21. Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run oczami naszej reporterki
W sobotę (25 maja) po raz trzeci wystartowałam w Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run w Łodzi, ale na pewno nie ostatni. Chcecie dowiedzieć się z czego wynika fenomen tego wydarzenia? Zachęcam do przeczytania mojej relacji z imprezy.
Lubię biegać w Łodzi, więc co roku czekam na informację o dacie imprez w tym mieście, a zwłaszcza na start zapisów na Bieg Ulicą Piotrkowską Rossmann Run. Po pierwsze, organizacja tych zawodów jest na bardzo dobrym poziomie, pakiety są bardzo atrakcyjne, a ich cena kusząca.
Przez kilka lat data Biegu Ulicą Piotrkowską ciągle kolidowała z moimi innymi planami, ale w końcu przyszedł moment, że dotarłam do Łodzi. Wystartowałam pierwszy raz i przepadłam! Od tego czasu wracam tu co roku. Od zeszłorocznej edycji jest nowa, ciekawsza trasa. Moim skromnym zdaniem jedna z szybszych w Polsce.
Można było pobiec i pomóc
W tegorocznej 21. edycji biegu stacjonarnego wzięło udział ponad 5 tysięcy zawodników, a biegacze w całej Polsce po raz pierwszy w historii startowali w biegu wirtualnym z aplikacją Rossmann PL. Za każdy przebiegnięty kilometr przysługiwała zniżka 5%. Jak łatwo policzyć, przy 10 km maksymalnie można było zdobyć rabat sięgający 50%. Jak podali organizatorzy, tak atrakcyjna oferta zainteresowała aż około 300 tysięcy osób, które zapisały się do biegu wpłacając po 5 zł na wskazany przez siebie cel charytatywny.
Pochwalam to, bowiem bieganie i pomaganie to zdecydowanie forma aktywności, która jest bliska mojemu sercu.
Polacy dali radę
Do Łodzi zjeżdżają najlepsi zawodnicy z całej Polski, dzięki czemu można śledzić fantastyczną rywalizację. W tym roku w głównych rolach wystąpili Kenijczycy, którzy wygrali zarówno w kategorii mężczyzn jak i kobiet, ale Polacy też spisali się super.
fot. facebook.com/BiegUlicaPiotrkowska
Wśród panów najszybszy był Mateusz Kaczor, który z wynikiem 29:32 zajął trzecie miejsce. Z kolei w klasyfikacji kobiet na drugim i trzecim stopniu podium stanęły odpowiednio Izabela Paszkiewicz i Sabina Jarząbek, które zanotowały taki sam czas 33:19. Cieszy mnie zwłaszcza sukces tej drugiej biegaczki, bo podobnie jak ja pochodzi z Kielc.
Plan na dobry (biegowy) wieczór
Start biegu jest wieczorem, o godzinie 19:00, co sprawia, że można spokojnie dotrzeć na zawody bez konieczności załatwiania noclegu. Dojazd z Warszawy do Łodzi komfortowy, można pojechać samochodem korzystając z bezpłatnej autostrady lub pociągiem.
Na miejsce dotarłam przed 16:00, czyli idealnie, aby odebrać pakiet startowy. Znalazłam w nim, oprócz kosmetyków od sponsora, którym był Rossmann, również koszulkę techniczną, plecak odblaskowy, święcącą opaskę na rękę, piwo bezalkoholowe i sok. Wystarczyło mi jeszcze czasu, aby spokojnie zdążyć na koncert Mezo.
Biuro zawodów wraz z miasteczkiem biegowym mieściło się w Ogrodach Geyera. Oprócz występów muzycznych można było posłuchać również, co do powiedzenia mają mistrzowie – Adam Kszczot i Zbigniew Bródka. Wśród atrakcji nie zabrakło konkursów z nagrodami dla dzieci, ale także dla dorosłych. Na przykład na stoisku Garniera można było wykonać badanie skóry, a w strefie Medicover osobiście skorzystałam z nogawek do drenażu limfatycznego.
Przed startem obowiązkowo zrobiłam rozgrzewkę, potem krótka wizyta w toi toi i mogłam ruszać na trasę. Mimo, że podczas całego pobytu w miasteczku biegowym było bardzo ciepło, to na sam bieg miałam wrażenie, jakby organizatorzy zamówili lekki chłodek i wiatr. Pamiętałam z zeszłego roku, że początek trasy to 1,5 kilometra lekkiego podbiegu, który jednak w nogach można było poczuć. Pilnowałam się, żeby zacząć z głową i nie dać się ponieść emocjom. Po drodze mogliśmy zobaczyć najciekawsze zabytki Łodzi – podziwialiśmy m.in. odremontowany Grand Hotel oraz secesyjne kamienice.
Łódź dopinguje
Dawno nie biegałam w miejscu, w którym byłoby tylu kibiców. Byli wszędzie i dopingowali rewelacyjnie, a dla mnie to znak, że może przyrosty uczestników idą w parze z większym zainteresowaniem kibicowaniem na trasie? Jestem ciekawa, jak wygląda to w innych miastach.
Mimo, że uznałam, że biegnę na samopoczucie, to kibice dawali tego wirtualnego kopa. Po 7. kilometrze wiedziałam już, że odbijamy w prawo w Mickiewicza, potem była nawrotka i znów w prawo wracaliśmy na ulicę Piotrkowską, gdzie dobrze znany 1,5 kilometrowy odcinek tym razem pokonywaliśmy jako zbieg. Postanowiłam nie kalkulować, tylko dać grawitacji zrobić swoje. Z daleko widać było już święcącą z oddali metę i nie ukrywam, że to dodatkowo napędzało do szybkiego biegu.
Przed zawodami nie wiedziałam na co mnie stać, dlatego nie zakładałam niczego. Ustawiłam się blisko zająca na 55 minut i pomyślałam, że jeśli będzie źle, to najwyżej zwolnię. Mój czas na mecie to 53:34, zajęłam 2343 miejsce w kategorii Open.
Niestety nie skosztowałam zupy na mecie, bowiem burzowe błyskawice na niebie skutecznie namówiły mnie, aby szybko wracać do samochodu i ruszyć w drogę powrotną do stolicy.
Czy warto wziąć udział w tym biegu? No jasne!
Jeśli będzie się zastanawiać za rok, czy warto wziąć udział w majowym biegu w Łodzi, to ja Wam już dzisiaj mówię, że na pewno nie będziecie żałować. Zawody organizacyjnie są super – od sprawnego wydawania pakietów, przez rewelacyjne atrakcje w miasteczku biegowym, zabezpieczenie na strefie startu i na trasie, po przesympatycznych i pomocnych wolontariuszy oraz piękny medal.
To jedna z moich ulubionych imprez, jeśli tylko zdrowie pozwoli, to za rok widzimy się na 22. Biegu Ulicą Piotrkowską Rossmann Run!
Tekst i zdjęcia: Aleksandra Mądzik