Wszystkie grzechy organizatorów

Ostatnie wydarzenia z Katowic związane z fatalną organizacją półmaratonu oraz biegów towarzyszących spowodowały, że zacząłem sobie przypominać biegi, które zaliczyły mniejsze lub większe wpadki organizacyjne.  W kilku sam brałem udział, podczas innych byłem kibicem, a jeszcze o innych czytałem.

Boom na bieganie spowodował, że każda gmina, miasto, miasteczko i wieś zapragnęły mieć własną imprezę biegową. W teorii, co może być trudnego w jej organizacji? Wyznaczasz start, metę, zatrudniasz firmę do obsługi pomiaru czasu, wolontariusze zajmą się biurem i obstawieniem trasy. Impreza gotowa! Życie, jak to ma w zwyczaju, jednak szybko weryfikuje oczekiwania, zarówno nasze jak i organizatorów.

Na swojej skórze przekonali się o tym organizatorzy Wizz Air Katowice Half Marathon, którzy dali sygnał do startu uczestnikom półmaratonu, mimo poważnych zastrzeżeń policji co do zabezpieczenia trasy biegu.

Którędy do mety?

Kolokwialnie mówiąc wtopy, nie dotyczą tylko małych lokalnych biegów. W 2017 roku maraton w Poznaniu został opóźniony o ponad 40 minut z powodu złego zabezpieczenia trasy. Taka obsuwa w biegu liczącym 42 km to już poważne uchybienie. Maraton to odpowiednia strategia żywieniowa, rozgrzewka, wszystko umiejscowione w czasie i te kilkadziesiąt minut może spowodować różnice na niekorzyść zawodnika.

We Włocławku od kilku lat odbywa się półmaraton. Start i meta usytuowane są na stadionie OSiR. Obiekt, jak i zaplecze dla zawodników stoją na bardzo wysokim poziomie. Niestety cieniem na edycję z 2018 roku rzuca się problem z pomiarem dystansu. Otóż oprócz wymienionego półmaratonu postanowiono zorganizować bieg towarzyszący na 10 km. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku zawodnicy nie przebiegli regulaminowych dystansów. W półmaratonie brakowało około 600 -700 m, startujący na 10 km przebiegli o900 m za mało lub za dużo. Trasa była atestowana.

Czerwiec 2019, Osiek nad Wisłą. Mała miejscowość pod Toruniem gościła chętnych do zmierzenia się z dystansem 10 km oraz półmaratonu. Ja wybrałem krótszy z dystansów. Trasa crossowa, ale przyjemna, wiodąca głównie przez las. Co zatem mogło pójść nie tak? Otóż na 5 km była tzw. zawijka, o której siedzący na punkcie pracownik obsługi nie informował, bardziej był zajęty ekranem swojego telefonu. Na czele biegło nas trzech, kilkanaście sekund za nami kolejni zawodnicy. W pewnym momencie już wiedzieliśmy, że coś jest nie tak ponieważ brakowało oznaczeń i biegliśmy po omacku.

Jakież było nasze zdziwienie, kiedy to po około dziewięciu kilometrach podjechał do nas bus. Otworzyły się drzwi, w środku siedziało już kilka osób i usłyszeliśmy tylko: „trasa pomylona’’. Kierowca podrzucił nas w okolice właściwej trasy biegu. Finalnie zrobiłem wtedy 14 km, a niektórzy startujący w półmaratonie blisko 25 km. Poproszony o wyjaśnienia organizator rzucił tylko: „przecież trasa była taka sama, jak w ubiegłym roku’’.

Bardzo podobna sytuacja miała też miejsce w 2018 roku podczas Biegu Tropem Wilczym we Włocławku, kiedy prowadzącego bieg zawodnika nie poinstruowano, gdzie ma skręcić. Ten przebiegł kilkaset metrów więcej i finalnie zajął drugie miejsce. Brałem też udział w biegu, który zamiast 10 km miał raptem 9,7km (Brześć Kujawski – Wieniec), innym razem było to 10,4 (bieg w Piotrkowie Kujawskim). Na ostatnim kilometrze daję z siebie wszystko a tu mety nie widać!

Problem źle zmierzonej trasy jest chyba dość częsty.  Nie mam tu na myśli oczywiście 50 metrów na plus lub minus, bo to może wynikać z trajektorii naszego biegu, ale są przypadki, kiedy te różnice idą w kilkaset metrów.

Grzechy główne organizatorów

Jeśli miałbym jeszcze jakieś ogólne uwagi do organizatorów biegów, to moim zdaniem puszczanie biegu w tzw. ograniczonym ruchu miejskim czy przy ruchu pieszych jest co najmniej ryzykowne. Sam brałem udział w takich zawodach i niecierpliwi kierowcy, przy źle zabezpieczonej trasie potrafili poruszać się obok biegaczy. Piesi znajdowali się centralnie na trasie biegu, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Takie sytuacje są bardzo niebezpieczne, a ewentualne zderzenie może być  niezwykle bolesne dla obu stron.

Punkty z wodą. Te potrafią być umieszczone po niewłaściwej stronie trasy. Sam spotkałem się z taką sytuacją dwa, może trzy razy, kiedy punkt odżywczy mieścił się na zakręcie po jego lewej stronie, kiedy to trasa wiodła w prawo lub odwrotnie. Wtedy chcąc złapać kubek musimy odbić w bok i zmienić nasz tor biegu.

Podczas pierwszej edycji Półmaratonu Praskiego w Warszawie w 2014 roku wolontariusze nie nadążali z napełnianiem kubków wodą. W związku z tym dochodziło do sytuacji, że na stołach stały 1,5 litrowe butelki z wodą. Szybko zniknęły zabrane przez zawodników, którzy wypijając dwa łyki wyrzucali je na jezdnię. W ten sposób zabrakło wody dla biegnących wolniej. W ponad 30-stopniowym upale!

Te kilka przykładów nie reprezentuje oczywiście poziomu organizacji biegów w Polsce. Stanowią niewielki ułamek, ba! z całą pewnością organizatorzy wielu z nich wyciągnęli wnioski i kolejne edycje często są lepsze. Warto dawać im drugą szansę. Uczymy się przecież całe życie, a ciągłe doskonalenie jest tu bardzo ważnym elementem.

Ciekaw jestem waszych przygód związanych ze startami. Podzielcie się nimi w komentarzach pod tekstem lub na naszym profilu na FB.

Szymon Brzozowski

fot. Miguel Amutio/ Unsplash