Adam Nowicki: Marzy mi się rekord Polski w maratonie
Kariera Adama Nowickiego nabiera coraz szybszego tempa. Rok temu w Enschede uzyskał swój rekord życiowy w maratonie 2:10:21 i zdobył przepustkę na Igrzyska Olimpijskie w Tokio. W skrajnie ciężkich warunkach w Sapporo dotarł do mety jako pierwszy z Polaków. Z kolei w minioną niedzielę w Maladze 31-letni zawodnik MKL Szczecin ustanowił nową, rewelacyjną życiówkę na 10km – 28:44. Jak wyglądały jego przygotowania do tegorocznego sezonu? Jakie ma plany startowe?
W Maladze pobiegłeś z iście szwajcarską precyzją. Przed biegiem widziałem listę startową i Twoją deklarację, że na mecie chcesz uzyskać czas 28:45. Ten plan zrealizowałeś z nawiązką, zdołałeś urwać jeszcze sekundę. Od niedzieli jesteś autorem siódmego najlepszego wyniku na 10km na polskiej liście wszech czasów.
Tak, cieszy mnie to tym bardziej, że właśnie na taki czas się szykowałem. Próbowaliśmy tak poukładać trening, żebym rzeczywiście był gotowy na tak szybkie bieganie. W Maladze założony cel udało się zrealizować praktycznie co do sekundy. Z wyniku 28:44 jestem bardzo zadowolony.
Warunki do ściągania się w Maladze w niedzielę były dobre. Płaska trasa, pacemakerzy, niezła pogoda jak na południe Europy. Jak wspominasz ten bieg?
Na początku byłem przerażony, gdy dowiedziałem się, że najwolniejszy pacemaker będzie biegł na wynik w okolicach 14 minut. Sam biegasz, więc doskonale wiesz, że jak zacznie się za mocno, to końcówka zwykle jest niefajna. Wiąże się często z samotnym biegiem i trudnością z utrzymaniem narzuconego tempa. Przed biegiem w Maladze czułem, że jestem dobrze przygotowany, dlatego zdecydowałem, że jednak zaryzykuję i zrobię wszystko, żeby utrzymać tego zająca. Bieg od samego początku był mocny. Pierwszy kilometr wyszedł w 2:41, kolejne w granicach 2:46/2:47.
Fot. Albin Durand
Półmetek pokonałem w czasie 14:11 i to w zasadzie jest moja nowa życiówka na 5km (w bazie World Athletics faktycznie widnieje wynik 14:15 z biegu w irlandzkim Armagh w 2016 roku – przyp. red.). W drugiej części dystansu czułem się jednak wciąż bardzo dobrze i już wiedziałem, że to jest ten dzień. Starałem się nie patrzeć na zegarek, tylko bazować na samopoczuciu. Skupiałem się na tym, żeby trzymać się grupy, w której był Niemiec Richard Ringer, Hiszpan Juan Antonio Perez Moreno i Nowozelandczyk Zane Robertson. Ostatecznie Ci dwaj ostatni wyszli do przodu i w końcówce ścigałem się z Ringerem. Ostatnie kilometry pokonywałem po około 2:52/2:50 i ostatecznie wpadłem na metę z wynikiem 28:44.
Gdy patrzę na zdjęcia z mety biegu w Maladze widzę na Twojej twarzy masę energii i determinacji w dążeniu do celu. Mam wrażenie, że mógłbyś biec tak dalej.
Wywodzę się z długiego biegania i treningu maratońskiego, dlatego na krótszych dystansach nie męczę się do tego stopnia, żeby na mecie kłaść się na ziemi. Tlenowo jestem bardzo dobrze przygotowany, większy problem mam utrzymaniem prędkości poniżej 2:50, aczkolwiek staram się pracować nad tym elementem. Wiem, że to klucz do tego, żeby docelowo szybciej biegać maraton.
Fot. Albin Durand
W Hiszpanii wystartowałeś w drugiej generacji karbonowych startówek ASICS METASPEED Sky+, która właśnie w weekend miały swoją światową premierę. Czy miałeś okazję wcześniej biegać w prototypach tego modelu?
Nie uczestniczyłem w testach produktowych. Swoją parę butów METASPEED Sky+ otrzymałem około dwa tygodnie przed biegiem w Maladze. Zdążyłem zrobić w nich jeden trening, kolejny raz założyłem je w Hiszpanii. Po tych doświadczeniach, na gorąco mogę powiedzieć, że te buty są szersze w śródstopiu. Daje to takie odczucie, że jest w nich więcej miejsca, chociaż cholewka dobrze trzyma stopę. Jak chodzi o dynamikę i sprężystość, to mam wrażenie, że nowy model oddaje jeszcze lepiej niż ten z ubiegłego roku. Więcej na temat tej startówki będę mógł powiedzieć, jak przebiegnę w niej półmaraton czy maraton.
