzie można korzystać jeszcze w perspektywie kilku tygodni – jak tylko organizm wróci do siebie. Startem w przełajowych MP chcieliśmy potwierdzić, że należę do krajowej czołówki w biegach crossowych. Biegowa forma na te zawody nie była zatem przypadkiem, ale muszę przyznać, że było coś jeszcze. To „czucie podłoża”, które w przełajach jest bardzo ważne i które jest zmienne w trakcie całego sezonu. Z własnego doświadczenia wiem, że jeśli jestem w okresie startów stadionowych, w przełajach wypadam średnio. A wszystko przez brak wspomnianego czucia różnorodnego podłoża, które przekłada się na wynik.
Czyli zwycięstwo w Oleśnie było łatwe?
I tak, i nie. Sporo sił kosztował mnie ten bieg, ale faktycznie spodziewałem się większej walki. Taktykę miałem taką, że pierwsze dwa okrążenia traktuję jako rozpoznawcze i wtedy mam się przebić do przodu stawki. Po 4 km miałem przyspieszyć, być może się oderwać z kimś, bo zakładałem, że będzie 2-3, a może nawet więcej biegaczy, którzy będą chcieli ruszyć mocniej. Okazało się, że po 3 km czułem, że zwalniamy i postanowiłem sprawdzić, jak rywale zareagują na przyspieszenie. Nikt nie ruszył ze mną i na kolejnej pętli zrobiłem 5 sekund przewagi. Powiększałem ją z każdym kilometrem. Dopiero na koniec chłopaki trochę nadrobili, bo musieli się ściągać o 2-3 miejsce, ale ja już do samego końca kontrolowałem sytuację. Nawet pod koniec zastanawiałem się, czy przypadkiem się nie pomyliłem w liczeniu okrążeń i czy nie zostało nam jeszcze jedno, bo czułem jeszcze taki zapas sił. Ten start dał mi najwięcej satysfakcji ze wszystkich moich dotychczasowym biegów w przełajowych MP. Czułem, że mam ten bieg pod kontrolą. Biegłem lekko po zróżnicowanej i niełatwej nawierzchni.
Mimo tak udanego startu w mistrzostwach Polski postanowiłeś zrezygnować z udziału w Mistrzostwach Europy w Biegach Przełajowych, do których swoją wygraną w Oleśnie zdobyłeś kwalifikację. Dlaczego?
Decyzja o tym, że nie będziemy brać pod uwagę startu w mistrzostwa Europy była moja i trenera. Obaj jesteśmy zdania, że udział w ME można potraktować jako nagrodę za wygrane MP, ale ja już cztery razy reprezentowałem Polskę na przełajowych ME – w młodszych kategoriach wiekowych. Wiem, że aby tam zająć dobre miejsce, czyli podjąć walkę o pierwszą dwudziestkę, to trzeba być przygotowanym bezpośrednio pod przełaje, a szczyt formy musi być na ME. Trzeba zatem trochę zaryzykować i na MP wystartować z założeniem, że jest się jeszcze przed szczytem formy przełajowej. Oczywiście budując formę długo, można to tak zaplanować, ale to musi być wysoka forma przełajowa, a nie ogólnie wysoka dyspozycja. Czułem się w Oleśnie bardzo dobrze, ale nie na tyle, by podjąć walkę z rywalami z Europy o satysfakcjonujące mnie miejsce. Chciałem uniknąć tłumaczenia się ze średniego czy kiepskiego startu, a nie szykowaliśmy szczytu formy na tę imprezę, więc można było się spodziewać, że super wyniku nie będzie. Dlatego – mimo, że uważam start w ME za cenne doświadczenie – tym razem postanowiliśmy, że po raz kolejny w przełajowych zawodach tej rangi wystartuję, gdy będę mógł spełnić swoje ambicje i powalczyć o przyzwoite miejsce, a nie po prostu pobiec.
