Czy Coros Apex 46 mm mógłby być moim podstawowym zegarkiem? [Recenzja]
Przed pierwszymi słowami tego tekstu na dłużej zatrzymałem się przy grupie odbiorców. Pomyślałem, dla kogo chcesz napisać recenzję, kto będzie nią zainteresowany? I tak oto powstał pierwszy zarys i ogólny kształt. Potem zacząłem myśleć, jak to zrobić, żeby nie wyglądało na tekst sponsorowany, tylko na faktyczny opis sprzętu, który przez miesiąc użytkowałem. To zadanie zawsze jest nieco trudniejsze, bo plusy mogą przysłonić minusy i mogę pominąć pewne istotne aspekty dla wielu (przyszłych) użytkowników. Złotego środka nie ma, więc po prostu musicie zadowolić się tym, na co położyłem nacisk i co wziąłem na warsztat.
Jestem biegaczem i piszę dla biegaczy poszukujących biegowego zegarka. Ich wiek, czy poziom zaawansowania nie gra roli, bo wszyscy poszukują tego samego – dobrego GPS-a, solidnej baterii i wyświetlacza, który pozwoli szybko sprawdzić, na którym są kilometrze i czy trzymają założone tempo.
Czy coś więcej jest potrzebne? Pewnie tak, ale czym dłużej biegam, tym mam mniejsze wymagania. Na puls i strefy tętna dawno przestałem zwracać uwagę, jasne, po treningu sprawdzam w aplikacji średnie, czy maksymalne wartości, ale czy w trakcie biegu przyspieszam, czy zwalniam z tego powodu? Niekoniecznie.
Zapraszam jednak żebyście przeczytali ten tekst i każdy element, który w poniższej recenzji opisałem. Sprawdźcie, czy tego samego oczekujecie od zegarka i czy Coros Apex, który jest przyczyną tego tekstu, może spełnić wasze oczekiwania i zostać waszym partnerem treningowym.
Gwoli ścisłości – zegarek dostałem od dystrybutora na miesięczne testy, przemierzaliśmy razem kilometry w miesiącu lutym, który niestety był zimny i pełen śniegu, więc kilka jednostek treningowych po prostu było nie do zrealizowania, ale jakoś sobie poradziliśmy w tych trudnych warunkach.
GPS
Prosta sprawa – łapie sygnał bardzo szybko i jest dokładny. Nie korzystałem z zimowego patentu „przed treningiem na balkon, żeby złapał GPS-a” i nie mogłem narzekać. Wychodziłem z domu i po kilku sekundach mogłem już pokonywać pierwsze metry. I to bez względu na warunki, a zdarzało mi się biegać zarówno przy dwudziestu stopniach na minusie i piętnastu na plusie, przy totalnie zachmurzonym niebie i pełnym słońcu. Warunki nie grały roli, kilka sekund i mogłem ruszać w drogę i przyznam, że jest to zegarek, który najszybciej pozwalał na rozpoczęcie treningu na świeżym powietrzu.
Nie miałem okazji do startu w żadnych zawodach, więc nie będę mógł porównać pomiaru trasy z zegarka do jej atestu. Ale na codziennej trasie pierwszy kilometr kończył się tam, gdzie zawsze, a podczas dwóch treningów korzystałem zarówno z Apexa i Garmina i różnice były bardzo niewielkie. Podobnie sprawa się miała, gdy żona biegła obok z zegarkiem jeszcze innej, popularnej szczególnie wśród biegaczy trailowych marki – różnice były minimalne.
Na najdłuższym treningu, na którym spojrzałem na odczyty pokonanego dystansu na trzech różnych zegarkach, w tym Corosa, na ponad 23-kilometrowej trasie różnica wynosiła zaledwie 100 metrów różnicy. Natomiast dokładność rysowania śladu idealnie widać na tych poniższych screenach ze Stravy (muszę się nie posiłkować, bo Coros nie posiada własnej aplikacji desktopowej, na której mógłbym to zaprezentować, ale o tym przeczytacie później).
Czy to jest zadowalająca dokładność? Proponuję, żebyście spojrzeli na dużym przybliżeniu na to, co wasz obecny sprzęt ma do zaoferowania i jak to dokładnie wygląda… Jeśli to zrobiliście, to już wiecie, że nie odbiega to w żaden sposób od standardów.