Dobrą formę zasygnalizowałeś już na początku kwietnia. Bieg Europejski w Gnieźnie ukończyłeś na trzecim miejscu z wynikiem 29:03. Losy zwycięstwa rozstrzygnęły się na ostatnich metrach.
Był to mój pierwszy start po powrocie z obozu w Albuquerque, gdzie mocno pracowałem nad formą. Gdy prosto z gór zjechałem na Bieg Europejski moja dyspozycja była dla mnie totalną niewiadomą. Wyszedłem na rozruch w przeddzień startu i czułem się źle, brakowało mi świeżości i oczywiście snu po długiej podróży ze Stanów Zjednoczonych. Ale mimo tych przeciwności w Gnieźnie biegło mi się nieźle, chciałem tam wygrać. Plan na bieg miałem taki, żeby ostatni kilometr pokonać z pełną mocą. Oprócz mnie i Krystiana w stawce był wtedy jeszcze kolega z Afryki (chodzi o Kenijczyka Davida Kiprono Metto – przyp. red). Początkowo udało mi się ich obu zgubić, ale w końcówce zabrakło mi świeżości, żeby złamać 29 minut i wygrać bieg. Krystian był wtedy na innym etapie przygotowań, psychicznie dał radę i przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Ciekawe, że w miniony weekend jednak wygrałeś z Krystianem Zalewskim, tyle że w pojedynku korespondencyjnym. Na mistrzostwach Polski podopieczny trenera Jacka Kostrzeby pokonał na bieżni 10 000 metrów w 28:45.47.
Oglądałem w sobotę transmisję z biegu w Międzyrzeczu, bo byłem bardzo ciekawy, jak pójdzie chłopakom. Muszę przyznać, że Krystian Zalewski czy Patryk Kozłowski uzyskali na mistrzostwach naprawdę dobre wyniki. Gdy przybiegłem na metę i zobaczyłem czas 28:44 to przeszło mi nawet przez myśl, że byłem szybszy niż Krystian dzień wcześniej. Oczywiście pamiętajmy, że bieżnia i ulica to dwa różne światy. Życzę mu jak najlepiej, ale też nie mogę doczekać się bezpośredniej rywalizacji. Chcę ścigać się również z topowymi zawodnikami takimi jak Richard Ringer czy Zane Robertson. Będzie mnie to budować i motywować do mocnej pracy na treningach.
Bez wątpienia jesteś w formie. Powiedz proszę, jak wyglądały Twoje przygotowania do tego sezonu? Coś zmieniliście z trenerem w stosunku do ubiegłych lat?
Generalnie ten rok jest wyjątkowy, bo jest to pierwszy raz, gdy jako członek kadry narodowej jestem objęty szkoleniem centralnym. Otrzymałem możliwość udziału w 6 obozach treningowych w kraju. Nie wszystkie wykorzystałem, bo idę również własnym cyklem szkoleniowym. Poza tym przygotowania do tego sezonu zacząłem wcześniej niż zwykle, bo już w listopadzie. Było to możliwe, bo maraton pobiegłem w sierpniu na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Zwykle startowałem na jesieni i przed grudniem nie byłem w stanie wystarczająco dobrze się zregenerować. Z względu na start w Sapporo w ubiegłym roku zdążyłem wcześniej odpocząć i wrócić do treningów. Wykorzystałem ten czas na pracę nad motoryką i ogólną siłą. Poprzez trening sprawnościowy i siłowy zbudowałem dobrą bazę do dalszej części przygotowań obejmującej trening w warunkach hipoksji. Założyłem sobie i konsekwentnie realizuję swoją wizję, że przy mądrym treningu na obozach wysokogórskich można nabiegać bardzo dobre wyniki. Wskazują na to osiągnięcia zawodników, którzy mają dostęp do takich narzędzi szkoleniowych.
Takie wysokogórskie obozy trochę kosztują. Kto wspiera Cię w organizacji wyjazdów?
Na początku wiosny poleciałem na prawie 4 tygodnie do Albuquerque, a wcześniej byłem dwa razy po 2 tygodnie na obozach w Spale, gdzie miałem dostęp do hipoksji. Wcześniej byłem jeszcze w Jakuszycach, to nie są jakieś wysokie góry, ale to zawsze jakiś bodziec treningowy. Nie mógłbym sobie finansowo pozwolić na wyjazd do USA, gdyby nie wsparcie firmy NETBOX Polska z Gostynia, która wyłożyła pieniądze na ten cel i zainwestowała w mój rozwój. Dzięki temu mogłem zrealizować szkolenie, tak jak sobie to zaplanowałem. Teraz widzę tego efekty. Cieszę się, że moja filozofia treningowa i trenera Zbigniewa Murawskiego jest skuteczna.
