Błażej Brzeziński: Wyciągam wnioski z moich startów i poprawiam słabe strony
Błażej Brzeziński to jeden z najlepszych polskich maratończyków. Legitymuje się rekordem życiowym 2:11:27, który ustanowił w 2017 roku na 39. PZU Maratonie Warszawskim. Wielokrotnie reprezentował Polskę na zawodach m.in. dwa razy uczestniczył w Mistrzostwach Europy. Już 7 kwietnia wystartuje w maratonie w Wiedniu. W jakiej jest dyspozycji? Jakie biegowe cele przed sobą stawia?
Błażej, już 7 kwietnia wystartujesz w 36. Vienna City Marathon. Jak przebiegają Twoje przygotowania do tego maratonu?
Póki co moje treningi przebiegają zgodnie z planem i jestem zadowolony ze swojej obecnej dyspozycji. Mam tylko nadzieję, że zdrowie będzie mi dopisywało do samego końca, a wtedy jestem przekonany, że do startu Wiedniu będę dobrze przygotowany. Oczywiście o sukcesie w tak trudnej rywalizacji jak maraton decyduje wiele czynników, ale z mojego punktu widzenia najważniejsze jest wykonać swoją pracę na treningach najlepiej jak potrafię.
Z jakim celem jedziesz do stolicy Austrii? Będziesz tam walczył o minimum na Igrzyska Olimpijskie w Tokio?
Tego jeszcze nie wiem, bo póki co nie ma decyzji PZLA w sprawie wymagań, jakie będziemy musieli spełnić, aby w 2020 roku polecieć do Japonii. Nie wiemy, czy PZLA będzie się opierał na niedawno wprowadzonym światowym rankingu czy ustali swoje wewnętrzne minima. Liczę na to, że decyzja zapadnie jak najszybciej. Pierwsze wiosenne maratony ruszają już z początkiem kwietnia i mam nadzieję, że przed swoim startem w wiedeńskim maratonie już będę wiedział jaki wskaźnik trzeba osiągnąć, żeby na te upragnione igrzyska pojechać. Aczkolwiek wychodzę z założenia, że tak czy inaczej muszę pobiec jak najlepiej i uzyskać na mecie jak najlepszy wynik.
Czyli w granicach obecnego rekordu życiowego albo lepiej?
Mam nadzieję, że lepiej! Przecież już biegałem w czasie 2:11-2:12, a po to trenuję żeby biegać lepiej. Będę więc celował wyżej, ale trzeba pamiętać, że to jest jednak maraton. Nie bez przyczyny określany jest mianem królewskiego dystansu. Nawet jeśli więc przygotowania pójdą świetnie, to nie ma co chodzić z zadartą głową bo niejednego już zawodnika ten dystans sprowadził do parteru. Jestem jednak dobrej myśli i w Wiedniu będę chciał podjąć ryzyko. To jest konieczne, bo uważam, że nie da się pobiec maratonu w 2:10 lub poniżej, biegnąc zachowawczo. Nie jestem typem zawodnika dysponującego szybkością z półmaratonu, by ewentualnie w drugiej połowie dystansu pobiec 1:01 lub 1:02 i nadrobić. Moją domeną jest to, że zazwyczaj biegam mocno od startu i albo wytrzymuję, albo nie.
Mam więc nadzieję, że bieg będzie prowadzony równo i mocnym tempem od samego początku. Uważam, że gdybym nie zaryzykował w Warszawie, podczas 39. PZU Maratonu Warszawskiego nie wygrałbym i nie miałbym rekordu życiowego (2:11:27). Myślę, że gdyby Henryk Szost też nie zaryzykował i kalkulował na trasie, to nie pobiegłby tak dobrego rekordu Polski (2:07:39). Czasami trzeba więc dać się ponieść i zaryzykować.
Zmieniałeś coś w swoich przygotowaniach do tego maratonu czy realizujesz plan treningowy z poprzedniego swojego startu, w Berlinie?
Od samego początku mojej współpracy z trenerem Ryszardem Marczakiem, a przygotowywaliśmy się wspólnie już do czterech startów, do każdego maratonu zawsze przygotowujemy się inaczej. Nie ma czegoś takiego jak szablon czy standardowy plan treningowy. Nie robimy ciągle tego samego.
Z czego wynikają te zmiany w przygotowaniach?
Przede wszystkim zarówno trener jak i ja wyciągamy wnioski z poprzednich biegów. Szukamy moich mocnych i słabych stron, by później podczas przygotowań nie tracić czasu nad ulepszaniem czegoś, co mam wrodzone i dobre, tylko skupić się na pracy nad słabymi elementami. Dlatego teraz te treningi są inne, chociażby z tego powodu, że chcemy uzyskać lepszy wynik, najlepiej poniżej obecnego rekordu życiowego.
Liczę się z tym, że nie będzie to łatwe zadanie, ale wiem że na taki wynik jestem gotowy. Trzeba jednak pamiętać, że nie tylko trening i przygotowania do maratonu składają się na końcowy rezultat na mecie. Ten bardzo często zależy także od wielu czynników niezależnych od nas. Ja staram się wszystko robić jak najlepiej, pilnować odnowy biologicznej, odpoczywać, trenować z pełnym zaangażowaniem, ale nigdy nie wiem jak się później ułoży bieg czy też jaka będzie pogoda. Na to nie mam wpływu, a te czynniki także składają się na końcowy wynik.