Warto również w tym miejscu wspomnieć o możliwości wgrania własnej trasy do zegarka. Odbywa się to za pomocą aplikacji mobilnej i nie jest specjalnie trudne (ja sobie poradziłem). Macie dwie możliwości – wykorzystanie treningu, który już za wami, albo pobranie tracka i upload do aplikacji. Kolejnym krokiem jest synchronizacja telefonu z zegarkiem. Jeśli wszystko zrobiliście poprawnie, to na kolejnym treningu możecie skorzystać z opcji śledzenia trasy. Jeśli ktoś jednak by sam chciał wyrysować sobie ślad, to musi to zrobić w innym narzędziu, bo aplikacja Coros nie daje takiej możliwości.
Ja sobie wgrałem dwa treningi, pierwszy wykorzystałem na spacerze z psem, żeby sprawdzić, jak to działa, a drugi na leśnej biegowej wycieczce. Okazało się jednak, że warunki biegowe są na tyle niekorzystne, że tylko przez kilka kilometrów korzystałem z tracka, następnie po prostu podążałem bezpieczniejszą trasą. Na podstawie spaceru i kilku kilometrów w lesie mówię wam, że jest dobrze!
Jedyne co musicie wiedzieć wcześniej, to… że aby przybliżyć trasę musicie być na widoku mapy i wcisnąć górny przycisk, a następnie za pomocą magicznego pokrętła, o którym jeszcze będzie mowa, przybliżyć mapę. Ja przez kilka minut byłem mocno skonfundowany, bo nie wiedziałem jak to zrobić.
Pulsometr
Dla mnie to największe rozczarowanie tego zegarka. Chociaż z drugiej strony nie spodziewałem się cudów. Wiem jak wygląda sprawa z optycznym pomiarem tętna z nadgarstka i wiem, że nie jest to rozwiązanie idealne. Ale jeśli już jest w zegarku i jeśli już jest włączony, to mógłby pokazywać chociaż w miarę sensowne wartości. A tutaj… następuję zwolnienie blokady i maszyna losująca, w zależności od nastroju, przekazuje wartości.
Przypuszczam, że w lutym biegałem na średnim tętnie około 160 uderzeń serca na minutę, zdaniem Corosa. Ale nie będę dla każdego jednego treningu tego dokładnie sprawdzał.
Przykład numer jeden: 18 kilometrów ze średnią 4:47 min/km, co dało średnie tętno 174 bpm. Dla mnie kosmos, bo mniej więcej na takim tętnie biegam półmaraton w tempie o minutę lepszym…
Przykład numer dwa: 23-kilometrowe wybieganie ze średnią 5:29 min/km. Średnie tętno według Corosa 163 bpm, średnie tętno według Garmina 128 bpm.
Czy wpływ na te pomiary i odczyty mogła mieć temperatura? Mogła.
Czy jestem tego pewien? Prawie.
Czy inny zegarek spisał się lepiej w dokładnie takich samych warunkach? Tak.
Czy używanie pomiaru z nadgarstka do analizy treningu to dobry pomysł? Nie.
Podsumowując – optyczny pomiar tętna nie sprawdzał się najlepiej i tego się spodziewałem, ale oczekiwałem bardziej rzetelnych odczytów, bo każdy mój trening wygląda jak walka o życie na granicy drugiego i trzeciego zakresu.
Trening
Opcja numer jeden – łapiesz sygnał GPS i biegniesz przed siebie. Działa idealnie.
Opcja numer dwa – zaplanowanie prostych interwałów w zegarku. Wybierasz dystans / czas, przerwę według tego samego klucza i oczywiście ilość powtórzeń. Działa idealnie.
Opcja numer trzy – program treningu, który planujesz od rozgrzewki, przez różne formy biegu, różne długości powtórzeń, czy przerw, zapisujesz i wrzucasz na zegarek.
Nie zdążyłem przetestować tego rozwiązania, bo… po prostu bardzo rzadko mi się zdarza aplikować sobie takie jednostki treningowe. Ale na potrzeby testu stworzyłem przykładowy trening, żeby pokazać wam, że taka możliwość jest i jak to wygląda. Nie jest to trudne, ale moim zdaniem UX-owo można by było to rozwiązać lepiej.
Jednak, żeby móc dokładniej opisać ten element musiałbym „wybiegać” chociaż dwa takie zaplanowane treningi.
A jak już pobiegaliście, to jest fajnie!
Po pierwsze dostajecie piękne dane już na zegarku, razem z ciekawymi wykresami.
Albo możecie wszystko sprawdzić w aplikacji mobilnej, w której można wzdłuż i wszerz przeanalizować trening.
Ach, jeszcze jedna sprawa – jeśli chcecie zobaczyć w jakim tempie przebiegliście ostatni odcinek to radzę się pospieszyć, bo czas odcinka bardzo szybko znika z ekranu. I przez miesiąc nie zdążyłem ogarnąć, jak i czy w ogóle można to zmienić.