W sportach wytrzymałościowych klucz do sukcesów z całą pewnością leży w głowie. Czy w jakiś sposób dbasz o przygotowanie mentalne do startów? Może jako członek kadry narodowej w ramach centralnego szkolenia masz dostęp do usług psychologa?
Na razie nie korzystam z takiego fachowego wsparcia. Obecnie w mentalnym nastawieniu pomagają mi moi najbliżsi i za to chciałbym im bardzo podziękować. Mam jednak świadomość, że współpraca z psychologiem mogłaby realnie przełożyć się moje wyniki. Będę chciał wprowadzić taki element do moich przygotowań, bo sam jestem ciekawy efektów treningu mentalnego.
Jakie wygląda Twój plan startów na najbliższe tygodnie?
Nie mam zamiaru biegać maratonu na wiosnę. Chcę skoncentrować się na startach na dychę oraz w połówce i znacznie poprawić na tych dystansach rekordy życiowe. Potrzebuję znacznie przesunąć zapas prędkości do szybszego biegania maratonu. Plan ten konsekwentnie realizuję, na co wskazuje wynik w Maladze. Długofalowo nie ma co ukrywać, że marzy mi się rekord Polski w maratonie. Prawda jest jednak taka, że by uzyskać na tym dystansie czas 2:07 i poniżej to trzeba po drodze połówkę pokonać co najmniej w 63 minuty. Wiem, że dzisiaj jestem wynikowo gotów pobiec 62:30, ale wiadomo, że w tym sporcie trzeba liczyć na trochę szczęścia. Wiele zależy od tego, jak bieg się ułoży, ważna jest również dyspozycja dnia. Trzeba również uważać na różne wirusy, które wokół nas krążą, zwłaszcza, że jak jest forma, to jesteśmy na nie szczególnie podatni. Mam nadzieję, że w najbliższy tydzień pobiegnę półmaraton w Weronie, dopinam ostatnie szczegóły tego startu. Wcześniej trochę się wahałem i czekałem na wynik swojego biegu w Maladze. Jeśli nie wystartuję w Weronie, to może pojawię się w Lizbonie tydzień później. Potem w planach 15 maja mam na pewno bieg na 10km w Działoszynie, ale może się zdarzyć, że wcześniej wystartuję jeszcze w jednej „dyszce”.
A gdzie planujesz kluczowy start sezonu?
Już w listopadzie zaczynałem przygotowania z myślą o starcie w lekkoatletycznych Mistrzostwach Europy (odbędą się w Monachium w dniach 11-21 sierpnia – przyp. red). Mam na tę imprezę minimum i nieoficjalnie wiem, że jestem planowany do reprezentacji. Oficjalnej informacji spodziewam się po 10 maja, bo wtedy ma być ogłoszenie kadry. Mój cykl przygotowań już teraz podporządkowuję temu, aby pobiec na tych mistrzostwach i jak najlepiej zaprezentować siebie oraz nasz kraj. Myślę, że jest spora szansa, aby powalczyć o medale w klasyfikacji drużynowej, bo wielu mocnych zawodników biegać będzie na mistrzostwach świata w Oregonie, które odbędą się miesiąc wcześniej. Jestem w gazie, Krystian Zalewski też na wysokich obrotach, Kamil Karbowiak się rozpędza. Jeśli pobiegniemy wyniki w granicach 2:10 to krążek jest w naszym zasięgu. Monachium to główny mój cel na ten sezon.
Miejmy tylko nadzieję, że w Monachium będzie trochę chłodniej niż w Berlinie cztery lata temu.
Oj tak, chociaż gdzieś już czytałem, że start maratonu na Mistrzostwach Europy ma być o godzinie 12:00. Liczę, że to nieprawda. Byłoby to mocno niezrozumiałe, gdybyśmy mieli rywalizować w sierpniu w samo południe. Wiadomo, może być różnie – termometr może pokazać 15 albo 30 stopni Celsjusza. To na pewno nie będzie łatwy bieg, ale goręcej niż w Sapporo być nie powinno. Na pewno będę przygotowany, żeby walczyć o jak najlepsze rezultaty.
Na koniec chciałbym Cię, zapytać który biegacz jest dla Ciebie wzorem do naśladowania? Masz swojego biegowego idola?
Od zawsze najbardziej motywuje mnie Bronisław Malinowski. Gdy jest ciężko, oglądam jego bieg z Moskwy z 1980 roku, gdzie w imponującym stylu zdobył złoto. Nie podpalił się, pokazał mądrość treningową i sportową dojrzałość. Gdy powracam do tego wyścigu mam ciarki i dostaję solidny zastrzyk motywacji.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Dulnik
fot. w nagłówku Albin Durand