Myślisz, że masz wystarczające predyspozycje, by tak się stało?
Pierwsze sukcesy w każdej kategorii wiekowej odnosiłem w przełajach, dopiero później poziomem dorównywałem na stadionie czy na ulicy. I dlatego wydaje się, że jakieś predyspozycje, czy umiejętności do biegania crossów mam.
Biegając w terenie trzeba umieć zmieniać rytm w taki sposób, by to nie wpływało na zmęczenie. Trzeba właśnie umieć czuć podłoże. Co to znaczy? A no, że nawierzchnia się zmienia i wybicie w trakcie biegu się zmienia. Trzeba umieć obserwować, co się dzieje pod naszymi nogami. W trakcie biegu czasami zdarzy się, że czegoś nie przewidzę i to może wytrącić z równowagi, ale moje doświadczenie jakoś mi podpowiada, że w trakcie widzę, że tutaj będzie bardziej grząsko, tam będzie twardo i na to wszystko trzeba być przygotowanym i odpowiednio reagować. Na ulicy czy stadionie jest odwrotnie – wypracowuje się taki krok biegowy, żeby cały czas był dokładnie taki sam, wtedy stopa pracuje tak, że jeszcze się dobrze nie spadnie, a już jest wybicie do kolejnego kroku. W przełaju często zdarza się twarde lądowanie lub jest podwójne lądowanie, np. na trawie. I w takiej sytuacji wybicie jest zupełnie inne. Myślę, że stosunek siły do masy też może mieć znaczenie. Zawodnicy różnej budowy osiągają sukcesy w przełaju, ale na pewno siłę i stabilność kroku trzeba mieć dużą.
Mamy grudzień, a Ty dopiero niedawno miałeś za sobą jeden z głównych startów sezonu. Co więcej, nie odpoczywałeś po tych zawodach, bo biegałeś już w CITY TRAIL w Warszawie i z tego, co wiem już w najbliższą sobotę biegniesz we wrocławskiej odsłonie cyklu? Kiedy czas na roztrenowanie?
Właśnie po starcie w CITY TRAIL w moim rodzinnym Wrocławiu. Planuję 1-2 tygodnie odpoczynku, a potem ruszam z przygotowaniami do debiutu w maratonie.
O proszę! To teraz mnie zaskoczyłeś! Czyli Twój pierwszy maratoński start już na wiosnę 2023?
Tak, celujemy z trenerem w kwietniowy start.
Macie już pomysł na te przygotowania? Zdradzisz nieco „treningowego mięsa”?
Nie wiem, czy będzie to „mięso”, ale mogę powiedzieć, że mój trening do maratonu na pewno nie będzie opierał się na szczególnie dużym kilometrażu. Niekoniecznie dobrze znoszę takie bieganie. Długie pojedyncze treningi tak, ale nie duży kilometraż w skali tygodnia czy miesiąca. Na razie nie jestem gotowy, by biegać po 200 km tygodniowo. 160-170 km sprawia, że jestem na granicy zamulenia. Mój organizm dobrze reaguje na średnio około 140 km na tydzień, z czego część to mocne jednostki, które mnie dobrze bodźcują. No i oczywiście w bieganie wplatamy trening siłowy z niewielkim obciążeniem. Ze słabymi mięśniami nie da się szybko biegać.
A czy już dzisiaj możesz zdradzić, w jaki wynik celujesz w swoim maratońskim debiucie?
Chcemy od razu zrobić całkiem dobry wynik, ale nie chcę teraz mówić czy to będzie 2:17, 2:15 czy szybciej. Na pewno ten czas ma nam dawać realne podstawy do tego, by w pespektywie 2-3 lat myśleć o minimach na duże, międzynarodowe imprezy.
Tego zatem życzę! I zdrowia!
Oj tak, oby przygotowania były w zdrowiu, o resztę się nie martwię.
Dziękuję za rozmowę.
Justyna Grzywaczewska