Aplikacja
PETARDA! Prawie wszystko mi się w niej podoba. Ach, jeszcze dwa słowa nim przejdę dalej – dostępna jest jedynie aplikacja mobilna, więc nie ma możliwości analizy na desktopie. I moim zdaniem to jest dobry kierunek. Superszybkie połączenie i jeszcze szybsza synchronizacja treningu (najszybsza, z którą się spotkałem). Przejrzysta strona główna, na której można podejrzeć tętno spoczynkowe, VO2 max, tętno i tempo progowe.
W kolejnej zakładce mamy listę treningów i każdy z nich można poddać analizie.
Mamy też swój profil, gdzie można sobie dodać plan treningowy, zaplanować pojedynczy trening, wgrać trasę, czy połączyć konto ze Stravą (yeah!).
Najlepszy jest natomiast profil urządzenia, na którym optymalizujemy sobie ustawienia zegarka, czyli między innymi widoki treningowe (możliwość wykorzystania pięciu widoków). Proste, skuteczne, nic więcej nie trzeba, żeby użytkownik był zadowolony… (hola, planowanie pojedynczego treningu można poprawić).
Design i dane techniczne
Wizualnie jest bardzo dobrze. Trafia to idealnie w moją estetykę. Tytanowy bezel, szkło szafirowe, silikonowy pasek (z opcją wymiany). Na spodzie koperty czujnik tętna i gniazdo ładowania. Nawigacja za pomocną dwóch przycisków i cyfrowego pokrętła, które przez kilka pierwszych dni doprowadzało mnie do szału (bardzo, bardzo) i uważałem, że jeszcze z gorszą nawigacją się nie spotkałem… Ale mi przeszło. Wciąż nie uważam, żeby to było funkcjonalne rozwiązanie, ale od etapu rozczarowania przeszedłem do etapu zrozumienia. Tylko tyle i aż tyle. Naprawdę da się z tym żyć, da się obsługiwać zegarek i to nawet w rękawiczkach zimową porą. Przyciski nie są bardzo czułe, więc nie ma obaw o jakieś nieintencjonalne zatrzymanie treningu.
Pierwszą rzeczą, którą jednak musiałem zrobić było wyłączenie autoblokady. Dlatego, że za każdym razem, gdy zatrzymywałem się na światłach musiałem przytrzymać przycisk odblokowywania przez kilka sekund i dopiero wtedy mogłem włączyć pauzę, ale gdy to wyłączyłem, to od razu obsługa zegarka zrobiła się bardziej przyjazna.
Absolutnie fenomenalna jest żywotność baterii, do 35 godzin w standardowym trybie pracy GPS. Przez miesiąc dwa razy podłączałem go do ładowania i naprawdę dużo nie brakowało, żebym przeżył miesiąc na jednym ładowaniu (w ramach testu wyszedłem na długie wybieganie z baterią naładowaną na poziomie 8%, jakie było moje zdziwienie, gdy po zakończeniu treningu miałem ich jeszcze 5). Wow!
Dane techniczne:
– wymiary ekranu: średnica 46 mm (1,2 cala),
– rozdzielczość ekranu: 240 x 240 px (64 kolory),
– waga: 55,3 g,
– wodoszczelność: 10 ATM (100 metrów / 328 stóp),
– temperatura robocza: od -10°C do 60°C,
– czas działania na baterii: UltraMax do 100 godzin.
I jeśli dobrze przyjrzeliście się temperaturze roboczej, to domyślacie się, dlaczego w wielu momentach pomiar tętna z nadgarstka pokazywał głupoty…
Z innych funkcji, które ja traktowałem jako ciekawostkę, ale dla wielu użytkowników mogą być czymś więcej są barometr, akcelerometr żyroskop, kompas, czy monitor snu.
Podsumowanie
Jestem miło zaskoczony, dostałem więcej niż oczekiwałem. Coros Apex 46 mm to bardzo ciekawy sprzęt, który ma to coś, co może pozwolić mu rywalizować z największymi graczami na rynku zegarków multisportowych. Jest estetyczny, jest dokładny, ma świetną baterię.
Ostrzegam przed pokrętłem, bo może być dla wielu barierą nie do przejścia, ale też od razu uczulam, żeby z tego powodu go nie skreślać na starcie, bo możliwe jest znalezienie wspólnego języka.
Czy jestem zadowolony ze sprzętu jaki otrzymałem na testy? Tak.
Czy Coros Apex wygląda lepiej na żywo, niż na zdjęciach? Tak, zdecydowanie.
Czy zamieniłbym Garmina Forerunnera 245, który jest moim codziennym treningowym partnerem, na Corosa? Tak, serio.
Autor: Adam Baranowski