Remigiusz Olszewski: „Nie bałem się mówić rzeczy niepopularnych”

Remigiusz Olszewski to jeden z najlepszych polskich sprinterów w historii. Jego rekord życiowy na 100 m to 10.21, dystans dwukrotnie dłuższy najszybciej pokonał w 20.89. 30-letni zawodnik ma w swoim dorobku finał Halowych Mistrzostw Europy z 2021 roku, uczestniczył również w mistrzostwach Starego Kontynentu na otwartym stadionie, a Mistrzostwach Świata w hali, a także w Mistrzostwach Świata Juniorów. Ma na koncie siedem złotych medali na 60 m w krajowym czempionacie, to mistrz Polski na 100 m z roku 2020. W dorobku ma też krążki w sztafetach, zarówno na krajowym, jaki i światowym podwórku.

Z Remkiem rozmawiamy podczas organizowanego przez Polski Związek Lekkiej Atletyki kursu instruktora lekkiej atletyki, którego jest uczestnikiem. Mając tak utytułowanego  zawodnika na wyciągnięcie ręki przeprowadziłem z nim wywiad dla naszego portalu.

Kiedy podczas pierwszego zjazdu podszedłem się przedstawić i powiedziałem, ze jesteś moim ulubionym polskim sprinterem, odpowiedziałeś, że już byłym. Swoją decyzję o zakończeniu kariery ogłosiłeś po zeszłorocznych Mistrzostwach Polski. To już definitywnie koniec? Masz 29 lat, nie ciągnie cię jeszcze żeby powalczyć o przepustkę na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu w 2024 roku?

Jestem emerytowanym sprinterem (śmiech). Z podjęciem decyzji o odwieszeniu kolców zmagałem się od 2018 roku. Mówiłem sobie, że jeszcze rok, potem że jeszcze jeden, na horyzoncie były igrzyska olimpijskie. Z powodu pandemii impreza przesunęła się o 12 miesięcy, więc trenowałem dalej. Finalnie nie zrobiłem wyniku, który dałby kwalifikacje do Tokio. Po drodze były kontuzje, choroby i to wszystko razem zadecydowało, że postanowiłem zakończyć karierę. Do tego doszła też realna ocena sytuacji, że z biegania ciężko było mi się utrzymać.

W tym roku wystąpiłem jeszcze na hali podczas Copernicus Cup w Toruniu, ale nie czułem tego ognia, nie czułem tej radości z biegania. Zostawiam sobie pewną furtkę, jeśli na jesieni moja sytuacja finansowa będzie na tyle dobra i dodatkowo poczuje głód biegania, to jest cień szansy, jakieś 3%, że wrócę do trenowania.

Po ukończeniu kursu, będziesz miał uprawnienia instruktora lekkiej atletyki. Czy wiążesz swoją przyszłość ze sportem? Chcesz pracować jako trener?

Już prowadzę zajęcia, mam grupę zawodników, z którymi pracujemy nad motoryką i  kształtowaniem bazy biegowej. Nie są to tylko biegacze, współpracuję z siatkarzami, piłkarzami czy koszykarzami. Prowadzę zajęcia ukierunkowane na dyscyplinę, którą uprawiają.

Twoje  niebagatelne sportowe doświadczenie na pewno sprawia, że jesteś łakomym kąskiem na rynku trenerów. Musiałeś się reklamować?

Zarówno kluby, jak i indywidualni zawodnicy w mojej rodzinnej Pile zgłaszają się do mnie sami. Poczta pantoflowa jest tutaj najlepszą reklamą. Jednym współpraca się podoba, innym nie, ale cały czas  mam z kim pracować. Ten rodzaj pracy wymaga oczywiście dostosowywania swojego planu dnia pod treningi, ale po części mogę to kontrolować sam i jest to duży plus.

Utrzymanie wysokiego poziomu sportowego przez tyle lat wymaga od zawodnika samodyscypliny, poświęcenia, wyrzeczeń. Miewałeś momenty zwątpienia?

Przez wszystkie lata mojego trenowania sport był na pierwszym planie. Byłem na tym bardzo skupiony, inne aspekty życia schodziły na drugi plan. Właściwie wszystkie środki, jakie miałem inwestowałem w swój rozwój, jako sportowca. Teraz mam czas na nadrobienie rzeczy, na które wcześniej go nie starczało.

Czy jest coś czego żałujesz w związku ze swoją karierą?

Myślę, że na przestrzeni ostatnich dwóch, trzech lat stałem się zawodnikiem bardziej treningowym. Mam tu na myśli, że z tego co robiłem podczas sesji wychodziło nam, że powinienem  biegać w okolicy 10,0. Na zawodach nie potrafiłem tego sprzedać. Brakowało mocy, za bardzo się podpalałem i to był błąd.