W tym roku w odróżnieniu do ubiegłorocznych przygotowań nie trenowałeś na zgrupowaniu w górach?
Tak, w tym roku się nie zdecydowałem na wyjazd w góry wysokie. Pogoda póki co jest u nas dobra i trenując u siebie w Bydgoszczy wiem na co mnie stać i czego mogę oczekiwać. Po zgrupowaniu w górach często nie masz takiej pewności, nie wiesz jak zareaguje organizm po zjeździe z dużej wysokości. Na taką a nie inną decyzję, duży wpływ miały również właśnie ubiegłoroczne przygotowania w Albuquerque, gdzie podobnie jak Arek Gardzielewski uległem zatruciu. Z perspektywy czasu uważam, że był to jeden z czynników, który spowodował że poprzedni sezon był dla nas stracony.
Trzeba też pamiętać, że trening w górach wysokich jest bardzo ryzykowny. Czasem nieodpowiednie dobranie obciążeń na 2-3 treningach w górach może spowodować to, że później przez pół roku do siebie dochodzimy. Uważam, że wyjazd raz w roku na wysokogórskie zgrupowanie nie zbuduje nie wiadomo jak dobrej formy, z kolei nie wiele trzeba by zniweczyć cały sezon.
Błażej, analizowałeś już trasę wiedeńskiego maratonu? Umożliwia szybkie bieganie?
Ja już startowałem w Wiedniu w swoim maratońskim debiucie i wiem jaka tam jest trasa. Nie da się jechać po rekord życiowy na maraton, gdzie trasa nie sprzyja uzyskiwaniu dobrych rezultatów. Ta w stolicy Austrii nie jest może tak szybka jak np. w Berlinie, ale uważam, że można na niej uzyskać dobry wynik (rekord trasy wynosi 2:05:41 i został ustanowiony w 2014 roku przez Etiopczyka Getu Feleke. red.). Myślę, że większą rolę odegra to, jak się ułoży sytuacja na trasie biegu.
Z pewnością czołówka zawodników z Kenii czy Etiopii od początku mocno ruszy na wynik w okolicach 2:06-2:07. Pytanie czy za nimi będzie grupa zawodników biegnących na wynik w okolicach 2:10. Co prawda organizatorzy deklarowali, że będzie stworzona taka grupa, jednak z doświadczenia wiem, że później w rzeczywistości różnie to wychodzi. Czasem kogoś poniesie fantazja i zamiast na 2:10 pobiegnie na 2:08 lub odwrotnie, będą kłopoty i zwolnią do tempa na 2:15. Trzeba mieć trochę szczęścia, żeby wszystko się ułożyło tak jak to sobie zaplanowaliśmy. Ja jestem dobrze przygotowany i liczę właśnie, że to szczęście dopisze i uda się coś fajnego pobiegać.
Maraton w Wiedniu to szczęśliwe miejsce dla polskich maratończyków, już pierwsza edycja tego biegu zakończyła się podwójnym zwycięstwem. Pierwszy na mecie był Antoni Niemczak a drugie miejsce zajął Jerzy Skarżyński. W sumie Polacy aż 13 razy stawali na podium tego maratonu. To dobrze wróży.
Tak, Wiedeń służy naszym zawodnikom. Zresztą Arek Gardzielewski ma życiówkę właśnie z Wiednia (2:11:34), podobnie jak Artur Kozłowski (2:10:58) i Adam Draczyński (2:10:49). Więc widać, że można tam biegać szybko i poprawiać swoje rekordy życiowe. Sezon sezonowi jest jednak nierówny i raz padają lepsze wyniki, a raz gorsze. Ja jednak liczę na to, że jest to sezon przedolimpijski i do Wiednia przyjadą mocni zawodnicy, na różnych poziomach, i ten bieg się ułoży po mojej myśli.
Błażej, a jeśli odpukać, maraton w Wiedniu nie wyjdzie tak jak sobie założyłeś, to jakie masz dalsze plany? Co w takiej sytuacji?
Tak jak mówiłem wcześniej, nie wiemy jeszcze jakie będą warunki kwalifikacji do Tokio. Jeśli pod uwagę będą brane minima, to tak naprawdę będę miał trzy próby. Maraton teraz na wiosnę, na jesieni oraz na wiosnę przyszłego roku. Najwygodniej byłoby uzyskać prawo startu na igrzyskach już teraz.
Z tych trzech prób tak naprawdę masz tylko dwie, bo chyba jako zawodowy żołnierz na jesieni czeka Cię start w Światowych Igrzyskach Wojskowych?
Tutaj też jeszcze do końca nie wiemy, ile osób pojedzie, oraz jaki będzie skład reprezentacji. W tym przypadku również czekamy na oficjalne decyzje. Wiele będzie pewnie zależało od wiosennych maratonów i od tego, jak w nich spiszą się zawodnicy. Wtedy trener kadry Grzegorz Gajdus wyłoni zawodników na wojskowe igrzyska, które na jesieni odbędą się w Chinach. Ja jednak aż tak daleko staram się nie sięgać, na razie skupiam się na swoim najbliższym wiosennym starcie w Wiedniu. Tam chcę pobiec jak najlepiej i mam nadzieję, że ta sztuka mi się uda, a później będziemy planowali co dalej.
Dziękuję za rozmowę
Grzegorz Dulnik