W ostatnich latach kompletnie zdominowałeś mistrzostwa Polski na 60 m w hali zdobywając siedem złotych medali pod rząd. Na otwartym stadionie czegoś brakowało, aż do zwycięskiego finału w 2020 roku podczas mistrzostw we Włocławku.

Zdobywałem brązowe i srebrne medale, a ten złoty, którego mi brakowało trochę zgasił we mnie motywację. Nie było już czego gonić na krajowym podwórku.

Trenerem był twój tata. Opowiedz trochę o waszych metodach szkoleniowych. Czy wzorowaliście się na kimś, czy były to wasze pomysły na dochodzenie do optymalnej formy?

Ojciec dużo korzystał ze szkoły amerykańskiej. Opierał się o opracowania Stuarta McMillana czy Ralpha Manna. Oczywiście dużo szukał sam, udoskonalając metody, dopasowując je pod moje możliwości. Skupialiśmy się na kształtowaniu szybkości, więc odcinki 400 – 500 metrowe raczej nie znajdowały się w moim planie treningowym.

Był w tym wszystkim element ryzyka? Sprawdzania, jak na dane bodźce reaguje organizm?

Tak, myślę, że wszyscy eksperymentują. To takie poszukiwanie, gonienie za nowinkami, drobiazgami, które mogą nas wynikowo pchnąć do przodu. Aczkolwiek należy pamiętać, że zawsze może to też zadziałać odwrotnie do tego, jak byśmy sobie życzyli.

Sprinterzy zazwyczaj przerzucają tony kilogramów podczas przygotowań. Siłownia stanowiła ważny element w twoim treningu, czy była tylko dodatkiem?

Chciałem dźwigać coraz więcej, coraz mocniej i tata musiał mnie w tym hamować. Korzystałem też z systemu treningowego: Velocity Based Training, czyli  monitorowania prędkości, z jaką porusza się np. sztanga podczas ćwiczeń siłowych. Dzięki temu możliwe jest określenie  intensywności treningu i jego kontrola na każdym etapie.

Był jakiś typ treningu za którym nie przepadałeś?

Nie. Co trzeba było zrobić, wykonywałem bez większych dyskusji.

Na świecie dominują sprinterzy z USA, Jamajki, Bahamów. Do głosu dochodzą Japończycy i Chińczycy. Czego brakuje u nas, żeby zbliżyć się do poziomu najlepszych?

Myślę, że jakości treningu. Wydaje mi się, że osiadamy na laurach, zadowala nas pewien poziom i nie ma parcia, żeby zrobić jeszcze jeden krok. Do tego dochodzi potencjał ludzki, którego w Polsce brakuje. Dzieci chętnej garną się do piłki nożnej, czy siatkówki kosztem lekkiej atletyki.

Czy sprinter w Polsce jest w stanie utrzymać się z uprawiania sportu ? Startowe, sponsorzy, stypendia. Czy to wszystko razem pozwala mieć spokojną głowę i skupić się na treningu?

Z samego uprawiana sportu nie ma większych szans. System stypendialny pozwala nam na rok pozyskać środki, ale w przypadku niezdobycia medalu czy złapania kontuzji możesz zostać z niczym. Warto czerpać z innych krajów i przejść na system czteroletni, dyktowany przez kolejne igrzyska. To pozwala spokojnie pracować w dłuższej perspektywie.

Z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki od 2015 roku nie było wam po drodze. Zaczęło się od, twoim zdaniem, niesprawiedliwego dobru członków kadry. Potem te nieporozumienia narastały i tliły się gdzieś w tle twojej kariery.

Zgadza się. Ja nie bałem się mówić pewnych rzeczy, które nie wszystkim się podobały. Wielu zawodników w prywatnych wiadomościach pisało, że mnie popiera, ale oficjalnie nikt się nie odważył powiedzieć złego słowa o związku. Można było stracić za to obóz, popaść w niełaskę, a to mogło bardzo zaburzyć karierę. Ja to rozumiem, każdy dba o siebie i swoje sprawy.

Zaczynasz teraz nowe rozdanie w swoim życiu. Przywykłeś już do funkcjonowania bez reżimu treningowego?

Tak, czasami aż mi głupio odmawiać, kiedy koledzy zapraszają na siłownię. Jednak jak już mówiłem wcześniej, kiedy poczuję na nowo chęć, radość z treningów na pewno bardziej to usystematyzuję.

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wielu wychowanków na poziomie olimpijskim.

Szymon Brzozowski

fot. Archiwum prywatne Remigiusza Olszewskiego